Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Ziemowit Szczerek: Tam, gdzie Joszko Joras, tam granica


18 marzec 2009
A A A

W nieotynkowanym domu niedaleko brzegu Dragoniji mieszka zmora chorwackich pograniczników i kontrowersyjna słoweńska postać medialna – Joszko Joras. To symbol zataczającego coraz szersze kręgi sporu granicznego.

Niedaleko brzegu Dragoniji, rzeki przez dużą część swojego biegu będącą granicą pomiędzy należącą do UE Słowenią i aspirującą Chorwacją – stoi nieotynkowany dom. Na domu tym – mimo, że brzeg jest południowy, a nie północny – wymalowano wielkimi literami napis: TUDI TUKAJ JE SLOVENIJA.

W tym właśnie nieotynkowanym domu tym mieszka zmora chorwackich pograniczników i kontrowersyjna słoweńska postać medialna – Joszko Joras. Pan Joras nie akceptuje faktu, że jego dom leży na terenie Chorwacji i – cóż począć - nie uznaje zwierzchności Zagrzebia nad swoim dwupiętrowcem. Odwiedzającym go dziennikarzom pokazuje mapy, z których wynika jasno, że teren na którym mieszka jest częścią Republiki Słowenii. A Chorwaci to okupanci. I koniec, kropka.

Pod dom pana Jorasa od czasu do czasu zjeżdżają protestujący z całej Słowenii, i z transparentami w dłoniach krzyczą pod adresem chorwackich pograniczników to samo, co Joszka Joras wypisał sobie na domu: TU JEST SŁOWENIA. Chorwacka policja czasem interweniuje i wtedy filmujące najczęściej całe zajście popularne media mają używanie: to materiał na czołówkę. Ale media poważniejsze mają już trochę całej tej szopki dość. Niektórzy uważają Jorasa wręcz za jątrzącego oszołoma.

Ali Zerdin, dziennikarz „Madiny”, jednego z największych tygodników w Słowenii, w rozmowie z „International Herald Tribune” nie krył konsternacji. „W szkole podstawowej uczono mnie, że granicę pomiędzy Chorwacją a Słowenią stanowi rzeka Dragonija” rozkłada bezradnie ręce.

Pan Joras, gdy wraca do domu ze swej słoweńskiej ojczyzny – a jako polityk Słoweńskiej Partii Ludowej dość często bywa w Ljubljanie – nie ma wyjścia: musi formalnie wyjechać ze swego kraju przez słoweńskie przejście graniczne – tu nic nie poradzi. Nie ma innej drogi. Trudno. Chorwackie przejście już jednak demonstracyjnie ignoruje. Kiedyś skręcał w bok kilka metrów przed celnym szlabanem, w polną dróżkę, która prowadziła prosto pod bramę jorasowego domu, ale Chorwaci, którym nie podobało się, że Joras nielegalnie wjeżdża na teren Republiki Chorwackiej – zablokowali dróżkę. Zanim zagrodzono przejście, pan Joras raz po raz wpadał w kłopoty: pewnego razu wiózł do domu kupioną w Słowenii pralkę i za nielegalny wwóz towarów wylądował w areszcie w Puli. Rząd Słowenii wydał w tej sprawie specjalną protestacyjną notę.

Teraz Chorwaci po prostu machają ręką i starają się ignorować pana Jorasa. Po obu stronach granicy traktuje się go jak lokalny folklor.

Jednak dalej na wschód, w okolicach trójstyku, w którym zbiegają się granice Węgier, Chorwacji i Słowenii, sytuacja graniczna wygląda o wiele bardziej kuriozalnie. Granica – zamiast biec konsekwentnie środkiem koryta rzeki Mury – plącze się, wije, raz włazi na chorwacki, raz na słoweński brzeg, oplata pojedyncze pola, budynki, kępy drzew.

Sprawa wygląda w ten sposób dlatego, że graniczna rzeka Mura kilkadziesiąt lat temu zmieniła swój bieg i przesunęła się na południe. Innymi słowy i krótko: rzeka się przesunęła, granica - nie. Jugosławia trwała jeszcze wtedy w najlepsze i nikomu nie przychodziło do głowy, by cokolwiek z tym robić, ponieważ problemu po prostu nie było. Po upadku Jugosławii sprawa ta – jak i wiele innych, w tym wiele bardziej poważnych – rozmroziła się: Słowenia przyjęła, że jej granice przebiegają zgodnie z przebiegiem granic byłej jugosłowiańskiej republiki Słowenii, co oznaczało, że przebiegać będą wzdłuż dawnego biegu Mury i wbrew zdrowemu rozsądkowi. Nie są tu jednak konsekwentni. W 2006 roku doszło nawet do małego konfliktu międzynarodowego, kiedy to Chorwaci zaczęli zagospodarowywać – teoretycznie ich własny - północny brzeg Mury  w okolicach słoweńskiego miasteczka Hotiza (który przed zmianą koryta był po prostu chorwacką łąką). Do akcji wkroczyła słoweńska policja.

Co zabawne, Słowenia – sama nie pozwalając Chorwacji działać na północnym, „naturalnie słoweńskim” brzegu Mury, jednocześnie protestuje przeciwko jakimkolwiek naruszeniom słoweńskiej własności na „naturalnie chorwackim”, południowym brzegu Dragonii. Choćby tam, gdzie mieszka Joszka Joras.

Kolejnym zapalnym punktem jest przebieg granicy morskiej w Zatoce Piran. Zatoka, po II wojnie światowej podzielona pomiędzy Jugosławię i Włochy, po rozpadzie tego pierwszego kraju wymagała kolejnego podziału. Na najprostsze rozwiązanie – fifty-fifty – nie godzi się jednak Słowenia. Chodzi o to, że przy takim podziale chorwacka część zatoki odcinałaby Słowenii dostęp do wód międzynarodowych. Chorwaci parują, że nawet, gdyby Słoweńcy dopchali się do międzynarodowych wód na północy Adriatyku – niewiele by to dało: by wypłynąć dalej, na Morze Śródziemne – słoweński statek i tak musiałby przepłynąć przez chorwackie bądź włoskie wody terytorialne, które stykają się  na południowym Adriatyku, w okolicach chorwackiej wyspy Palagruża.

Wydawałoby się, że konflikt był bliski rozwiązania w 2001 roku, kiedy to premierzy Słowenii i Chorwacji – Janez Drnovsek i Ivica Racan podpisali porozumienie, które przyznawało Chorwatom 20 procent wód zatoki, a Słoweńcom – korytarz do wód międzynarodowych. Przy okazji załatwiono także sprawę granic na Dragonji i Murze.

Tyle tylko, że wkrótce po podpisaniu porozumienia obie strony ponownie tak dokumentnie splątały sytuację, że pojawił się kolejny węzeł. Z każdej strony przypominający ten gordyjski.

W 2007 roku zgodzono się, by sprawę oddać do haskiego Trybunału, lecz pod koniec 2008 roku Słowenia zablokowała negocjacje Chorwacji z Unią Europejską, by w ten, ultymatywny dość sposób, wymóc na Zagrzebiu spełnienie marzeń o morskich przygodach słoweńskiej floty. Udręczeni całą sprawą Chorwaci – którzy jednak nie zamierzają ustępować – domagają się, by spór oddzielić od negocjacji akcesyjnych. Trudno to jednak zrobić, jeśli na mapy załączonych do dokumentów akcesyjnych naniesione są granice, których nie akceptuje jeden z krajów członkowskich UE.

Jak wyjść z impasu?

„Biorąc pod uwagę stan naszych obecnych stosunków, sam fakt, że się spotykamy, jest sukcesem” oznajmił premier Słowenii Borut Pahor po spotkaniu ze swoim chorwackim odpowiednikiem Ivo Sanaderem. Po spotkaniu, podczas którego – jak zgodnie oceniły chorwackie i słoweńskie media – ani na jotę nie zbliżono się do porozumienia.

Chorwacja proponuje oddanie sprawy do Trybunału w Hadze, na co nie zgadza się Słowenia. Światełko w tunelu pojawiło się, gdy Ljubljana zgodziła się na mediację Unii Europejskiej w sporze. W mediację włączyć się chce laureat pokojowego Nobla i architekt kosowskiej niepodległości – Martti Ahtisaari. Tymczasem media donoszą, że mediacji chciałby podjąć się prezydent Francji Nicolas Sarkozy, który – mimo, że przewodnictwo Francji w UE już się skończyło – z rozpędu angażuje się w kolejne międzynarodowe spory.

Również szefujący obecnie UE Czesi, którym hiperaktywność Sarkozy’ego może być cokolwiek nie w smak – ogłosili, że nie mają nic przeciwko swojej mediacji w konflikcie. „Chciałbym wnieść osobisty wkład w rozwiązanie problemów między Słowenią i Chorwacją” mówił Mirek Opolanek, czeski premier.

Tymczasem spór zatacza coraz szersze kręgi. Nie chodzi już tylko o UE, ale i o NATO, do którego Chorwacja ma nadzieję przystąpić już w kwietniu tego roku. Mimo, że Słowenia ratyfikowała już przyjęcie Chorwacji do Sojuszu, to jednak SSN, niewielka, narodowa partia – Partia Narodu Słoweńskiego (nie mylić z SLS - Słoweńską Partią Ludową, do której należy Joras) – pospiesznie zbiera 40 tysięcy podpisów, by zorganizować referendum w tej sprawie.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.