Świat potępia Kadafiego za użycie przemocy
- IAR
Francja, Wielka Brytania, USA oraz sekretarz generaly ONZ potępiły władze Libii za uzycie przemocy wobec demonstrujących. Włochy, mając na uwadze dobre stosunki z Kadafim, potępiły same represje.
Nicolas Sarkozy potępił użycie siły w Libii i powiedział, że działania władz tego kraju są „nie do przyjęcia”. Francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że „szuka środków pozwalających na wywiezienie obywateli francuskich z Libii”. Prezydent Francji nie tylko potępił użycie siły w Libii, ale zażądał również „natychmiastowego zaprzestania” aktów przemocy w tym kraju. Nicolas Sarkozy wezwał do znalezienia „politycznego rozwiązania, które odpowiedziałoby na aspiracje ludu libijskiego do demokracji i wolności”.
W podobnym tonie wypowiedziała się Michele Alliot-Marie, minister spraw zagranicznych. W tym samym czasie jej ministerstwo stara się pomóc 750 Francuzom przebywającym w Libii. Nie mogą oni opuścić tego kraju samolotami ze względu na zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Trypolisem. Działająca w ministerstwie komórka kryzysowa szuka innych dróg ewakuacji z Libii.
Na Placu Châtelet w centrum Paryża kilkaset osób wzięło udział w demonstracji na znak poparcia libijskiej rewolty.
Również Stany Zjednoczone potępiły stosowanie przemocy przez libijskie władze. "Rząd Libii powinien szanować prawa obywateli, w tym wolność słowa i zgromadzeń. Czas skończyć z niedopuszczalnym rozlewem krwi" - napisała w oświadczeniu sekretarz stanu USA Hilary Clinton. Jak dodała, Stany Zjednoczone razem ze swoimi przyjaciółmi i partnerami na całym świecie pracują nad przekazaniem tej informacji rządowi libijskiemu.
Krwawa rozprawa Muammara Kadafiego ze swymi przeciwnikami skłoniła władze Włoch do zabrania głosu na temat sytuacji w Libii i potępienia przemocy. Jednocześnie ogłoszono stan najwyższej gotowości we włoskich bazach wojskowych
Użycie przemocy przeciwko demonstrantom potępił najpierw premier Silvio Berlusconi. Po nim głos zabrał przebywający na szczycie szefów dyplomacji krajów członkowskich UE minister spraw zagranicznych Franco Frattini. "Włochy potępiają trwające represje w stosunku do demonstrantów" - powiedział.
Obserwatorzy zwracają uwagę, że w obu oświadczeniach nie ma mowy o walczącym z własnym narodem libijskim dyktatorze, który do niedawna był wielkim przyjacielem włoskiego premiera.
Zaniepokojenie Włochów wywołała wiadomość o postawieniu w stan gotowości baz lotnictwa wojskowego. Minister obrony Ignazio La Russa zapewnił, że to normalne w aktualnej sytuacji. Zdecydowano się na to w następstwie wylądowania na Malcie kilku libijskich samolotów bojowych. Włosi najwyraźniej chcą uniknąć podobnych wizyt.
Sytuacja w Libii będzie tematem dzisiejszego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ. Zapowiedział to sekretarz generalny Narodów Zjednoczonych. Ban Ki-mun dodał, że rozmawiał przez telefon z Muammarem Kadafim. "Wezwałem go do pełnego przestrzegania praw człowieka, w tym wolności słowa i zgromadzeń" - zrelacjonował sekretarz generalny 40-minutową rozmowę z dyktatorem.
Pomimo telewizyjnego wystąpienia pułkownika Kadafiego, który stwierdził, że nie opuścił Trypolisu, brytyjskie media podejrzewają, że libijski dyktator zbiegł ze stolicy. Zdaniem dziennika "The Daily Telegraph", zwiastuje to wojnę domową w Libii.
Ani zrewoltowane Bengazi, ani bombardowany przez jego lotnictwo Trypolis, nigdy nie były bastionami Muammara Kadafiego - choć to w Benghazi dokonał swego zamachu stanu, a potem rządził w Trypolisie przez 42 lata. Jego plemienna baza to miasto Sebha na pustyni i - jak się wydaje - to tam odleciał wczoraj z Trypolisu. Mówiąc, że Kadafi przypuszczalnie jest już wdrodze do zaprzyjaźnionej Wenezueli, brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague opierał się na ujawnionych teraz informacjach od pracownika lotniska Mitiga w Trypolisie. Widział on wczoraj rano trzy odlatujące stamtąd samoloty - jeden z Kadafim na pokładzie.
Wenezuela zaprzeczyła potem jakoby libijski dyktator udał się pod skrzydła prezydenta Hugo Chaveza, który odwiedzał go sześciokrotnie w ciągu 12 lat i któremu Kadafi podarował nawet swój namiot. Jeśli pułkownik Kadafi rzeczywiście zbiegł do swego rodzinnego miasta na południu Libii, można się spodziewać, że będzie stamtąd dalej walczył o odzyskanie władzy opierając się o najemników, swój rozgałęziony klan i zgromadzony przez lata majątek. A jeśli nawet okaże się to nieosiągalne,jego krajanie z Sebha będą go bronić do upadłego - przewiduje cytowany przez "DailyTelegraph" libijski opozycjonista.