Rząd DR Kongo ostrzega ruandyjskich rebeliantów Hutu
Ruandyjscy rebelianci Hutu walczący w Demokratycznej Republice Kongo powinni natychmiast opuścić kraj, lub przygotować się na akcję zbrojną, ostrzegła w poniedziałek kongijska armia działająca z ramienia rządu w Kinszasie.
Armia wezwała Demokratyczne Siły Wyzwolenia Rwandy (FLDR) do „bezzwłocznego przestrzegania postanowień porozumienia z Nairobi i powrócenia do domów lub udania się na wygnanie”. W przeciwnym wypadku „armia kongijska, wraz z siłami ONZ, zmuszona będzie do zintensyfikowania swoich działań w celu przywrócenia stabilności w regionie” głosi treść oświadczenia.Armia przyznała jednocześnie, że już przemieściła 11 batalionów żołnierzy w rejon prowincji Północne i Południowe Kivu, w celu prowadzenia operacji militarnych przeciwko stacjonującym tam grupom rebeliantów.
FDLR jest główną organizacją rwandyjskich rebeliantów z plemienia Hutu, walczących ze zdominowanym przez plemię Tutsi rządem w Kigali. Członkowie organizacji to w dużej części byli żołnierze rwandyjskiej armii oraz członkowie paramilitarnych bojówek „Interahamwe”, odpowiedzialni za ludobójstwo dokonane na Tutsi w 1994 r. Po przegranej wojnie domowej ze strachu przed odpowiedzialnością schronili się oni na obszarze Demokratycznej Republiki Konga i stamtąd wciąż walczą z Tutsimi i rządem prezydenta Paula Kagame.
Ich obecność we wschodnim Kongo dwukrotnie (1996 i 1998) spowodowała inwazję wojsk Rwandy na to państwo i przyczyniła się bezpośrednio do wybuchu wojny domowej w Kongo, która kosztowała ok. 5 mln. istnień ludzkich.
W wyniku porozumienia z Nairobi, podpisanego w listopadzie 2007 roku z Rwandą, kongijska armia rozpoczęła rozprawę z FDLR. Rwanda ze swej strony obiecała uszczelnić granicę, by uniemożliwić przemieszczanie się uzbrojonych grup bojowników.
Rzecznik armii, płk Leon-Richard Kasonga oznajmił, że od grudnia 2007 roku ponad 1000 rebeliantów z własnej woli powróciło do Ruandy.
Z około sześciotysięczną armią FDLR walczy również Narodowy Kongres Obrony Ludu (CNDP) – prywatna armia zbuntowanego generała Laurenta Nkundy, wywodzącego się z kongijskiego odłamu plemienia Tutsi. Oskarża on rząd w Kinszasie o wspieranie FDLR w walce z jego oddziałami. „Są razem nawet teraz”, powiedział w rozmowie telefonicznej z agencją AFP. „Całe Kongo jest zagrożone. Nie zamierzamy czekać. Jeśli rząd nic nie zrobi z obcymi siłami, to my będziemy musieli. Nie mamy wyboru” - dodał generał, który obronę swych rodaków przed napaściami rebeliantów Hutu stosuje jako pretekst do stałego kontynuowania swej rebelii.
We wrześniu zachodnie organizacje pozarządowe doniosły, że armia rządowa potajemnie współpracuje z bojówkarzami Hutu przy nielegalnym wydobyciu i obrocie kongijskimi bogactwami naturalnymi.
Od 28 sierpnia, wyniku nasilenia się działań wojennych we wschodniej części DR Kongo, swoje domy opuścić musiało ponad 100 000 ludzi.
Na podstawie: news24.com, aljazeera.net