Wybory obnażyły słabość amerykańskich mediów
Wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich stawia pytanie o kondycję mediów w Stanach Zjednoczonych. Kandydat Partii Republikańskiej wygrał wbrew większości największych grup medialnych, a sam najchętniej korzystał z możliwości dotarcia do wyborców za pośrednictwem popularnych youtuberów i internetowych influencerów.
Kilkanaście dni przed wyborami rozgłos zyskał konflikt w czołowym amerykańskim dzienniku „The Washington Post”. Na łamach gazety nie ukazał się przygotowany wcześniej artykuł redakcyjnym, w którym jej dziennikarze chcieli oficjalnie poprzeć kandydaturę wiceprezydent Kamali Harris. Obecni i byli pracownicy medium skrytykowali decyzję swoich przełożonych, bo ich zdaniem Trump stanowi zagrożenie dla demokracji, stąd też konieczne było poparcie jego przeciwniczki. Tym samym dziennik pierwszy raz od kilkudziesięciu lat nie zajął konkretnego stanowiska w sprawie wyborów prezydenckich.
Decyzję o nieudzielaniu poparcia żadnemu z kandydatów podjął właściciel „The Washington Post”. Twórca Amazona Jeff Bezos, który przejął gazetę w 2013 roku, według mediów miał to uczynić z powodu obawy o swoje interesy. Drugi najbogatszy człowiek świata rzekomo uważa, że zaangażowanie polityczne dziennika podczas pierwszej prezydentury Trumpa pozbawiło go lukratywnego kontraktu rządowego. Później okazało się, że z republikańskim kandydatem spotkali się dyrektorzy Blue Origin, czyli przedsiębiorstwa kosmicznego założonego przez Bezosa. Do ich rozmowy z Trumpem doszło właśnie w dniu, w którym zadecydowano, iż „The Wasington Post” nie poprze Harris.
Na stronie internetowej gazety ostatecznie ukazał się artykuł samego właściciela, który tłumaczył w nim swoją decyzję[1]. Bezos w samym tytule „Trudna prawda: Amerykanie nie wierzą mediom informacyjnym” postawił mocną tezę. Jego zdaniem zawód dziennikarza od dawna nie cieszy się zaufaniem społecznym, a według ostatnich sondaży Amerykanie bardziej ufają nawet Kongresowi. Między innymi z tego powodu wskazanie konkretnego kandydata przekona żadnego wyborcy, za to jedynie ugruntuje wrażenie, że dane medium jest stronnicze i nie jest niezależne.
Według właściciela „The Washington Post” nie jest to jedynie problem jego gazety. Zaufanie tracą wszystkie tradycyjne media, dlatego według Bezosa ich odbiorcy coraz chętniej sięgają po wpisy w mediach społecznościowych, nagrania twórców podcastów czy innych niezweryfikowanych źródeł wiadomości. Z tego powodu twórca Amazona uważa, że należący do niego czołowy amerykański dziennik powinien stać się ponownie głosem niezależności i rzetelności.
Media (nie) są martwe
Już po wyborczej wygranej Trumpa nad kondycją mediów w USA pochyliła się stacja telewizyjna CNN[2]. Jej zdaniem ponowny wybór republikanina na prezydenta kraju stawia pytania o wiarygodność dziennikarzy i ich wpływy, a także o samych odbiorców informacji. Być może nie da się na nie znaleźć odpowiedzi przez jeszcze wiele lat.
Sami zwolennicy Partii Republikańskiej uważają, że zwycięstwo ich kandydata oznacza całkowite pokonanie tradycyjnych mediów, jest więc zwieńczeniem procesu rozpoczętego podczas pierwszej wygranej Trumpa w 2016 roku. Zdaniem CNN takie oceny są przedwczesne, bo to właśnie media głównego nurtu były najchętniej śledzone w dniu wyborów. Tak jednak rzeczywistość postrzegają zwolennicy prezydenta elekta, uważający zresztą kondycję dziennikarstwa za jeden z głównych współczesnych problemów Stanów Zjednoczonych.
Świadczy o tym rozminięcie się nastrojów społecznych z komentarzami największych mediów. Dziennikarze wyrażali przekonanie, że pozwalającymi na zwycięstwo nad Trumpem punktami zwrotnymi w kampanii będą wydarzenia pokroju nazwania Portoryko podczas jego wiecu wyborczego „pływającym śmietnikiem”, wsparcie udzielone Harris przez Liz Cheney czy poparcie kandydatki demokratów przez zwolenników przegranej w republikańskich prawyborach Nikky Haley. Tymczasem okazało się, ze kluczowy dla wyborców stał się problem inflacji, a więc utrata przez nich siły nabywczej, co przekłada się na pogorszenie stopy życiowej.
CNN zastanawia się też, jakie będą konsekwencje niechęci samego Trumpa wobec mediów. Przypomina bowiem, że z powodu emisji płatnych reklam Partii Demokratycznej nie jest on zadowolony nawet z telewizji FOX News, która jednoznacznie go popiera. Jego powrót do Białego Domu może na przykład doprowadzić dziennikarzy do autocenzury.
Przemysł medialny upadł
Zupełnie inne nastroje panują wśród publicystów prawicowych mediów. Portal The Federalist uważa, że tak naprawdę największym przegranym amerykańskich wyborów okazał się „kompleks przemysłowy mediów korporacyjnych”[3]. Nie jest on bowiem w stanie wpływać na decyzje wyborcze Amerykanów, dla których przestał on być zwyczajnie wiarygodny.
Świadczą o tym zwłaszcza podejmowane od prawie dekady próby zdyskredytowania Trumpa. Lewicowo-liberalne media na podstawie plotek miały go przedstawiać jako „rosyjskiego pachołka”, a „za rozpowszechnianie kłamstw przyznawali sobie nawzajem Pulitzery” (najważniejsza nagroda amerykańskiego środowiska dziennikarskiego – przyp. red.). W ostatnim czasie intensyfikowały ataki na kandydata Partii Republikańskiej, obwiniając go za atak jego zwolenników na Kapitol w styczniu 2021 roku.
The Federalist uważa, że sytuacja rynku medialnego w USA najprawdopodobniej w ogóle się nie zmieni. Reakcje czołowych stacji telewizyjnych i gazet na wynik wyborów miał pokazać, iż tradycyjne media „nie planują pokuty”, ponieważ „nie czują się zobowiązani do reprezentowania Amerykanów, ale do ich kontrolowania”.
Rozpad biznesu i wpływów
Tygodnik „Newsweek” w porównaniu do The Federalist nie wieszczy ostatecznego końca mediów, lecz w wypowiedziach Trumpa na temat „zabicia głównego nurtu mediów” dostrzega ziarno prawdy[4]. Po tegorocznych wyborach na prezydenta oraz do Kongresu tradycyjna prasa jest wyraźnie osłabiona. Rosnąca nieufność do dziennikarzy jest bowiem bardzo dobrze widoczna.
Na obecną sytuację złożyły się przede wszystkim dwa czynniki. Pierwszym z nich jest upadek dotychczasowego modelu biznesowego masowych mediów, a drugim utrata przez nich wpływów wśród społeczeństwa. Liczby przytaczane przez „Newsweek” mówią same za siebie. Na przykład w ciągu czternastu lat o ponad jedną trzecią spadła liczba gospodarstw domowych wykupujących pakiety telewizji kablowej. Przekłada się to wprost na obniżki wynagrodzeń dla znanych prezenterów, chociażby w cytowanej telewizji CNN. Od początku wieku nakłady gazet spadły o połowę, a wiele z nich zamknięto lub zrezygnowały one ze swoich drukowanych wersji. Od 1989 roku spadek popularności prasy doprowadził do likwidacji czterdziestu procent stanowisk dziennikarzy.
Jak na łamach „The Wastington Post” wspominał Bezos, spada zaufanie do pracowników mediów. „Newsweek” przytacza badania z których wynika, że w tym roku niechęć do dziennikarzy była większa od nieufności Amerykanów wobec parlamentarzystów. „Niezbyt” lub „w ogóle” nie ufa im blisko 70 proc. respondentów. Ostatnie badanie Gallupa w tej kwestii było pozytywne z punktu widzenia środowiska dziennikarskiego blisko dwadzieścia jeden lat temu.
Tygodnik zwraca też uwagę na spadek zaufania do mediów z powodu ich postawy wobec Trumpa i Bidena. W trakcie pierwszej kadencji Trumpa powielały one oskarżenia na temat jego powiązań z Rosją, które ostatecznie nie zostały udowodnione przez śledczych. W przypadku Bidena dziennikarze ukrywali jego stan zdrowia, aby po nominacji Harris udawać, że nie wspierali go przez ostatnich siedem lat.
Wojna medialno-kulturowa
W dużo szerszym kontekście zwycięstwo Trumpa nad tradycyjnymi mediami rozpatruje tygodnik „The Atlantic”[5]. Uważa je mianowicie za efekt porażki Harris i demokratów w wojnie kulturowej, w czym pomógł również rozwój nowych form komunikacji z wyborcami. Partia Republikańska zyskała dzięki nim przewagę nad Partią Republikańską.
Zwykłe media tym samym nie wystarczą, aby dominować w amerykańskiej polityce. Prawica dociera do swoich zwolenników nie za pośrednictwem telewizji, ale sieci internetowej. To w niej funkcjonują zarówno popularne konserwatywne portale, jak i masowo słuchani youtuberzy. Środowiska konserwatywne na tyle dobrze odnalazły się wśród nowinek technologicznych, że Trump w czasie kampanii mógł „podłączyć się do rozwijającego się świata sympatycznych influencerów z dużą ogromną liczbą obserwujących ich osób”.
Według „The Atlantic” lewica poniosła na tym polu całkowitą porażkę, a symbolem jej podejścia do nowoczesnych technologii były starania prezydenta Joe Bidena na rzecz zakazania niezwykle popularnego wśród młodych Amerykanów TikToka’a. Harris dopiero na koniec kampanii udała się do kilku podcastów, a i tak jej sztab nie porozumiał się w sprawie jej udziału w programie youtube’owym popularnego prezentera Joe Rogana, do którego udali się z kolei Trump i jego kandydat na wiceprezydenta J.D. Vance.
Udział kandydatki demokratów w kilku dodatkowych internetowych formatach z pewnością nie przechyliłby szali zwycięstwa na jej korzyść. Gdyby jednak politycy Partii Demokratycznej już kilka lat temu zaczęli dostrzegać potencjał „alternatywnych” mediów, być może wówczas sytuacja wyglądałaby zgoła inaczej.
Maurycy Mietelski
fot. Lorie Shaull / Flickr.com (CC BY 2.0)
[1] J. Bezos, The hard truth: Americans don’t trust the news media, 28.10.2024, https://www.washingtonpost.com/opinions/2024/10/28/jeff-bezos-washington-post-trust/.
[2] B. Stelter, Trump’s return to power raises serious questions about the media’s credibility, 06.11.2024, https://edition.cnn.com/2024/11/06/media/trump-reelection-media-credibility-trust/index.html.
[3] E. Purnell, 2024’s Biggest Loser Is The Corporate Media Industrial Complex, 06.11.2024, https://thefederalist.com/2024/11/06/2024s-biggest-loser-is-the-corporate-media-industrial-complex/.
[4] C. Versano, Donald Trump Won. But the Biggest Loser Was the Mainstream Media, 07.11.2024, https://www.newsweek.com/mainstream-media-public-trust-donald-trump-election-results-1980025
[5] S. Kornhaber, Why Democrats Are Losing the Culture War, 07.11.2024, https://www.theatlantic.com/culture/archive/2024/11/right-wing-influencers-trump-rogan/680575/.