Przemysław Jabłoński: W Turcji trwa walka o władzę
Próba delegalizacji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju jest kolejnym etapem wymiany ognia pomiędzy rządzącą partią, a zaciekłą opozycją, na którą składa się armia, partie narodowe i lewicowe, oraz administracja państwowa.
Sytuacja na tureckiej scenie politycznej komplikuje się ponownie, tym razem z powodu oficjalnych zarzutów prokuratury postawionych rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Postępowanie toczy się w oparciu o oskarżenie zagrożenia laickości państwa, czyli tradycyjnego sposobu tzw. twardego państwa (wojsko, administracja, partie narodowe) na odzyskanie kontroli w kraju. Tradycyjnie również przeciwnikiem armii jest Partia Sprawiedliwości i Rozwoju, która po raz drugi z rzędu wygrała wybory, uzyskując wystarczającą ilość głosów do samodzielnego rządzenia. Wybory uznały Unia Europejska, OBWE oraz Stany Zjednoczone. Jednak zgodność z prawem procedury wyborczej oraz zdanie swoich obywateli nie są w stanie przekonać tradycyjnych zsekularyzowanych (co w Turcji nie oznacza niewierzących) elit do pogodzenia się z rzeczywistością.
Wielką wartością zachodnich demokracji jest umiejętność godzenia się z przegraną w wyborach. Niestety w Turcji, przynajmniej ze strony partii antyislamskich ta wartość nie występuje. Od rozpoczęcia pierwszej kadencji AKP jest nieustannie poddawana naciskom przez ugrupowania sprzeciwiające się rządom islamistów. Druga kadencja niemal od ogłoszenia wyników wyborów jest w tym zakresie intensywniejsza.
Pierwszym istotnym punktem zapalnym stał się wybór Prezydenta Republiki. W Turcji wyboru na to stanowisko dokonuje Zgromadzenie Narodowe na 7- letnią kadencję (obecnie dyskutowane są zmiany mające wprowadzić bezpośredni wybór głowy państwa). Posiadająca przewagę mandatów AKP przedstawiła jako oficjalnego kandydata Abdullaha Gula, sprawującego poprzednio urząd ministra spraw zagranicznych i będącego ważną postacią tego ugrupowania. Jak można było się spodziewać armia w właściwy dla siebie sposób ostro sprzeciwiła się wyborze Gula, tym razem ograniczając się do wypowiedzi słownych i oficjalnych komunikatów. Partie opozycyjne zbojkotowały wybory, a całe zamieszanie zakończyło się unieważnieniem wyborów przez Trybunał Konstytucyjny, który w uzasadnieniu podał brak wymagane kworum. O starciu pomiędzy armią, a rządzącą partią miały więc zdecydować wybory, i zdecydowały. Partia Sprawiedliwości i Rozwoju wygrała je z miażdżącą przewagą 46 punktów procentowych i ponownie wyznaczyła Abdullaha Gula jako kandydata do prezydenckiego urzędu. Pod koniec sierpnia, po ośmiu dniach głosowania, w trzeciej rundzie Abdullah Gul został wybrany. Zwolennicy ancient regime doznali porażki, a obywatele tureccy jasno dali do zrozumienia, iż nie życzą sobie bezprawnych interwencji armii, czy wtrącania się jakichkolwiek innych nieuprawnionych podmiotów w sprawy publiczne.
Kto wygrywa bitwę, nie zawsze zwycięża w wojnie. W tym sensie armia turecka na pewno się nie poddała, a podstawę kolejnego starcia odegrała muzułmańska chusta, noszona tak przez żonę prezydenta, jak i premiera. Zresztą sprawa czarczafu ociera się w Turcji dość wyraźnie o prawa człowieka, w tym konkretnym przypadku prawa kobiet do swobody ubioru, wyrażania się. Swoistym paradoksem jest sytuacja w której muzułmanki w Turcji muszą walczyć o możliwość swobodnego noszenia chust, a kobiety w wielu krajach islamskich muszą takowe nosić, również nie mając wyboru. Osobną kwestią pozostaje wpływ mężczyzn (małżonków, ojców, braci) na powrót tradycyjnego odzienia u kobiet. Rola czarczafu (czadora w Persji, czy arabskiego hidżabu) ewoluuje z znienawidzonego symbolu uległości kobiet, w oznakę ich niezależności, wolności wyboru, a nawet mody. W Koranie nie ma wyraźnego nakazu zakrywania twarzy u kobiet, istnieją natomiast wersy wymagające od nich nie ukazywania swoich wdzięków. W Turcji to właśnie czarczaf stał się w ostatnim czasie symbolem kolejnego starcia kemalistów z rządzącą partią. W lutym br. parlament przyjął ustawę znoszącą zakaz noszenia chust na uniwersytetach, którą następnie zatwierdził prezydent. Niemal natychmiast ustawę do Trybunału Konstytucyjnego zaskarżyła Partia Ludowo- Republikańska. W czerwcu Trybunał ustawę odrzucił. Niemal jednocześnie prokuratura oskarżyła AKP o próby wprowadzenia szariatu, co w przypadku uznania tych oskarżeń za zasadne przez Trybunał, będzie oznaczało delegalizację partii.
Instytucja delegalizacji partii politycznych w Turcji ma bogatą historię. Stosowana była wielokrotnie, także wobec ideowych i kadrowych poprzedniczek AKP, Partii Dobrobytu i Partii Cnoty. Trybunał Konstytucyjny znajduje się w trudnym położeniu. Decyzja o ewentualnej delegalizacji Partii Sprawiedliwości i Rozwoju spowoduje ostrą krytykę ze strony Unii Europejskiej, i być może doprowadzi do zawieszenia rozmów akcesyjnych. Wypowiedzi polityków europejskich wskazują jednoznacznie, iż popierają obecny rząd Turcji, co wpisuje się w pogląd, iż tylko w Turcji Partia Sprawiedliwości i Rozwoju uważana jest za niebezpieczną dla demokracji. Zresztą idąc dalej tym rozumowaniem, obywatele tureccy również nie widzą zagrożenia dla swojej wolności, poprzez wprowadzenie np. możliwości noszenia chust.
W Turcji trwa walka o władzę, odbywająca się pod płaszczem religii, a dokładniej obrony przed nią z jednej strony, i wolnością praktykowania religii z drugiej. Nie chciałbym w tym miejscy zagłębiać się w sytuację religii w Turcji. Według mnie jesteśmy za to świadkami istotnych zmian na tureckiej scenie politycznej, pewnego przesilenia wartości. W przeszłości armia stanowiła swoisty bufor bezpieczeństwa, i gdy politycy nie radzili sobie z rządzeniem, interweniowała. Tak było w 1960 i w 1980 roku. Teraz, w trakcie trwania negocjacji z Unią Europejską, w zdecydowanie innej rzeczywistości publicznej niż 20 lat temu, wojskowi nie mogą już sobie pozwolić na jawne ingerowanie w działalność władzy państwowej. Prawo tureckie dostosowywane do standardów europejskich, także wpływa na ograniczenie roli wojskowych w cywilnych strukturach władzy np. wprowadzenie cywilnej kontroli budżetu wojska. Szerokim echem odbiła się wiadomość o aresztowaniu dwóch emerytowanych tureckich generałów podejrzewanych o przygotowywanie puczu. Jednym z aresztowanych jest gen Hursit Tolon, który niechlubnie (w kręgach nacjonalistycznych jest uważany za bohatera) wsławił się wypowiedzią, w której uznał każdą osobę działającą na rzecz normalizacji sytuacji Cypru za zdrajcę narodu. Oprócz dwóch emerytowanych generałów od początku roku policja aresztowała kilkadziesiąt osób, w tym również wojskowych, pod podobnymi zarzutami, czyli organizowania puczu. Krytycy rządu wskazują na fakt, iż ponad roczne śledztwo w sprawie organizowania zamachu stanu, w tym zatrzymania wielu osób nie przyniosły żadnych, konkretnych rezultatów. Padają również zarzuty. politycznych nacisków na prokuraturę, za pomocą której rząd stara się ograniczyć wpływy wojskowych.
W Turcji trwa walka o władzę. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego będzie jej kolejnym etapem. Zawirowania na wewnętrznej scenie politycznej na pewno nie pomogą Turcji w akcesji do Unii Europejskiej. Tego Turcy mogą być absolutnie pewni.