Magda Farcik: Fotyga unijnej dyplomacji, czyli słów kilka o Lady Ashton.
Ashton ukończyla ekonomię na Uniwersytecie Londyńskim. Zapędy polityczne baronessy zawsze skierowane były na lewo. Po studiach była dyrektorką organizacji w skrócie walczącej o prawa pracowników. Doświadczenia w prowadzeniu instytucji stowarzyszeniowych nabrała zapewne podczas piastowania funkcji skarbnika Kampanii na Rzecz Rozbrojenia Nuklearnego organizacji która współpracowała z komunistami radzieckimi i przez nich rzekomo była finansowana. Lata spędzone w CND politycy opozycyjnych frakcji wypominają Ashton po dziś dzień.
W takim razie jak znalazła się w polityce? Początkowo była niezależnym konsultantem politycznym. Po urlopie macierzyńskim stanęła na czele administracji hrabstwa Hertfordshire. Równocześnie piastowała stanowisko wiceprzewodniczącej Narodowej Rady ds. rodziców samotnie wychowujących dzieci. Utarte ścieżki w dotychczasowej karierze i być może małżeństwo z Peterem Kellerem ułatwiły Ashton wejście do brytyjskiej polityki. Chwilę po tych nominacjach otrzymała tytuł baronessy od samego Tonego Blaira, ówczesnego premiera. Potem awans za awansem. Kolejne, coraz to wyżej zajmowane stanowiska doprowadziły ją do objęcia przewodnictwa w Izbie Lordów, a co za tym idzie zajęcia miejsca wśród ministrów zasiadających w Gabinecie. Dwa lata temu, w związku z przebudową Gabinetu, wysłano ją do Europarlamentu. Otrzymała ni stąd ni zowąd stanowisko komisarza ds. handlu. Dokładnie nie wiadomo jak doszło do przyznania jej tego mandatu.
I stało się. Od 1 grudnia wszedł w życie nie tylko traktat lizboński, ale i nowa inicjatorka polityki zagranicznej. Jej wiedza i pomysły nie znają granic. Odpowiedzi „nie mam zdania”, „muszę się zastanowić”, „proszę dać mi trochę czasu” na trwale zagościły w żargonie, szczególnie opozycjonistów, w unijnym parlamencie. Od tego czasu oceniana jest już nie tyle negatywnie, co ironicznie. Najciekawszym paradoksem jest fakt, iż po raz kolejny obsadzano ją na stanowisku poprzez odgórną decyzje, a nie demokratyczne wybory!
Zróbmy małe resume strategii Ashton. Jeśli przyjmiemy, że strategia opiera się na zasadzie, „wiem, że nic nie wiem, ale jak pojadę tu i tam to się dowiem”, to jesteśmy w dobrym punkcie. Ashton do czasu przesłuchań nic nie wiedziała o konfliktach rosyjsko gruzińskich, o Nord-Stream, o partnerstwie wschodnim. Zaczęła się uczyć! Pojechała na zaprzysiężenie nowowybranego prezydenta Ukrainy – to chyba w ramach tego partnerstwa wschodniego. Odwiedziła niedawno strefę Gazy – już bliżej Rosji i Gruzinów. Skierowała oficjalną notę do rządu Białorusi, aby zaprzestał łamania praw człowieka – już jest blisko NordStreamu. Dodatkowo, aby poznać mentalność rządzących polską, przyjedzie do nas aż trzy razy. Plany są górnolotne: w maju zamierza spotkać się z sześcioma państwami wchodzącymi skład Partnerstwa Wschodniego, a w lipcu uczestniczyć w spotkaniu szefów MSZów poświęconym demokracji.
Teraz założymy drugą strategię – „wiem, że nic nie wiem, nie nauczę się, ale przynajmniej pojeżdżę po świecie”. Ta opcja również jest trafiona. Już głośno mówi się o słynnych podróżach Lady Ashton. Pojawiły się także propozycję współpracy w ramach rozwiązań logistycznych, bowiem wysoka przedstawiciel unijnej dyplomacji nie posiadła dotąd własnej floty samolotów. Zaczęła podróżować, ale skutki nie są wymierne. Podróż na Haiti – nie odbyła się, podroż na Ukrainę – bezcelowa, podróż do strefy Gazy – żeby urzeczywistnić rangę konfliktów religijnych, których i tak ani Ashton, ani Unia nie rozwiąże była dość egzotyczna.
Jak to w końcu jest z tą unijną dyplomacją? Być może Ashton i Rompuy są tylko marionetkami przy Merkel i Sarkozym. Może obsadzono specjalnie osoby mniej znane niż Barosso, by ten mógł grać pierwsze skrzypce. Może optymistycznie liczono, że kobieta po pięćdziesiątce zdoła zespolić politykę unijną w jedną całość i w dodatku reprezentatywnie ją promować na arenie międzynarodowej?
Konkludując, Lady Ashton trochę przypomina naszą polską minister, Annę Fotygę. Obie cechują się brakiem wiedzy, doświadczenia i wizji na prowadzenie określonej polityki. Niewiedza Ashton i brak demokratycznego nadania władzy jest powszechnie krytykowany w Parlamencie Europejskim. Już 4 miesiące temu pomysł z jej kandydaturą wydawał się chybiony. Dziś możemy powiedzieć z ręką na sercu – inwestycja nietrafiona. Fotygę zapamiętamy jako fankę hiszpańskich tańców. Jaki „dorobek” pozostawi po sobie Catherine Aston? Dystansując się od wszelakich przekonań politycznych i wszelkich upodobań zachęcam do wnikliwej obserwacji. Obawiam się jednak, że za 20 lat na wspomnienie o Catherine Ashton nasze dzieci odpowiedzą „muszę się zastanowić” bo „nie mam zdania”.