Spasimir Domaradzki: Bułgarskie pożegnanie Putina
W dniach 17-18 stycznia odbyła się ostatnia oficjalna wizyta za granicą Władimira Putina przed ustąpieniem z urzędu. Zasadnym wydaje się pytanie, dlaczego akurat Sofia została wybrana jako miejsce „pożegnania” obecnego prezydenta (przynajmniej na jakiś czas) z areną międzynarodową?
Nie ulega wątpliwości, iż Bułgaria pozostaje w rosyjskiej świadomości najbardziej prorosyjskim państwem Europy Środkowej i Wschodniej. Zresztą nie jest to bynajmniej uczucie nieodwzajemnione przez Bułgarów. W czasach komunizmu mawiano, iż „kurica ne ptica – Bolgaria ne zagranica”, czyli “kurczak to nie ptak, a Bułgaria nie jest zagranicą”. Jednak dzisiaj wiele się zmieniło – Bułgaria jest członkiem NATO i UE, jak również popiera aktywnie działania Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Co więcej, wśród Bułgarów znaleźli się też tacy, którzy zamiast witać prezydenta Federacji Rosyjskiej, protestowali przeciwko wizycie napisami „Putin Go Home”.
Oficjalnym powodem wizyty było otwarcie Roku Rosji w Bułgarii, przypadającego na 130 rocznicę wyzwolenia Bułgarii spod jarzma tureckiego w przez armię carskiej Rosji. Jednak nikt nie ukrywał, iż najważniejszym punktem oficjalnych rozmów była kwestia energetyczna. Wraz z Władimirem Putinem do Sofii przylecieli między innymi szefowie trzech największych firm rosyjskiego przemysłu energetycznego, czyli Gazpromu, Lukoil, Rosneftu. Jak słusznie skomentowały to bułgarskie media, majątek osób towarzyszących prezydentowi Rosji przekracza o miliard roczny budżet Bułgarii.
Dla prezydenta Putina głównym celem było osiągnięcie sukcesu w trzech sprawach. W pierwszej kolejności, dopilnowanie rozpoczęcia realizacji budowy ropociągu Burgas – Alexandropoulis (nazywanego również: prawosławnym rurociągiem), umowa o budowie którego została podpisana w Atenach w ubiegłym roku. Jak istotna jest to sprawa dla gospodarza Kremla świadczy fakt, iż Putin udał się osobiście zarówno do Aten, aby podpisać umowę z Bułgarią i Grecją, jak też teraz do Sofii, aby upewnić się, iż budowa ruszy jeszcze w tym roku.
Drugi priorytet dotyczył budowy gazociągu „południowy potok”, który ma przebiegać dnem Morza Czarnego do portu w Warnie, a następnie przez terytorium Bułgarii i Grecji do Włoch. Jeszcze przed wizytą mało kto wierzył, iż uda się w tej sprawie osiągnąć konsensus. Bułgarzy ociągali się z podjęciem decyzji próbując utargować większe korzyści z tranzytu i kontrolę nad planowaną inwestycją. Dla Rosji „południowy potok” jest drugą wraz z „gazociągiem północnym” częścią składową strategii usprawnienia dostaw dla Europy Zachodniej z pominięciem, między innymi, Polski. Na powściągliwe stanowisko Bułgarów wpływały również obawy, iż zbudowanie dwóch rurociągów rosyjskich na swoim terytorium zbytnio uzależni Sofię od Moskwy.
Wydaje się jednak, iż tych obaw nie podziela lewicowy rząd Bułgarii, któremu opozycja zarzuca zbytnią spolegliwość wobec Kremla. Tuż przed końcem wizyty premier Sergei Staniszew ogłosił, iż negocjacje w sprawie „południowego potoku” zostały zakończone powodzeniem. Bułgaria uzyskała 50 proc. udziału w przedsięwzięciu, a tym samym prawo do ustalania ceny, ilości i kosztów tranzytu. Szacunkowe roczne zyski z tej inwestycji dla bułgarskiego budżetu mają wynosić 200 milionów euro. Na wniosek Bułgarii przyjęto obowiązek podpisania wielostronnego porozumienia z pozostałymi państwami, przez terytorium których gazociąg będzie przebiegał. Natomiast budowa powinna rozpocząć się niepóźnej jak do 2011 r. Na wieść o kompromisie bułgarska opozycja zarzuciła brak przejrzystości procesu negocjacji i utratę suwerenności. Uwagi, iż umożliwienie Rosjanom zbudowanie dwóch gazociągów przez terytorium Bułgarii wiąże na wieki interesy Bułgarii i Rosji, jak również, że nikt nie inwestuje miliardy bez późniejszej kontroli swojej inwestycji, nie są w stanie powstrzymać realizacji projektów generujących wielomilionowe korzyści. O tym jak istotna jest to inwestycja dla rosyjskiej pozycji na arenie międzynarodowej świadczy fakt, iż Kreml nie zawahał się podzielić się własnością nad gazociągiem na terytorium Bułgarii, byle tylko projekt został zrealizowany.
Po trzecie, została poruszona sprawa budowy elektrowni atomowej w Belene. Przetarg wygrał rosyjski Atomstroyexport, wraz z niemieckim Siemensem i francuskim Areva. W oszacowanej na 4 miliardy euro inwestycji, niemiecki i francuski partner dostaną tylko okruchy ze stołu, natomiast elektrownia ma powstać na bazie rosyjskiej technologii. Nie dziwi więc oświadczenie Putina, iż w budżecie Federacji Rosyjskiej jest wydzielonych trzy i pół miliarda dolarów na budowę elektrowni, które na życzenie Bułgarii mogą być przekazane w ramach kredytu. Świadczy to o szczególnym zainteresowaniu Moskwy. Pozostaje jedynie nadzieja, iż Bułgarzy nie pójdą na skróty godząc się na przyjęcie tej hojnej propozycji, gdyż Moskwa uzyska doskonały argument do wymuszenia na Sofii późniejszego odsprzedania bułgarskiego działu w „południowym potoku”.
Wizyta Putina w Sofii przyciągnęła zainteresowanie również ze względu na fakt, iż wśród delegacji rosyjskiej znajduje się Dmitrij Miedwediew. Chociaż, prezydent tłumaczył obecność swojego wicepremiera piastowanym przez niego stanowiskiem w radzie dyrektorów Gazpromu i negocjacjami w sprawie „południowego potoku”, to trudno uwolnić się od wrażenia, iż pobyt Miedwediewa mieścił się w ramach strategii Putina wprowadzania swojego następcy w sprawy międzynarodowe.
Pobyt Putina w Sofii nie minął bez protestów ze strony opozycji, jak również szeregu organizacji pozarządowych, krytykujących prezydenta Rosji za łamanie praw człowieka, autorytarny system rządów i brak poszanowania dla elementarnych zasad demokracji. Ich słabością okazał się brak koordynacji wśród protestujących, którzy manifestowali w niewielkich grupach w różnych częściach stolicy. Rozbita prawica chciała (z niepowodzeniem) wykorzystać wizytę do zbicia politycznego kapitału, organizując protesty w miejscu gdzie w 1989 r. po raz pierwszy władze komunistyczne dopuściły się przemocy wobec pokojowo protestującej opozycji. Organizacje pozarządowe i inicjatywy społeczne oczekiwały na przejazd Putina na jednym z głównych skrzyżowań stolicy, aby wyrazić sprzeciw wobec wizyty. Tym samym protest sprowadzony został jedynie do krzykliwej propagandy, która nie była w stanie wywrzeć presji na władze. Ironią losu jest fakt, iż prezydent Putin wykorzystał przemówienie z okazji 130-lecia wyzwolenia Bułgarii, aby przypomnieć, iż właśnie wtedy w Rosji zaczęło kształtować się społeczeństwo obywatelskie.
{mospagebreak}
Interesujący jest fakt, iż podczas wspólnej konferencji prasowej obaj prezydenci w ogóle nie poruszyli jednego z najbardziej gorących problemów Półwyspu Bałkańskiego – Kosowa. Dopiero na pytanie dziennikarza bułgarskiego radia, prezydent Putin odpowiedział, iż jednostronne ogłoszenie niepodległości jest niesłuszne, niemoralne i niezgodne z prawem międzynarodowym, a zatem nie do zaakceptowania przez Rosję. Prezydent Pyrwanow wtórował, iż Bułgaria dalej opowiada się za pokojowym i dyplomatycznym rozwiązaniem problemu i dąży do tego, aby sprawa Kosowa nie stała się przyczyną podziału w ramach Unii Europejskiej. Trudno w tym kontekście jest oprzeć się wrażeniu, iż Bułgarii bliżej jest do rosyjskiego stanowiska, niż do Brukseli, która próbuje dawać sygnały, iż uznałaby niepodległość Kosowa.
W trakcie konferencji Georgi Pyrwanow podkreślał, iż osiągnięte porozumienie znacząco zmienia pozycję Bułgarii na mapie energetycznej Europy, a tym samym Sofia wygrała – używając języka tenisowego – Wielkiego Szlema. Obecność przedstawicieli innych państw europejskich, jak również towarzyszące wizycie podpisanie umowy o współpracy między Gazpromem i włoską firmą ENI świadczą o priorytecie i tempie, w jakim Moskwa chce zrealizować swoje plany.
Podpisane porozumienia w sprawach energetycznych niewątpliwie zwiększają znaczenie Bułgarii na mapie energetycznej Unii Europejskiej. Sęk w tym, iż jednocześnie realizują rosyjską taktykę dalszego i mocnego uzależnienia Europy od dostaw surowców naturalnych. Za zapewnieniami Putina, iż Rosja jest w stanie wywiązać się ze wszystkich umów o dostawie ropy, kryje się chęć zwiększenia dostaw i tym samym znaczenia Rosji w Europie. Zresztą używanie przez prezydenta FR słowa „dywersyfikacja” dostaw do Europy w postaci nowej nitki przesyłowej rosyjskiego gazu, nie przystaje do sensu jaki wkłada się w to słowo w Polsce i innych państwach europejskich. Podsumowując wizytę trudno nie pokusić się o stwierdzenie, iż prezydent Putin osiągnął wszystkie zaplanowane cele. Również Bułgaria zyskała wymierne korzyści finansowe i wzmocniła swoją pozycję w regionie. Zrobiła to jednak za cenę faktycznego zbliżenia się z Rosją.
Na stosunki bułgarsko – rosyjskie należy patrzyć również przez pryzmat toczącej się walki o wpływy między Stanami Zjednoczonymi a Rosją o kontrolę nad złożami surowców z basenu Morza Kaspijskiego, na Syberii i w Azji Środkowej, jak również sposobów ich transportu na światowe rynki. Mapa Bałkanów usiana jest pomysłami budowy wszelkich możliwych projektów rurociągów, które swoim zasięgiem obejmują wszystkie państwa regionu. Konkurencją dla rosyjskich planów są popierane przez Stany Zjednoczone projekt gazociągu NABUCCO łączącego Turcję z Europą Zachodnią, którym zainteresowana jest również Polska. Drugim interesującym Waszyngton projektem jest ropociąg AMBO, którego trasa zmierza do osiągnięcia tego samego celu co „południowy potok”. Ominięcie Bosforu i wyjście na Morze Śródziemne miałoby zostać zrealizowane przez położenie rury na terytoriach Bułgarii, Macedonii i Albanii. Chociaż obie te inwestycje mają na celu zwiększenie wpływów USA i dróg transportu dla amerykańskich i zachodnich firm energetycznych, to projekty te nie przeszły do fazy realizacji. Tym samym, trudno oprzeć się wrażeniu, iż Rosja znacznie lepiej realizuje swoje cele w wyścigu o dostęp do światowych rynków niż czyni to Waszyngton.
Aby zrównoważyć rosyjskie wpływy Sofia powinna wciągnąć do realizowanych projektów Unię Europejską, tak aby próby późniejszych nacisków spotykały się z ripostą pozostałych państw członkowskich. Jednocześnie przed Bułgarią otwiera się dogodna okazja do wzmocnienia swojej pozycji w regionie. Jeżeli Sofia porozumie się z Waszyngtonem w sprawie realizacji przynajmniej jednego z amerykańskich projektów, Bułgaria stanie się kluczowym energetycznym graczem na Bałkanach. Jeśli jednak na skutek zawartych umów Stany Zjednoczone postanowią zmodyfikować swoje projekty omijając Bułgarię wydaje się, iż uścisk Kremla może stać się zbyt silny.
Dla Polski wizyta Władimira Putina w Sofii nie należy do korzystnych. Coraz trudniejsze wydaje się powstrzymywanie rosyjskiej ekspansji energetycznej, a jeżeli pomysły Warszawy dywersyfikacji dostaw ropy i gazu nie przejdą do sfery realizacji, można się spodziewać, iż nadzieja na uwolnienie się od rosyjskiej zależności oddali się na dłuższy czas. Nadzieja jednak w tym, iż znowu interesy Stanów Zjednoczonych i Polski są zbieżne. Zintensyfikowanie prac nad wszelkimi alternatywnymi drogami przesyłu surowców na Bałkanach dla Amerykanów będzie równoznaczne z wymiernymi korzyściami, a nam pozwoli uzyskać tak potrzebny spokój energetyczny.
Wizyta w Sofii była ostatnią podróżą zagraniczną Władimira Putina. Podczas pobytu prezydent Rosji osiągnął pełny sukces doprowadzając do podpisania umów we wszystkich zaplanowanych kwestiach. Zdobycie dwóch nowych korytarzy przesyłu surowców naturalnych przyczyni się do dalszego wzmocnienia pozycji Rosji na światowym rynku energetycznym. Natomiast budowa elektrowni atomowej w Belene będzie dogodną okazją do wywierania nacisku na bułgarski rząd.
Biorąc pod uwagę całokształt prezydentury Putina nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż kwestia eksportu rosyjskiej ropy i gazu stała się jednym z głównych priorytetów polityki zagranicznej Moskwy. Osiągnięcia na Bałkanach stanowią tylko część szeroko zakrojonej polityki ekspansji Rosji na światowym rynku energetycznym. Stale zwiększające się zyski ze sprzedaży tych surowców będą doskonałym narzędziem dalszej odbudowy mocarstwowej pozycji Rosji na arenie międzynarodowej po marcowych wyborach prezydenckich.
Doktor Spasimir Domaradzki jest wykładowcą na Wydziale Stosunków Międzynarodowych i Wydziale Politologii Krakowskiej Szkoły Wyższej im. A. F. Modrzewskiego