Mateusz Grzelczyk: Bitwa o Francję rozpoczęta (komentarz)
- Mateusz Grzelczyk
Rezultaty I tury wyborów prezydenckich nie są zaskakujące. Zgodnie z przewidywaniami za niespełna dwa tygodnie, w II turze, spotkają się: kandydat rządzącej centroprawicowej UMP Nicolas Sarkozy oraz socjalistka Segolene Royal. Świetny wynik Sarkozy’ego w I turze (ponad 30 procent głosów) nie oznacza jednak, że może on być pewny zwycięstwa. Royal nadal jest groźną konkurentką w wyścigu o najwyższy urząd w państwie.
Najważniejszym wyzwaniem dla obu kandydatów jest teraz przejęcie głosów centrysty Francois Bayrou, który uzyskał niemal 20-procentowe poparcie. Z pewnością większe szanse ma na to Sarkozy, ponieważ przez ostatnie dekady partie centrowe sprzyjały prawicy.
Royal może natomiast liczyć na poparcie imigrantów, w szczególności tych z biednych przedmieść wielkich miast, dla których Sarkozy jest kandydatem nie do przyjęcia. To właśnie dzięki ostrej retoryce antyimigracyjnej udało się Sarkozy’emu podebrać głosy liderowi skrajnie prawicowego Frontu Narodowego, Jean Marie Le Penowi, który w 2002 r. wszedł wraz z Jacques’em Chirac’iem do II tury, a w tegorocznych wyborach uzyskał zaledwie 10-procentowe poparcie.
Sarkozy nie spodziewał się aż tak dużego zainteresowania wyborami wśród imigrantów. Jeśli bardzo wysoka, ponad 80-procentowa frekwencja nie jest aż tak dużym zaskoczeniem (w 2002 r. wyniosła ona 72 procent), to już tłumy Arabów i Czarnoskórych tłoczących się w lokalach wyborczych wywołały nie lada zdumienie.
Nie można jednak zapominać o tym, że II tura wyborów prezydenckich to dopiero półmetek maratonu wyborczego we Francji. Na czerwiec zaplanowane zostały wybory do Zgromadzenia Narodowego. Zarówno Sarkozy, jak i Royal odniosą prawdziwe zwycięstwo dopiero wówczas, gdy większość w izbie niższej francuskiego parlamentu zdobędą ich macierzyste partie. Pięcioletnia koabitacja oznacza bowiem marginalizację prezydenta, bez względu na to, kto będzie pełnił ten urząd.