Gwałtownie zaostrzył się kryzys w delcie Nigru
Rebelianci z delty Nigru ogłosili w niedzielę otwartą wojnę przeciwko rządowi Nigerii. Za zapowiedziami przyszła fala ataków na instalacje przemysłu naftowego w regionie. W trwających od trzech dni walkach mogło już zginąć nawet stu ludzi. „W ślad za wcześniejszymi ostrzeżeniami, iż każdy atak na nasze pozycje będzie równoznaczny z wypowiedzeniem wojny naftowej „Ruch wyzwolenia delty Nigru” (MEND) deklaruje wojnę naftową w odpowiedzi na nie sprowokowane ataki z powietrza i od strony morza na swoje pozycje, do których doszło (…) 13 września” ogłosił w niedzielę rzecznik MEND Jomo Gnomo. Zagroził następnie „huraganem” ataków przeciw obiektom przemysłu naftowego i siłom rządowym w delcie.
MEND zapowiedział też bezpośrednie ataki na pracowników przemysłu naftowego, grożąc, że nie będzie się już ograniczał do brania zakładników. Rebelianci wezwali ich do natychmiastowego opuszczenia delty, gdyż w innym wypadku „będą sami sobie winni”.
Za zapowiedziami rychło przyszły czyny. W poniedziałek rebelianci zaatakowali stację przesyłową ropy w Alakiri, należącą do koncernu Royal Dutch Shell. Zginąć miało dwóch pracowników, a stu innych musiało zostać niezwłocznie ewakuowanych.
Dzień wcześniej zaatakowano platformę wiertniczą należącą do koncernu Chevron w Kula. Rebelianci twierdzą, że zabili 22 ochraniających ją żołnierzy, armia twierdzi, że odparła atak bez strat własnych.
Pojawiły się również niezweryfikowane informacje o sabotażu na należącym do Shella rurociągu.
Rebelianci ogłosili, że ataki będą trwać póki rząd nie zrozumie, iż „kluczem do osiągnięcia pokojowego rozwiązania w delcie Nigru są sprawiedliwość, szacunek i dialog”.
Trudno ocenić jaka jest naprawdę skala konfliktu i liczba ofiar. Rebelianci donoszą o swoich wielkich sukcesach, podczas gdy armia rządowa bagatelizuje ich doniesienia twierdząc, że sytuacja jest po kontrolą. Wstrzemięźliwi w wypowiedziach są również przedstawiciele koncernów naftowych. Z nieoficjalnych źródeł wynika jednak, że od soboty w delcie Nigru mogło zginąć nawet ponad 100 osób.
Delta Nigru pogrążona jest w konflikcie od 2006 r., gdy miejscowi rebelianci (skupieni głównie w MEND) zainicjowali serię ataków na instalacje przemysłu naftowego w delcie oraz masowe porwania ich pracowników (dotychczas porwano ich ok. 200 – większość wypuszczono po zapłaceniu okupu). Miejscowa ludność (głównie przedstawiciele plemion Ijaw i Ogoni) żąda bardziej sprawiedliwego podziału dochodów jakie osiąga państwo z wydobywania ropy naftowej oraz sprzeciwia się rabunkowej ich zdaniem gospodarce prowadzonej przez koncerny naftowe, która ma prowadzić do fatalnych skutków ekologicznych w regionie. Atakom motywowanym politycznie towarzyszy również fala przemocy na tle rabunkowym i rozkwit piractwa. Co więcej, coraz bardziej rozprzestrzenia się ona poza terytorium Nigerii.
Konflikt pogrążył region w chaosie i znacząco ograniczył wydobycie i przetwórstwo nigeryjskiej ropy naftowej. W rezultacie Nigeria straciła na rzecz Angoli pozycję największego producenta ropy w Afryce.
Sytuacja ta coraz bardziej niepokoi społeczność międzynarodową, a zwłaszcza USA, które 15 proc. ropy naftowej importują z Zatoki Gwinejskiej. Niestabilność w regionie delty jest jednym z czynników prowadzących do wzrostu cen ropy naftowej.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, news24.com, mg.co.za