Słowacja: Przełamać impas w relacjach z naturalnym partnerem
- Słowacja, pomimo swojej geograficznej i kulturowej bliskości jest trudnym partnerem dla Polski. Wynika to z lat zaniedbań w aktywności naszego państwa na kierunku południowym, braku oferty, którą moglibyśmy przyciągnąć Bratysławę do Warszawy oraz błędów komunikacyjnych, sprawiających, że polskie inicjatywy pozostają na Słowacji niezauważone.
- Negatywne trendy w polsko-słowackich relacjach da się odwrócić, choć będzie to z pewnością zadanie wymagające przedsięwzięcia znaczących środków dyplomatycznych. Najlepszym przykładem na możliwość przemodelowania stagnacji w dwustronnych relacjach są Czechy, które wykonały pierwsze kroki, żeby zacieśnić relacje w ramach Inicjatywy „Trójmorza”.
- Słowacja jest ważnym ogniwem w „trójmorskiej" układance. Żeby myśleć poważnie o projekcie, który spaja region Europy Środkowo-Wschodniej potrzeba zaangażowania naszych najbliższych sąsiadów i naturalnych partnerów z Grupy Wyszehradzkiej. Pozyskanie Słowacji dla szerszej współpracy jest istotnym testem dla trwałości inicjatywy.
Po tallińskim szczycie Inicjatywy „Trójmorza” w wielu stolicach Europy Środkowo-Wschodniej zapanował optymizm. Podobnie było w Warszawie, gdzie uznano, skądinąd słusznie, że szczyt przyniósł wiele konkretów, które posuwają regionalny projekt integracyjny naprzód. Sukces nie powinien jednak zaślepiać, dlatego warto zwrócić uwagę na to, co do tej pory Inicjatywie „Trójmorza” się nie udało.
Chociaż jest ona poważnie traktowana przez wiele krajów członkowskich (jak i obserwatorów w postaci Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Unii Europejskiej czy Międzynarodowego Funduszu Walutowego), wciąż brak zainteresowania nią wykazuje, wydawałoby się jeden z potencjalnie najbliższych partnerów Polski, Słowacja.
O ile w mediach państw regionu pojawiło się wiele wzmianek dotyczących szczytu inicjatywy w Estonii, na Słowacji spotkanie w Tallinie zostało przykryte przez kolejne informacje na temat rozwoju pandemii koronawirusa. Natomiast udział (online) prezydent Słowacji w posiedzeniu szczytu był raczej dyplomatyczną kurtuazją niż rzeczywistym zaangażowaniem Bratysławy na rzecz wspólnego projektu.
Prezydent Słowacji, jak zwykle nienaganna w formie, nie przekazała żadnych treści, których mogłaby spodziewać się Warszawa. Čaputova mówiła o potrzebie solidarności w dobie koronawirusa, konieczności lepszej koordynacji działań na szczeblu Unii Europejskiej oraz wyzwaniach przyszłości związanych z klimatem[1]. Z perspektywy Słowacji, w rozumieniu Čaputovej, „Trójmorze” jest jedną z inicjatyw w ramach Unii Europejskiej, w której „trzeba” uczestniczyć, ale w którą nie warto przesadnie się angażować.
Prezydent Słowacji Zuzana Čaputova podczas konferencji prasowej. Fot. Slavomír Frešo (CC BY-SA 4.0)
Z ust słowackiej prezydent nie padł choćby jeden konkret w jaki sposób Słowacja widzi swoją przyszłość w strukturach „Trójmorza”, jakie korzyści mogłaby odnieść Bratysława z zacieśnienia współpracy z państwami regionu. Słowacja Čaputovej jest bowiem zorientowana na kierunek zachodni, a „Trójmorze” traktuje jaką wypadkową integracji unijnej.
Gestem, który mógł spowodować, że Słowacja byłaby postrzegana jako partner do współpracy mogłaby być chociażby symboliczna wpłata dokonana na rzecz Funduszu „Trójmorza”. Warto w tym miejscu przypomnieć, że nawet niewielka Estonia, gospodarz ostatniego ze szczytów Inicjatywy, zdecydowała się zainwestować 20 milionów Euro[2].
To jednak nie pierwszy raz kiedy z Bratysławy płynie sygnał o „przychylnej neutralności” wobec projektu. W lipcu 2019 roku Zuzanna Čaputova gościła w Warszawie. Należy tu odnotować, że stolica Polski była ostatnią destynacją w regionie odwiedzoną przez słowacką prezydent. O ile nie powinno dziwić, że pierwszą wizytę Čaputova złożyła w Pradze, o tyle fakt, że Budapeszt okazał się dla niej ważniejszy niźli Warszawa jest dość wymowny.
W kwestii celów jakie stawiała sobie strona polska głos należy oddać prezydentowi Dudzie, który mówił wówczas: „Nie ukrywam, że namawiałem Panią Prezydent do zaangażowania się we współpracę w ramach »Trójmorza«, bo uważam, że jest to dobry projekt dla naszej części Europy, dla Europy Centralnej, który przede wszystkim przybliży nasze kraje właśnie w aspekcie Morze Czarne, Adriatyk, Bałtyk. Mówiłem, że jest to ważne także dla państw bałtyckich, naszych sojuszników – żeby było jak najwięcej połączeń pomiędzy Południem a Północą. Jest to kwestia gospodarcza, relacji międzyludzkich i turystyki – tego wszystkiego, co dla nas istotne.”[3].
Tych celów, a więc przede wszystkim „zaangażowania” się Słowacji w projekt „Trójmorza” zwyczajnie nie udało się zrealizować, czego dowodem przytaczana powyżej wypowiedź Čaputovej podczas szczytu inicjatywy w Tallinie. Niestety, nie można zrzucać winy jedynie na koronawirus. Niemożność państwa nie może być przykrywana frazesami, które znamy z podręczników historii, mówiących o „wielkich planach, które zniweczył wybuch II wojny światowej”.
Powody polskich porażek na odcinku słowackim są wielorakie: począwszy od lat zaniedbań naszego państwa w aktywności na kierunku południowym, braku oferty, którą moglibyśmy przyciągnąć Bratysławę do Warszawy oraz błędów komunikacyjnych, sprawiających, że polskie inicjatywy pozostają na Słowacji niezauważone. Należy przyjrzeć się im kolejno i wyciągnąć wnioski.
Wielu winą za zły stan relacji Polski z poszczególnymi państwami obarcza, często nie bez racji, polską dyplomację, a konkretniej słabą jakość polskiego personelu dyplomatycznego. To jednak temat na osobną dyskusję, w której należałoby poruszyć brak systemu kształcenia w Polsce elit dyplomatycznych, często skrajne niedofinansowanie polskich placówek czy skostniały układ w polskim MSZ.
To wszystko jednak droga na skróty, w której nie dopuszcza się myśli, że w szeregach polskiego korpusu dyplomatycznego są również profesjonaliści, pasjonaci i ludzie z misją, którym często ręce wiążą biurokratyczne procedury, a najczęściej brak środków (o które ci potrafią mimo przeciwności walczyć).
Jeżeli więc ma tu paść „oskarżam” to winno ono być skierowane raczej w stronę elity politycznej w kraju, która począwszy od lat 90., a więc w zasadzie od powstania niepodległego Państwa Słowackiego nie widziała sensu ani potrzeby zaangażowania na tym kierunku. Traktowana jak młodszy brat Czech, Słowacja stała się niepotrzebnym, często wewnętrznie niespójnym partnerem Polski, traktowanym paternalistycznie – tak, jakby wciąż należało rozmawiać raczej z Pragą niż Bratysławą.
Tą pustkę spowodowaną brakiem zaangażowania Polski i pozostawieniem Słowacji częściowo samej sobie przez Czechy zagospodarowała Rosja, budując tam, jak twierdzą niektórzy „najbardziej prorosyjskie państwo Unii Europejskiej”[4]. Oczywiście, droga Słowacji do Wspólnoty nie należała do łatwych: populizm toczył organizm polityczny naszych południowych sąsiadów dużo wcześniej niż Warszawę czy Budapeszt. Ale to budowało dogodną sytuację dla Rosjan, którzy stopniowo, przy użyciu twardych instrumentów uzależnienia gazowego coraz bardziej uzależniali Słowację od swoich surowców.
Warto w tym miejscu przypomnieć nienowy już artykuł Lubosza Palaty, który po rosyjskiej agresji na Ukrainę wskazywał, że na europejską solidarność może liczyć nie tylko Ukraina, ale też Rosja, która „słabe ogniwo” znalazła w Słowacji. Ciężko zgodzić się, że Rosja to „słabe ogniwo” znalazła, bowiem od lat 90. po prostu je wykuwała. I tak, kiedy ukraińska władza strzelała w Kijowie do demonstrantów, a Putin zajmował Krym, słowacki premier obarczał winą za zaistniałą sytuację słabość ukraińskiego państwa:
- Za większość swoich problemów odpowiada sama Ukraina – mówił ówczesny premier Słowacji Robert Fico na seminarium z niemieckimi inwestorami w Bratysławie. - Aktualna sytuacja to efekt tego, że Ukraina nie potrafi kierować własnym państwem i organizować spraw wewnętrznych. To generalnie problem Ukrainy jako takiej – wskazywał Fico.
To nie był wyraz słowackiej miłości względem Rosji, a jedynie wyraz jej uzależnienia. Gazociąg przez Ukrainę był dla Bratysławy jedynym możliwym źródłem zaopatrzenia w gaz ziemny. Podobnie sytuacja wyglądała w przypadku ropy. Zdecydowanie ponad 90% gazu ziemnego na Słowacji była importowana z Rosji. W 2013 roku było to nawet 100%[5], a należy przypomnieć, że było to już po dotkliwym kryzysie gazowym z 2009 roku, który najmocniej uderzył w Słowację i Bułgarię.
Wówczas to Słowacja zanotowała 100% spadek przesyłu gazu od rosyjskiego dostawcy (Gazprom) i zmuszona była ogłosić stan wyjątkowy w gospodarce, ze względu na swoje uzależnienie od dostaw z Rosji. Słowacja traciła podczas kryzysu codziennie aż 100 mln euro, natomiast recesja spowodowana zakłóceniami dostaw surowca poskutkowała spadkiem PKB tego państwa o 1–1,5%[6].
To właśnie wówczas był idealny czas na dialog ze Słowacją, mający na celu budowanie regionalnej solidarności energetycznej. Szansa ta nie została wykorzystana. Słowacja jako państwo tranzytowe zaczęła raczej iść w stronę projektów, mających na celu ominięcie Ukrainy (tzw. Eastring przez Bałkany)[7] i choć są to projekty, które mogą być spójne z naszym interesem, nie było w nich naszego udziału.
Trzeba jednak ze smutkiem odnotować, że Polska miała wówczas słabe argumenty i jej oferta dla Słowacji nie mogła być w pełni atrakcyjna. Polski gazoport LNG w Świnoujściu był wówczas jeszcze odległą perspektywą. Realny mógł być natomiast lobbing państw Europy Środkowo-Wschodniej na rzecz europejskiej i unijnej solidarności gazowej. Słowacy unikali jednak bezpośredniego sporu z Gazpromem (np. w trybunale arbitrażowym), ale domagali się wsparcia od Komisji Europejskiej.
Polska jednak w 2010 r. robiła dokładnie coś odwrotnego. Nie tylko bowiem nie intensyfikowała prac na rzecz przyspieszenia inwestycji mających na celu dywersyfikację źródeł gazu, ale na fali amerykańsko-rosyjskiej odwilży negocjowała skrajnie niekorzystny kontakt gazowy z Rosją, mający uzależnić nasz kraj od Gazpromu do 2037 r.
Tyle jednak o zmarnowanych szansach. Nie jest bowiem celowe roztrząsanie tego czego zmienić niepodobna, a jedynie wskazanie, że nawet dysponując słabą „ofertą” można próbować przedstawiać ją partnerom, kupując czas i inwestując w relacje, które w perspektywie mogą zaowocować lepszą współpracą.
Dziś w Europie Środkowo-Wschodniej, a więc państwach inicjatywy „Trójmorza” istnieją już terminale LNG w Świnoujściu (Polska), Kłajpedzie (Litwa) oraz na Wyspie Krk (Chorwacja), które umożliwiają import surowca chociażby ze Stanów Zjednoczonych. W 2022 r. (planowane uruchomienie ma nastąpić w październiku 2022 r.) ma zostać ukończona także budowa Baltic Pipe (Gazociągu Bałtyckiego), który ma dostarczać gaz ziemny z Norwegii (Norweski Szelf Kontynentalny) na rynek duński i polski oraz do użytkowników końcowych w krajach sąsiednich. Polska realizuje też szereg projektów połączeń gazowych m.in. z Litwą, Słowacją, Ukrainą i Czechami[8].
Co więcej, inwestycje w Baltic Pipe posiada silne poparcie Komisji Europejskiej (w 2013 r. nadano jej status tzw. Project of Common Interest – PCI, a więc „Projektu o znaczeniu wspólnotowym). Należy to wykorzystać do budowania proeuropejskiej i prosolidarnościowej alternatywy dla importu przez Słowację błękitnego surowca z Rosji. Z Polski na Słowację będzie mogło płynąc nawet do 4,7mld m3 surowca, co wobec 5mld m3 naszego sąsiada, w zasadzie pokrywa całkowicie jego zapotrzebowanie na gaz.
Infrastruktura energetyczna, choć krytyczna dla naszego regionu nie jest jedyną płaszczyzną, która wymaga inwestycji. W ramach Inicjatywy „Trójmorza” jedynie 3 z zaplanowanych 77 projektów infrastrukturalnych dotyczą Słowacji, a żaden z projektów nie dotyczy bezpośrednio połączeń z Polską. To wyraźny błąd, bowiem sami nie podejmujemy wysiłków na rzecz rozbudowy połączeń infrastrukturalnych ze Słowacją, których dziś po prostu brakuje.
Twarde argumenty to trzon oferty, ale ta musi zostać jeszcze w prawidłowy sposób zakomunikowana. Na Słowacji dopiero teraz udaje się przełamać asocjację inicjatywy „Trójmorza” z międzywojenną wizją „Międzymorza” Piłsudskiego. A ta, nie wszystkim środkowoeuropejskim narodom kojarzy się dobrze i może być odczytywana jako projekt polskiego imperializmu. Jeśli Polska chce być liderem projektu „Trójmorza” musi zostać przez inne państwa za tego lidera uznana.
Zamiast jednak nadzwyczajnie skupiać się na budowaniu pozycji „lidera”, co jest ryzykowne, bo może przywoływać negatywne konotacje historyczne, dużo łatwiejszym zadaniem jest stworzenie strategii komunikacyjnej. Strona Inicjatywy Trójmorza jest w powijakach i jest dostępna w trzech językach: angielskim, bułgarskim i estońskim[9]. To nieporozumienie! Powinna być bowiem przetłumaczona na język każdego państwa członkowskiego.
Na Słowacji wciąż trzeba tłumaczyć czym jest „Trójmorze”. Tymczasem obywatele państw inicjatywy powinni być wręcz zalewani przekazem dotyczącym „Trójmorza”, inicjatywy, państw członkowskich, inwestycji prowadzonych w ramach „Trójmorza” oraz „Funduszu Trójmorza”[10]. Tymczasem po wpisaniu w popularną wyszukiwarkę „Inicjatywa Trójmorza” (słow. Iniciatíva Tri moria) w języku słowackim otrzymujemy rezultaty z odnośnikami do dwóch wpisów na blogu i artykułu z 2017 roku, który znowuż przedstawia raczej historyczne wizje polskiej geopolityki.
W końcu, zaznaczyć trzeba, że polskie postrzeganie „Trójmorza” jako bloku państw sprzeciwiającemu się dyktatowi „Starej Unii” czy „Zachodu” oraz „antyrosyjskiego-kordonu sanitarnego” nie jest wizją atrakcyjną dla wielu członków inicjatywy. Dla państw takich jak Słowacja czy Czechy atrakcyjnym może być chociażby uczestnictwo jako obserwatora europejskiej potęgi jaką są Niemcy.
Tymczasem wielokrotnie byłem świadkiem jak w kręgu ludzi wspierających ideę „Trójmorza” w Polsce stara się budować narrację, która ma na celu „przytrzeć nosa” Niemcom. To dyplomatyczny infantylizm, na którym nie zyskuje Polska, ale wąska część elity partyjnej, zainteresowana mobilizacją swojego negatywnego elektoratu. Tymczasem zadaniem polskiej dyplomacji powinno być realne zaangażowanie Niemiec w projekty, których realizacja tworzy sytuację „win-win”. Europa Środkowa jest bowiem ważnym rynkiem eksportowym dla Niemiec i jej infrastruktura nie jest bez znaczenia dla Berlina.
Polska nie może nadto ulegać złudzeniu, że Rosja we wszystkich środkowoeuropejskich stolicach postrzegana jest jako zagrożenie. Dlatego budowanie przekazu na motywacji negatywnej (ergo zagrożenie rosyjskie, niemiecki dyktat w UE) jest nie tylko ryzykowne, ale i nieodpowiedzialne. Rozwój sieci połączeń regionalnych, wzrost konkurencyjności Europy Środkowo-Wschodniej jest dużo bardziej zrozumiały w Bratysławie niż „straszenie” Moskwą, choćby postrzeganie przez Polskę rosyjskiego neoimperializmu było w naszym subiektywnym przekonaniu trzeźwiejszą oceną sytuacji międzynarodowej.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Słowacja była dotychczas wstrzemięźliwa jeśli chodzi o rozmieszenie amerykańskich wojsk w ramach sojuszu NATO. I nie może to być postrzegane jako jakakolwiek przeszkoda do współpracy na płaszczyznach innej niż obronna, która zresztą w przypadku Słowacji nie jest dla Polski nad wyraz istotna.
W końcu, w naszej strategii komunikacyjnej musimy uwzględnić dysproporcję potencjału Polski i Słowacji. Ta druga w porównaniu z Polską jest raczej małym państwem europejskim, dla którego suwerenność i niepodległość terytorialna są czymś czego trzeba wciąż się uczyć. Słowacja to jednocześnie państwo „szyte na miarę”, które nie ma aspiracji większych niż wynikałoby to z jego możliwości (jak Węgry czy Litwa).
Takie państwo nie zawsze komfortowo czuje się w dużych formatach wielostronnych (jak idea „Trójmorza”). Dlatego też nie powinniśmy zapominać, że nasze relacje możemy budować ze Słowacją na poziomie Grupy Wyszehradzkiej. Dla Słowaków znaczenie bliskich relacji z takimi państwami jak republiki bałtyckie, Rumunia, Bułgaria, Słowenia czy Chorwacja może być odbierane jako „egzotyczny sojusz”, podczas gdy trzon będą stanowić relacje z V4, Niemcami i Austrią (nie zapominajmy, że Wiedeń od Bratysławy dzieli wyłącznie unijna granica i godzina jazdy samochodem).
Należy w tym miejscu zwrócić się w stronę celowości poprawy polsko-słowackich relacji. Choć dobre relacje z sąsiadami powinny być ambicją każdej dyplomacji, w Polsce za „dobre” zwykliśmy uważać takie, które są przyzwoite, a więc nieobarczone konfliktem, historycznymi zaszłościami czy bazą negatywnych emocji. To po prostu błędne rozpoznanie celów w środowisku międzynarodowym.
Wyjdźmy jednak ponad to, co powinno być oczywiste. Słowacja to 11. największy importer polskich produktów[11]. Nie jest to imponujący wynik, ale jeśli zauważymy, że do Słowacji eksportujemy mniej więcej tyle, co do będącej dużą gospodarką tzw. „Starej Unii” Hiszpanii, widzimy pewien potencjał.
Jest tu jednak coś jeszcze. Drugim największym partnerem handlowym RP po Niemczech są Czechy, do których czołówkę polskiego eksportu stanowią dokładnie te same towary, które eksportujemy na Słowację[12]. Oczywiście, czeska gospodarka jest ponad dwukrotnie większa niż słowacka, ale Słowacja to wciąż niezagospodarowany rynek. Co więcej, rynek, który w miejsce Polski zdobywają Węgrzy. Pozostawienie tak „suchej” informacji winno dać już polskim elitom do myślenia.
Na państwa Grupy Wyszehradzkiej przypada 11,6% polskiego eksportu. To niemało i z pewnością można stwierdzić, że V4 to istotny rynek dla Polski. Choć gospodarka zwykła być najtrwalszym spoiwem sojuszy, należy zwrócić uwagę na prosty fakt: konsolidacja regionu Europy Środkowo-Wschodniej nie będzie możliwa bez silnego rdzenia wyszehradzkiego, którego jednym z komponentów jest właśnie Słowacja.
Michał Wojda
[1]Przemówienie prezydent Čaputovej w pełni dostępne w serwisie YouTube: https://www.youtube.com/watch?v=uyINTOgBswk
[2]3seas.eu (2021), Estonia joined the Three Seas Initiative Investment Fund, <https://3seas.eu/media/news/estonia-joined-the-three-seas-initiative-investment-fund> [dostęp 10 stycznia 2021 r.].
[3]Prezydent.pl (2019), Wystąpienie Prezydenta RP po spotkaniu z Zuzaną Čaputovą, <https://www.prezydent.pl/aktualnosci/wypowiedzi-prezydenta-rp/wystapienia/art,777,wystapienie-duda-caputova.html> [dostęp 10 stycznia 2021 r.].
[4]Palata L. (2014), Słowacja - najbardziej prorosyjskie państwo Unii Europejskiej. Za dobrą cenę gazu Fico nie będzie narażać się Putinowi, Wyborcza.pl <https://wyborcza.pl/1,75399,16075127,Slowacja___najbardziej_prorosyjskie_panstwo_Unii_Europejskiej_.html> [dostęp 27 stycznia 2021 r.].
[5]Jones D., Dufour M., Gaventa J. (2015), Europe's Declining Gas Demand: Trends and Facts about European Gas Consumption,EuropeanGasHub.com <https://www.europeangashub.com/wp-content/uploads/attach_482.pdf> [dostęp 9 stycznia 2021 r.], s. 9.
[6]Sevce P. (2011), Polityka energetyczna Słowacji [w:] J. Świątkowska(red.), Bezpieczeństwo energetyczne państw Grupy Wyszehradzkiej. Jak zmieniają się relacje energetyczne w Europie, Kraków, Instytut Kościuszki, s. 46.; cyt. za: Świątkowska J. (2013), Rola terminalu LNG w Świnoujściu w budowaniu bezpieczeństwa energetycznego państw Grupy Wyszehradzkiej, [w:] J.J. Piątek, R. Podgórzańska (red.) Terminal LNG w Świnoujściu a bezpieczeństwo energetyczne regionu i Polski, Toruń, Wydawnictwo Adam Marszałek, s. 143.
[7]Wojcieszak Ł. (2019), Bezpieczeństwo gazowe Słowacji. Perspektywy i bariery dywersyfikacji, Krakowskie Studia Międzynarodowe, zeszyt 4, s. 173-190.
[8]Wojtaszewska A. (2020), Bezpieczeństwo energetyczne Polski i regionu w kontekście budowy Baltic Pipe, Europejskie Centrum Projektów Pozarządowych <https://www.ecpp.org.pl/bezpieczenstwo-energetyczne-polski-i-regionu-w-kontekscie-budowy-baltic-pipe/> [dostęp 11 stycznia 2021 r.].
[9]Zob. https://3seas.eu/[dostęp 20 stycznia 2021 r.].
[10]Datel.sk (2017), Iniciatíva troch morí: Vojenská koalícia pod vedením Poľska, <https://www.datel.sk/clanok/iniciativa-troch-mori-vojenska-koalicia-pod-vedenim-poska> [dostęp 2 stycznia 2021 r.].
[11]Trading Economics, Poland Exports By Country, <https://tradingeconomics.com/poland/exports-by-country> [dostęp 27 stycznia 2021 r.].
[12]Trading Economics, Poland exports to Czech Republic, <https://tradingeconomics.com/poland/exports/czech-republic> [dostęp 27 stycznia 2021 r.].