Maciej Onoszko: Jeśli polityka, to tylko w maju
Majowy natłok wolt i zaskakujących rozstrzygnięć może przyprawić o zawroty głowy nawet najbardziej doświadczonych obserwatorów brytyjskiej sceny politycznej. Fakt, iż w ciągu najbliższych tygodni – a może nawet dni – dojdzie do długo oczekiwanej zmiany na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii, lekko blaknie w porównaniu z historycznym zwycięstwem zwolenników odcięcia Szkocji od Zjednoczonego Królestwa w lokalnych wyborach. Coraz bardziej prawdopodobna porażka rządzącej Irlandią partii Bertiego Aherna wydaje się być z kolei niewiele znaczącą zmianą w świetle bezprecedensowego porozumienia z północnej części wyspy, pozwalającej brytyjskim lojalistom usiąść w jednym rządzie z bojownikami o pełną wolność Irlandii. W wyborach do angielskich samorządów lokalnych, porażki doznali laburzyści, a kolejny sukces mogła świętować wschodząca gwiazda wyspiarskiej polityki - konserwatysta David Cameron. Nawet pogoda dostosowała się do nastroju politycznej gorączki i zaskoczyła mieszkańców Wysp Brytyjskich wysokimi temperaturami.
Przykry koniec Blaira
Ale wszystko po kolei. Powszechnie uznanym za prawdziwe jest stwierdzenie, że Tony Blair jako polityk po prostu się wypalił. Jego popularność spada, ciągnąc za sobą w dół poparcie dla Labour Party. Wniosek jest prosty: aby Labour było w stanie konkurować z konserwatystami, Blair musi odejść zarówno ze stanowiska premiera, jak i szefa partii. Zgodnie z zapowiedziami jego samego, konkretną datę odejścia Blaira z wielkiej polityki poznamy w tym tygodniu. Trudno oczekiwać, że Blair zechce kurczowo trzymać się stanowiska dłużej niż do – zaplanowanego na wrzesień – kongresu laburzystów. Niestety, styl, w jakim Blair opuszcza swój urząd, nie zachwyca. Jeden z sondaży wskazał, że 70% Brytyjczyków będzie pamiętać jego rządy przede wszystkim za uwikłanie Zjednoczonego Królestwa w iracki koszmar. Jedynie 7% wspominać będzie rozkwitające właśnie owoce żmudnej koncyliacyjnej polityki rządu Blaira w stosunku do Irlandii Północnej. [1]
Na złą pogodę Brown
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że stery w Wielkiej Brytanii przejmie Gordon Brown, wieczny numer dwa w Labour Party. Obecny kanclerz skarbu zostanie premierem w relatywnie dobrych warunkach gospodarczych [2] i skrajnie nieprzyjaznych okolicznościach międzynarodowych. Poza niepopularnym zaangażowaniem Wielkiej Brytanii w wojnę w Iraku, problemem dla Browna może się okazać sytuacja polityczna w jego rodzimej Szkocji. Zeszłotygodniowe wybory do szkockiego parlamentu – znanego jako Holyrood – przyniosły dość zaskakujący wynik. Po raz pierwszy w historii, zwycięzcą wyborów okazała się Scottish National Party (SNP), zdobywając o jeden mandat więcej niż laburzyści. [3] Zmiana warty w Holyrood nie byłaby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie fakt, iż przewodnim hasłem wyborczym SNP było przeprowadzenie referendum na temat przyszłości Szkocji jako części Zjednoczonego Królestwa.
Razem czy osobno?
Oczy całej Szkocji zwrócone są teraz na Alexa Salmonda, lidera SNP. Aby zapewnić swej partii swobodne rządzenie, Salmond musi znaleźć dla SNP koalicyjnego partnera. To wcale nie będzie proste. Naturalny sojusznik SNP – liberalni demokraci – słowami swego lidera Nicola Stephena odrzucili możliwość koalicji, jeśli SNP trwać będzie przy chęci zorganizowania referendum. Jednakże nawet jeśli postawa liberalnych demokratów to tylko negocjacyjny fortel Stephena, który po jakimś czasie da się namówić na koalicję, Salmonda czeka jeszcze trudna praca związana z przekonaniem do swych poglądów większości Szkotów. Okazuje się bowiem, że ze zdaniem „Szkocki parlament powinien wynegocjować nową umowę z rządem brytyjskim uznającą Szkocję za suwerenne i niepodległe państwo” zgadza się raptem 35% Szkotów, a 55% je odrzuca. [4] Warto odnotować, że sondaże z listopada zeszłego roku wskazywały, iż niepodległa Szkocja to gra warta świeczki dla 51% Szkotów. [5] Torpedowanie tego pomysłu przez Labour Party i większość tytułów prasowych w Wielkiej Brytanii najwyraźniej przyniosło pożądany efekt.
Bertman w opałach
Nie mniej ciekawie przedstawia się maj w świecie polityki na Zielonej Wyspie. W irlandzkich wyborach, które odbędą się 24 maja, coraz mniej prawdopodobne wydaje się być powtórzenie sukcesu wyborczego Fianna Fail (FF) z roku 2002, kiedy to partia Bertiego Aherna stała się pierwszym irlandzkim ugrupowaniem od 1969 roku, któremu udało się utrzymać rządy. Należy odnotować, że FF dostała ponowny mandat społeczny, pomimo licznych skandali finansowych ujawnianych przez media. Główną postacią wielu z nich był sam Ahern, znany w Irlandii jako Bertman. Ostatnimi czasy skandale znów nie omijają Bertmana, a czasy, gdy Irlandię nazywano „celtyckim tygrysem”, odeszły już w niepamięć. Sondaże z końca kwietnia wskazywały, iż rządząca koalicja FF i Progressive Democrats może liczyć na mniej poparcia niż alternatywny alians Fine Gael i Labour Party. [6] Wygląda na to, że ostatnią deską ratunku dla Bertmana i jego partii może być bezprecedensowe wydarzenie, jakie miało miejsce w tym tygodniu w Irlandii Północnej.
Północnoirlandzki cud
W ponad osiemdziesięcioletniej historii konfliktu między irlandzkimi republikanami a brytyjskimi lojalistami o słuszność traktowania Ulsteru jako odrębnej część Irlandii, podległej Zjednoczonemu Królestwu, widzieliśmy już wszystko. Były zamachy bombowe zabijające przypadkowych ludzi, były skrytobójstwa dokonywane na politykach, były strajki głodowe kończące się śmiercią protestujących. Te wszystkie tragiczne wydarzenia stały się czarnoziemem dla martyrologii przenikającej codzienne życie każdego z mieszkańców Belfastu i okolic.
{mosimage}
Przykłady wielu lokalnych konfliktów pokazują, że tam gdzie są męczennicy, tam nie ma szans na pokojowe porozumienie. Jednakże obie zwaśnione strony w Irlandii Północnej były w stanie się dogadać. Nie byłoby to możliwe bez Porozumienia wielkopiątkowego z 1998, ostatecznej decyzji IRA o zawieszeniu broni oraz – przede wszystkim – dobrej woli z obu stron i pomocy z zewnątrz. Jeszcze do niedawna wydawało się, że reprezentująca Irlandczyków Sinn Fein nie zechce budować wspólnego rządu z lojalistami. Takiej chęci jeszcze trudniej było się spodziewać po liderze unionistów, pastorze Ianie Paisley’u.
{mosimage}
Wspomniana pomoc z zewnątrz to zasługa dwóch gentlemanów powoli odchodzących do politycznego lamusa: Tony’ego Blaira i Bertiego Aherna, którzy od niemal dekady dzielnie sekundowali obydwu stronom w rozmowach pokojowych.
Przypisy:
[1] Według badania opinii publicznej CommunicateResearch, na zlecenie The Belfast Telegraph
[2] Według raportu BDO Business Trends, gospodarka brytyjska ma w tym roku rozwijać się szybciej niż strefa euro. Wiarygodność tej prognozy w dużym stopniu zależy od stóp procentowych, co do których oczekiwania rynku nie są zbyt optymistyczne. Marcowy wzrost inflacji do poziomu 3, % najprawdopodobniej skłoni bank centralny do podwyższenia stóp procentowych do poziomu najwyższego od sześciu lat.
[3] W liczącym 129 miejsc Holyrood, SNP zdobyło 47 mandatów, a Labour – 46. Siły numer trzy i cztery w Szkocji: konserwatyści oraz liberalni demokraci uzyskali – odpowiednio – 17 i 16 mandatów.
[4] Według sondażu ICM Research, przygotowanego dla The Scotsman.
[5] MacDonell H., „Stephen spoils the party for Salmond as he says: It’s no deal”, The Scotsman, s.3
[6] Według sondażu TNS, przygotowanego na zlecenie The Irish Times
Tekst ukazał się pierwotnie w Newsletterze „Forum Rozwoju Edukacji Ekonomicznej”. Przedruk za zgodą autora.