Sudan/ Bomby spadają na obóz dla uchodźców
Sekretarz generalny ONZ, Ban Ki-moon, wyraził we wtorek swój głęboki niepokój ponowną eskalacją przemocy w ogarniętym wojną Darfurze. Uznał za niedopuszczalne działania podobne do tych, jakim było ostatnie zbombardowanie obozu dla uchodźców Aro Sharow.
Obóz, leżący w pobliżu gór Jebel Moon, mieścił zazwyczaj od 4,000 do 5,000 ludzi. W momencie zrzucania bomb nie chronił się w nim już nikt - wszyscy szukający tam spokojnej przystani uciekli przed wcześniejszą rządową ofensywą.
Naoczni świadkowie zdarzenia właśnie wojsko rządowe, którego samoloty widziano w okolicy krótko przed zdarzeniem, oskarżają o zrzucenie bomb. Winą za ten atak, w wyniku którego zginęło około 100 okolicznych mieszkańców, obarcza również wojsko rządowe rebeliancka grupa JEM („Ruch na rzecz sprawiedliwości i równości”), dodając, że oni sami też byli w ostatnich dniach atakowani przez siły rządowe, przy użyciu helikopterów i samolotów bojowych. Twierdzą, że w ich szeregach są ofiary, ale nie mogą sprecyzować ich liczby.
Armia sudańska ripostuje, że dzięki tym działaniom udało się jej oczyścić teren z bojówek JEM, które podobno utrudniały dostarczanie pomocy humanitarnej.
Zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. pomocy humanitarnej, sir John Holmes, dał wyraz swemu wielkiemu zmartwieniu z powodu obecnej sytuacji w regionie, wzywając wszystkie strony biorące udział w konflikcie o podjęcie działań, które pomogłyby wskazać winnego ostatniego, niespodziewanego na tego rodzaju obiekt, bombardowania i umożliwiłby osądzenie zgodnie z przepisami prawa międzynarodowego. Ostrzega, że dalsze tego typu działania mogą mieć katastrofalny wpływ na jakość życia 20,000 uchodźców, którzy ciągle mieszkają w Darfurze.
Samo bombardowanie miało miejsce w czasie, gdy kolejni uchodźcy, nie widząc szans na poprawę sytuacji w Darfurze, szukają schronienia w sąsiednim Czadzie. Pracownicy organizacji humanitarnych i NGO-s dbają o bezpieczeństwo i czuwają nad ostatnią, liczącą 12,000 osób, falą uchodźców kierujących się właśnie do Czadu oraz nad oblężonymi cywilami pozostającymi w Zachodnim Darfurze. Jednak społeczność międzynarodowa troszczy się już nie tylko o zagrożonych Sudańczyków, lecz również tych, którzy niosą im pomoc. Jorge Holly, szef lokalnej placówki UNHCR powiedział, że w obliczu ostatnich bombardowań jest dla niego nie tylko smutne, ale też frustrujące, że nie może zostać zapewnione, wszystkim pracownikom organizacji humanitarnych, należyte bezpieczeństwo. Liczba takich pracowników miała wzrosnąć z 9,000 do 20,000, ale z racji zagrożenia istnieje obawa, że tak się nie stanie.
Konflikt w sudańskiej prowincji Darfur wybuchł na początku 2003 r. gdy miejscowe siły opozycyjne rozpoczęły rebelię przeciwko rządowi w Chartumie, uważając że mieszkańcy prowincji są marginalizowani przy podziale władzy i wpływów z budżetu. W odpowiedzi rząd rzucił przeciwko nim arabską milicję – tzw. Dżandżawidów, która rekrutuje się z koczowniczych plemion Darfur, od niepamiętnych czasów spierających się z czarnymi rolnikami o dostęp do wody i pastwisk. Teraz za cichą zgodą rządu rozpoczęli oni kampanię czystek etnicznych skierowanych przeciw murzyńskiej ludności prowincji. Ocenia się, że w dotychczasowych walkach i wyniku czystek dokonywanych przez Dżandżawidów zginęło już ok. 200 tys. ludzi, a blisko dwa i pół miliona zostało wypędzonych ze swych domów. Jest to najgorszy w chwili obecnej kryzys humanitarny na świecie.
Na podstawie: allafrica.com, arabiconline.com