Sylwia Ławrynowicz: Alternatywna partia sukcesu?
- Sylwia Ławrynowicz
Niemiecka eurosceptyczna partia AfD (Alternatywa dla Niemiec) odniosła w ostatnim czasie duży sukces. W lokalnych wyborach do parlamentów Turyngii, Brandenburgii i Saksonii osiągnęła wynik około 10 proc. zmieniając lokalną przestrzeń polityczną. Zabraknie na niej liberalnej FDP, która nie przekroczyła wymaganego progu wyborczego. Także chadecja odczuwa zagrożenie i podlicza straty, ponieważ wielu z jej dotychczasowych wyborców zagłosowało na AfD. Według ostatnich sondaży prowadzonych na temat wyborów do Bundestagu eurosceptyczna partia przekroczy wymagany próg wyborczy 5 proc. Czy inne frakcje powinny się obawiać nowego gracza na scenie politycznej?
Projekt dla elit
Niemiecka eurosceptyczna i konserwatywna partia polityczna AfD została powołana do życia 6 lutego 2013 roku. Frakcja powstała rok wcześniej na bazie ruchu obywatelskiego Alternatywa Wyborcza. Wśród sympatyków nowej partii znalazło się grono naukowców, przedsiębiorców oraz przedstawicieli wolnych zawodów, co nadało wiarygodności całej inicjatywie. W szeregach frakcji znaleźli się m.in. konserwatywny publicysta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” Konrad Adam, wieloletni prezes Związku Niemieckiego Przemysłu Hans Olaf Henkel, były szef Instytutu Badań nad Gospodarką Ulrich Blum, prof. Charles B. Blankart – ekonomista, autor licznych publikacji nt. euro i długu publicznego państw europejskich czy lider partii prof. Bernd Lucke, były członek chadecji i wykładowca makroekonomii na Uniwersytecie w Hamburgu. Nowa partia jest wynikiem sprzeciwu i niezadowolenia m.in. wobec kursu politycznego UE i zaangażowania rządu Angeli Merkel w proces ratowania Grecji oraz wspólnej waluty. Okoliczności na start nowej partii były niemalże idealne, tym bardziej, że o pomoc poza Grecją zaczęły prosić kolejne kraje tym razem z Europy Południowej, a obywatele Niemiec nie byli zachwyceni tym, że swoim własnym kosztem będą zmuszeni takowej pomocy udzielić.
Od eurosceptycyzmu do polityki socjalnej
To właśnie z eurosceptycyzmu AfD uczyniła główną i najważniejszą alternatywę programową. Partia chce, aby Niemcy opuściły UE i powróciły do marki niemieckiej rezygnując z euro-waluty. Frakcja nie opowiada się jednak za likwidacją samej wspólnoty: - Jesteśmy przeciwni scentralizowanej Europie. Jesteśmy także przeciwni uwspólnotowieniu długu państw członkowskich oraz harmonizacji narodowych polityk budżetowych i fiskalnych. Chcemy Europy państw narodowych, konkurencyjnej, kulturowo i gospodarczo różnorodnej. Kochamy Europę i nie mamy nic przeciwko Unii. Chcemy ją po prostu zmienić. Od wewnątrz – powiedział Hans-Olaf Henkel. Kierownictwo partii jest przekonane, że powrót do narodowych walut krajów, którym euro przyniosło dotychczas jedynie problemy gospodarcze, wzrost zadłużenia i bezrobocie, móglby przywrócić ich konkurencyjności. W kwestii polityki międzynarodowej partia opowiada się za wspólnym rynkiem i niczym nieograniczonym budżetem parlamentów narodowych oraz całkowitą niezależnością ustawodawczą państw członkowskich. Zdecydowanie postuluje reformę UE w celu likwidacji biurokracji, popiera transparentność rządów oraz ich większą wrażliwość na sprawy obywatelskie, pisze Maciej Stadnicki z portalu Pod Prąd. Media niemieckie okrzyknęły Alternatywę dla Niemiec partią jednego tematu. AfD chce uniknąć zaszufladkowania. Z doniesień FAZ wynika, że program partii przewiduje dodatkowo m.in. rozliczenie podatkowe z większymi ulgami rodzinnymi, mniejsze składki emerytalne dla kobiet wychowujących dzieci, większe obciążenie podatkowe dla rodzin bezdzietnych oraz zaostrzenia w polityce imigracyjnej.
Pierwsze koty za płoty
W maju ubiegłego roku AfD startowała po raz pierwszy w wyborach do parlamentu Hesji. Bez powodzenia. Dodatkowo partia musiała zmierzyć się z atakami zwolenników innych partii. 25 sierpnia 2013 roku podczas wiecu przedwyborczego w Bremie ośmiu napastników uzbrojonych w pojemniki z gazem łzawiącym wtargnęło na scenę i przewróciło przemawiającego w tym czasie szefa partii Bernda Lucke. Ponadto 16-stu uczestników spotkania doznało lekkich podrażnień dróg oddechowych w wyniku działania gazu. Po zapewnieniu ochrony policyjnej kontynuowano spotkanie, podawała tagesschau.de. AfD skarżyła się już wcześniej na szykany ze strony lewackich ugrupowań. Plakaty eurosceptycznego ugrupowania były zrywane, a osoby roznoszące partyjne ulotki wyzywano i przepędzano z dzielnic Berlina, znanych z lewicowych sympatii.
Później było już nieco lepiej. W tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego frakcja osiągnęła wynik 7,1 proc., co oznaczało w praktyce 7 miejsc. Prawdziwym sukcesem okazały się jednak wybory do lokalnych parlamentów Brandenburgii, Turyngii i Saksonii, gdzie za każdym razem udawało się zdobyć około 10 proc. wszystkich głosów. To duża zmiana i ogromny kredyt zaufania ze strony obywateli zważywszy na to, że od kilkunastu lat władza trafia naprzemiennie do chadecji lub socjaldemokratów. Atrakcyjność nowego ugrupowania wynika z dostosowywania głoszonych haseł do specyfiki konkretnego landu, o czym pisze Artur Ciechanowicz z Ośrodka Studiów Wschodnich. W przypadku Saksonii partia skupiała się na ograniczeniu napływu uchodźców, nadużyć związanych z korzystaniem ze świadczeń socjalnych przez obywateli innych, biedniejszych państw UE i skuteczniejszym zwalczaniu przestępczości przygranicznej. W Turyngii zaś nacisk kładziono na temat uchodźców, w Brandenburgii skuteczniejsze zwalczanie przestępczości, a jednocześnie zmniejszenie ilości kontroli prędkości na drogach.
Chadecja w tarapatach
Podobne postulaty reprezentuje chadecja, która obawia się, że AfD może przejąć wielu jej konserwatywnych wyborców. I to na stałe, ponieważ chadecja zmieniła się w ostatnich latach. Od 2005 roku następuje proces socjaldemokratyzacji partii, a to oznacza, że CDU zwolniła miejsce konserwatywne w przestrzeni politycznej, które aktualnie czeka na obsadę. Zająć je chce Alternatywna dla Niemiec, pisze Artur Ciechanowicz. Kanclerz Niemiec Angela Merkel nazwała AfD „problemem wszystkich partii”. Szefowa niemieckiego rządu nakazała chadecji szczególne zajęcie się tymi kwestiami, które pokrywają się z hasłami AfD. Minister finansów Wolfgang Schäuble apelował o każdy głos, który podczas wyborów lokalnych może zdecydować o ostatecznym wyniku. Prominentni politycy CDU domagali się z kolei zmiany strategii względem AfD. W swoim manifeście piszą, aby nie ignorować nowej partii. „Trzeba znaleźć sposób na dotarcie do konserwatywnych wyborców”.
AfD swoim zwycięstwem, na razie tylko na poziomie landów, wprowadziła nieco zamieszania na niemieckiej scenie politycznej. Z obiegu wypadła liberalna FDP, która tworzyła koalicję z chadecją. Unia jest obecnie skazana na SPD i Zielonych. Ponadto odpływ głosów na korzyść eurosceptyków może uniemożliwić samodzielne rządy chadecji. Angela Merkel odrzuca wszelką współpracę z AfD. - Jeśli o to chodzi, nie ma żadnych wątpliwości w szeregach władz federalnych Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU) - powiedziała szefowa rządu niemieckiego podczas jednego ze spotkań z prasą w Berlinie. Nie wiadomo w dalszym ciągu, jaka strategia względem eurosceptyków zostanie obrana. To co wiadomo na pewno, to fakt, że ostatnia metoda – ignorowania, bojkotowania i nie wchodzenia w koalicję okazała się jednak mało skuteczna.
Wilk w owczej skórze?
- Alternatywa dla Niemiec jest partią nowego typu. Nie jesteśmy ani lewicowi, ani prawicowi. Jako Alternatywa dla Niemiec nie potrzebujemy żadnych ideologicznych drogowskazów, potrzebujemy tylko zdrowego rozsądku. Demokracja, transparentność, oszczędność, wytrwałość i społeczna odpowiedzialność są naczelnymi zasadami naszej działalności politycznej – powiedział o partii Bernd Lucke. Lider partii wyraźnie unika jakiejkolwiek klasyfikacji frakcji celem dotarcia do większej ilości wyborców, co jest niestety także zgubne, bo nie można zadowolić wyborców o skrajnie różnych poglądach. Mimo to AfD próbuje to zrobić, działając czasem niczym radiowy koncert życzeń. I tak w Brandenburgii kładła nacisk na walkę z przestępczością na pograniczu z Polską. Hasła trafiały do społeczności, w której w ostatnim czasie wzrosło poczucie zagrożenia kradzieżami. Sprzeciwiając się nadmiernej migracji, AfD zjednała sobie eurosceptyków i ksenofobów. Kolejnym tematem była porażka budowy lotniska pod Berlinem. Idealny cios w socjaldemokrację, ale i możliwość pozyskania głosów skrajnej prawicy.
AfD zdecydowanie odcina się od jakichkolwiek porównań z neonazistowską NPD, jednak to właśnie we wschodnich landach Niemiec, w których swego czasu dobre wyniki uzyskiwały partie radykalnej prawicy, cieszyła się największą popularnością. W landach wschodnich partia ta rosła w siłę pośród społeczności, do których trafiały proste hasła. Ten fakt stał się również powodem ostrej krytyki partii, której zarzuca się m.in. „szerzenie haseł populistycznych, homofobię i niechęć do imigrantów”. Jednym z haseł wyborczych było „imigracja tak – ale nie po to, aby korzystać z naszego systemu socjalnego”. Takie stwierdzenie padło po wyborach z ust samego Lucke. Faktycznie w programie AfD nie brakuje haseł wzmocnienia siły politycznej Niemiec oraz osłabienia więzów z Unia Europejską. W Niemczech odwoływanie się wprost do kwestii narodu budzi uzasadnione wątpliwości, jednak członkowie partii stanowczo odcinają się od ekstremistycznych poglądów. - Prosimy wszystkich naszych członków o wymienienie wszystkich partii politycznych, do których należeli. Jeśli widzimy na przykład NPD, to odmawiamy – mówi jeden z członków Alternatywy dla Niemiec. Zarzuty o ekstremistycznym charakterze partii odpierał także Bernd Lucke, kiedy rok temu przed wyborami w Hesji podkreślał podczas wywiadu dla Handelsblatt, że zależy mu na pozyskaniu głosów konserwatystów: - Zasadniczo będzie w porządku, jeżeli zamiast NPD ludzie wybiorą nas.
Zaniepokojeni sukcesami AfD wydają się być przedstawiciele Rady Żydowskiej w Niemczech. Jednym z powodów jest antysemicka karykatura, którą jeden z posłów Jan-Ulrich Weiß rozpowszechniał za pomocą facebooka. Winą za tego typu incydenty (trzeba dodać, że nie jedyny w przypadku AfD) obarcza się szefa frakcji Bernda Lucke, który dotychczas nie odpowiedział na zarzuty i raz na zawsze nie odciął się od skrajnie prawicowych łatek. Także i brak odpowiedzi może być postrzegany jako odpowiedź.
Nowa siła na scenie politycznej
AfD może już mówić o dużym sukcesie własnego ugrupowania. Czy zwycięstwo w lokalnych wyborach nie jest chwilowym zauroczeniem wyborców nowym ugrupowaniem? To więcej niż prawdopodobne. AfD musi wykonać ogromną pracę, aby osiągać sukces w wyborach na poziomie federalnym. Eurosceptyczna partia powinna uprzątnąć swoje podwórko partyjne, żeby móc współdecydować o tym większym – regionalnym czy nawet krajowym. Cały czas widoczne są głębokie podziały wewnątrz partii. Ujawniły się one m.in. podczas głosowania w sprawie sankcji przeciwko Rosji. Bernd Lucke, który głosował za sankcjami, musiał się zmierzyć z otwartą krytyką swoich zastępców i żądaniami dymisji ze strony bardziej radykalnych kolegów. Kolejną sprawą jest brak konkretnego programu krajowego partii oraz elektoratu, do którego postulaty są kierowane. Czasem trudno nie ulec wrażeniu, że frakcja wykorzystuje kryzys strefy euro do zaistnienia na scenie politycznej. Proponowane rozwiązania, jak nawoływanie do powrotu do marki niemieckiej czy wystąpienie Niemiec z UE to postulaty, które głoszą jedynie politycy pozbawieni większej wyobraźni.
Niemiecki system partyjny cechuje się dużą stabilnością, a nowym ugrupowaniom niezwykle trudno jest zaistnieć na niemieckiej scenie politycznej na dłużej niż na chwilę. Należy przypuszczać, że AfD podzieli los Partii Piratów, która na chwilę pojawiła się na scenie politycznej by w przeciągu kilku lat w końcu z niej zniknąć. Taka przyszłość może czekać Alternatywę dla Niemiec.