Piotr Bajor: Radykalizacja Ukrainy
Dziś mija rok od wyborów parlamentarnych na Ukrainie. I choć rządzący politycy zapewniają, że Ukraina idzie w dobrym kierunku, to jednak na ulicy usłyszeć można zdecydowanie odmienne opinie. Ukraińcy dość mają politycznych kłótni i jak sami mówią, jedyne czego potrzebują to spokoju i stabilizacji politycznej.
Kryzys polityczny na Ukrainie rozpoczął się praktycznie wraz z wyborami do Rady Najwyższej 26 marca 2006 roku. Początkowo związany był on z wielomiesięcznymi negocjacjami dotyczącymi powołania koalicji rządowej w ramach tzw. sił pomarańczowych. Jednak w decydującym momencie na stronę „regionałów” przeszedł Ołeksandr Moroz. Lider socjalistów zgodził się poprzeć Janukowycza w zamian za funkcję przewodniczącego Rady Najwyższej.
Ta ,,zdrada” Moroza nie może jednak usprawiedliwiać braku koalicji pomiędzy Blokiem Julii Tymoszenko a Naszą Ukrainą, które nie mogły się porozumieć z powodu ambicjonalnego podejścia liderów. Ostatecznie koalicję rządową stworzyły Partia Regionów, Socjalistyczna Partia Ukrainy oraz Komunistyczna Partia Ukrainy, a premierem został Wiktor Janukowycz. Prezydent Juszczenko naiwnie uwierzył, że będzie w stanie współpracować w ramach tego układu politycznego. Jednak sprawdzona i funkcjonująca w zachodnich demokracjach formuła cohabitation w warunkach ukraińskich kompletnie zawiodła. Praktycznie od pierwszych dni zaczęło dochodzić do konfliktów i spięć na linii prezydent – rząd, prezydent – parlament. W ich wyniku Juszczenko stopniowo tracił władzę i wpływy na rzecz Janukowycza. Decydującą rozgrywką, która potwierdziła słabość prezydenta, był konflikt wokół ustawy o Gabinecie Ministrów Ukrainy. Spór wokół niej toczył się przez kilka miesięcy i ostatecznie została ona uchwalona w wersji zaproponowanej przez rząd. Według jej zapisów, urząd prezydencki traci kolejne uprawnienia na rzecz premiera. Juszczenko dwukrotnie zawetował tę ustawę, jednak jego weto zostało odrzucone. Po raz kolejny w konfrontacji z prezydentem zwycięsko wyszedł premier, którego pozycja obecnie jest bardzo silna.
Odrzucenie prezydenckiego weta było możliwe tylko dzięki głosom deputowanych Bloku Julii Tymoszenko, którzy po raz kolejny wystąpili przeciwko prezydentowi. Taka postawa deputowanych tego bloku nikogo nie zdziwiła, ponieważ ich doraźne sojusze nie były nowością. Tym razem Julia Tymoszenko udzieliła poparcia rządowi, w zamian za głosy antykryzysowej koalicji w czasie głosowania nad ustawą o mandacie imperatywnym. Ustawa ta zezwala na pozbawienie deputowanego mandatu, jeśli ten opuści szeregi danej partii. Otóż, po ostatnich wyborach najwięcej politycznej dezercji zanotował właśnie Blok Julii Tymoszenko. Bardziej jednak niż sojusz z Janukowyczem, obserwatorów ukraińskiej sceny politycznej zaskoczyło późniejsze zachowanie żelaznej Julii.
Kolejne zjednoczenie opozycji
Otóż, Julia Tymoszenko z dnia na dzień radykalnie zmieniła podejście do rządu i antykryzysowej koalicji. Zarzuty wobec Janukowycza o zdradę stanu i spowodowanie zagrożenia suwerenności Ukrainy, to mocne oskarżenia, nawet w ustach znanej z ostrego języka Julii Tymoszenko. Jaki był jednak motyw zmiany taktyki? Dlaczego Tymoszenko pozbawiła się możliwości zawarcia sojuszy z Janukowyczem w przyszłości? Liderka opozycji jest bardzo dobrym strategiem i w działaniu tym miała jakiś ukryty cel. Śledząc ostatnie wydarzenia polityczne na Ukrainie, można ten cel zobaczyć - jest nim ponowne dojście do władzy.
Scenariusz przejęcia władzy
Julia Tymoszenko najprawdopodobniej zdała sobie sprawę, że silny Janukowycz to nie tylko zagrożenie dla prezydenta Juszczenki, ale i dla niej samej. Poparcie dla Partii Regionów mimo małego spadku jest ciągle bardzo wysokie, a Janukowycz przewodzi w sondażach prezydenckich. Mimo że partia Julii Tymoszenko jest największą siłą opozycyjną, to jednak bez zjednoczenia nie ma szans w walce z Janukowyczem o władzę w państwie. W obliczu rosnącej pozycji premiera, opozycji nie pozostało nic innego jak ponowne zjednoczenie. Stosowna umowa pomiędzy Blokiem Julii Tymoszenko a Naszą Ukrainą podpisana została 24 lutego. Składa się ona z trzech części programowych, jednak najważniejszy jest postulat przeprowadzenia przedterminowych wyborów i przejęcia władzy.
O tym, że opozycja zamierza doprowadzić do zmiany rządu, świadczyć może ofensywa polityczna, jaka ma obecnie miejsce, a która wpisuje się w uzgodniony plan przejęcia władzy. Bardzo koncyliacyjnie do tej pory nastawiony Juszczenko zaczął również ostro atakować premiera. W liście do opozycji prezydent napisał, że obecny rząd stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i ładu konstytucyjnego w państwie. Juszczenko wyraził również poparcie dla działań zmierzających do odsunięcia obecnego premiera od władzy, a specjalne, kolejne już porozumienie opozycji, które zawiera 17 żądań wobec rządu zostało podpisane właśnie w prezydenckim sekretariacie, w obecności Juszczenki.
Według opozycji, Janukowycz nie może być dalej szefem rządu, ponieważ otrzymał on nominację według przepisów przyjętych niezgodnie z konstytucją. Twierdzą oni również, że kilku członków rządu zbyt późno złożyło mandaty deputowanych, czym również naruszyli konstytucję. W związku z tym, opozycja otwarcie żąda przeprowadzenia nowych wyborów parlamentarnych. Rozwiązanie takie dla międzynarodowej opinii byłoby jednak sporym zaskoczeniem. Dlatego też Julia Tymoszenko zabiega o poparcie dla tego planu. Kwestia ta była jednym z głównych tematów rozmów w czasie jej ostatniej wizyty w Stanach Zjednoczonych. Mimo iż nikt z administracji amerykańskiej nie wypowiedział się na ten temat, Julia Tymoszenko poinformowała, że USA popierają plan opozycji doprowadzenia do przedterminowych wyborów. Z kolei o poparcie społeczności ukraińskiej mieszkającej w Kanadzie zabiegał również Jurij Łucenko, który na początku marca przebywał w tym państwie na obchodach 40–lecia Światowego Kongresu Ukraińców. Rola tego popularnego polityka ma kluczowe znaczenie w ewentualnym sukcesie opozycji. Otóż jego głównym zadaniem jest doprowadzenie do masowych protestów społecznych. Pod koniec 2006 roku, kilka dni po odwołaniu z funkcji ministra spraw wewnętrznych, Łucenko stanął na czele społecznego ruchu ,,Ludowa Samoobrona”. Od tego momentu jeździ on po całej Ukrainie i mobilizuje społeczeństwo do aktywności oraz namawia do sprzeciwu wobec obecnego rządu. Wiosną zjednoczona opozycja planuje w Kijowie przeprowadzić ,,marsz sprawiedliwości’’, którego głównym celem będzie rozwiązanie parlamentu, dymisja rządu oraz nowe wybory.
Problem opozycji polega jednak na tym, że samymi protestami Janukowycza usunąć nie będzie można. Obecnie w prawie ukraińskim nie ma przepisów regulujących przeprowadzanie wyborów przedterminowych. Jednak właśnie brak przepisów może być najlepszym rozwiązaniem dla opozycji i wykorzystany zostać może do odwołania Janukowycza i doprowadzenia do nowych wyborów. Jednak czy Juszczenko zdecyduje się podważyć przepisy, które sam firmował i dzięki którym został prezydentem? Wydaje się, że wszystko zależy od poparcia społecznego tego procesu. Jeśli do Kijowa przyjadą tłumy ludzi i będzie widział poparcie, to może otwarcie przeciwstawić się premierowi. Koalicja rządząca uważa jednak, że obecnie nie ma żadnych podstaw do odwołania premiera. Rząd ukraiński nie lekceważy jednak działań opozycji. Ubiegając jej żądania, zdecydował nawet o wcześniejszym podniesieniu pensji minimalnej. W samej Partii Regionów również zarządzono mobilizację. Mimo iż niebiescy oficjalnie mówią, że żadnych wyborów nie będzie, to jednak terenowe oddziały partii mają być przygotowane na każdy rozwój sytuacji. Z rozmów z członkami koalicji wynika, że nie obawiają się oni działań opozycji, jednak powyższe reakcje świadczą o poważnym zaniepokojeniu obecną sytuacją.
Co dalej?
Dalszy rozwój wypadków na Ukrainie trudno przewidzieć. Można jednak przypuszczać, że dojdzie do ostrego konfliktu na linii opozycja – rząd oraz prezydent – premier. Może on trwać długo i zachowując status quo nie doprowadzić do żadnych rezultatów. Kluczową sprawą będzie to, czy zostanie zachowana jedność opozycji. Pozycja prezydenta w systemie ustrojowym Ukrainy spada i wydaje się, że Julii Tymoszenko obecnie bardziej odpowiadałby fotel premiera. Takie rozwiązanie byłoby bardzo wygodne dla prezydenta Juszczenki, który w starciu o reelekcję szansę ma jedynie dzięki poparciu Julii Tymoszenko. Przypuszczenia te potwierdza pełnomocnik prezydenta w Radzie Najwyższej Roman Zwarycz, który powiedział, że w czasie wyborów prezydenckich wspólnym kandydatem Bloku Julii Tymoszenko i Naszej Ukrainy będzie Wiktor Juszczenko. Do wyborów tych zostało jednak ponad dwa lata. Doświadczenia ukraińskie pokazują, że w tym czasie jeszcze wiele może się zmienić.
Ukraińska opozycja i prezydent Juszczenko są dziś niewątpliwie bardzo osłabieni w przeciwieństwie do rosnącego w siłę obozu Wiktora Janukowycza. W środę 21 marca do rządu wszedł znany „pomarańczowy” polityk Anatolij Kinach, który według opozycji dokonał politycznej zdrady. W ślad za nim do koalicji parlamentarnej przeszło 11 deputowanych. Mimo, iż w dużym stopniu osłabiło to działania opozycji, to jednak Julia Tymoszenko zapowiedziała, że w jej szeregach jest taka ilość prawdziwych mężczyzn (to epitet w reakcji na zachowanie Kinacha), by zrealizować założone cele.
Dziś w tych trudnych warunkach opozycja zjednoczyła się po raz kolejny. Tym razem celem jest odsunięcie od władzy Janukowycza i przejęcie rządów. Jeśli nawet ten plan się powiedzie to pomarańczowi bezpowrotnie stracili jednak szanse i możliwości, jakie mieli zaraz po pomarańczowej rewolucji. Wówczas posiadali pełnię władzy, i mogli wspólnie reformować państwo. Władzę, od której dziś są tak daleko, i o którą ciężko będą musieli walczyć, utracili na własne życzenie. Ostatnie wydarzenia pokazują, że wyciągnęli z tego wnioski i o tym pamiętają. Otwartym pytaniem pozostaje kwestia na jak długo tej pamięci im wystarczy.
Autor jest korespondentem Portalu Spraw Zagranicznych w Kijowie.