Amerykańskie rakiety wystrzelone w Libię w ósmą rocznicę wybuchu wojny w Iraku
- IAR
Prezydent Barack Obama, który krytykował George’a Busha za atak na Irak, teraz sam rozpoczyna operację wojskową. 2 tygodnie temu zażądał co prawda odejścia pułkownika Muamara Kadafiego, ale wyraźnie nie chciał włączać się w libijską wojnę domową.
Jednak gdy w ostatnich dniach siły rządowe otoczyły rebeliantów w Bengazi, prezydent USA i jego doradcy uznali, że nie ma innego sposobu, by zapobiec masakrze. "Użycie siły nie jest naszym pierwszym wyborem. Nie podejmuję tej decyzji z łatwością. Nie możemy jednak stać bezczynnie, gdy przywódca mówi swoim obywatelom, że nie będzie miał dla nich litości" - mówił Barack Obama, gdy z amerykańskich okrętów startowały rakiety Tomahawk.Według dziennika "Washington Post", na zmianę stanowiska Obamy wpływ miały kobiety - ambasador przy ONZ Susan Rice oraz doradczynie do spraw bezpieczeństwa Samanta Power i Gyle Smith. Za interwencją opowiedziała się też sekretarz stanu Hillary Clinton, która początkowo była przeciwna atakowi na wojska libijskie.
Od czasu rozpoczęcia ataku na libijską obronę powietrzną Amerykanie podkreślają, że na czele akcji stoją Europejczycy. Jednak w tej chwili to amerykańscy dowódcy kierują operacją i to Stany Zjednoczone wystrzeliły na Libie najwięcej rakiet.