G20- historia niezrealizowanych reform
Sobotni szczyt przywódców dziewiętnastu gospodarek świata i Unii Europejskiej (tzw. grupy G20) mógłby być przełomowy. Po raz pierwszy obradować będą sami liderzy tego forum, dotąd funkcjonującego na szczeblu ministerialnym. Jednak podniesienie rangi spotkań grupy, która przez dziewięć lat działania nie wykazała się dużymi osiągnięciami, prawdopodobnie nie wystarczy do sukcesu. G20 powstała w 1999 r. jako grupa siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw świata (G7), poszerzona o Rosję, Australię, UE (reprezentowaną przez jej przewodniczącego) oraz dziesięć tzw. wschodzących gospodarek, w tym Chiny, Indie i Brazylię. Znaczenie grupy ograniczała jednak formuła tych spotkań- zawsze odbywały się one na szczeblu ministrów finansów i prezesów banków centralnych. Waszyngtońskie szczyt- po raz pierszwy w gronie szefów państw i rządów- mógłby zwiększyć znaczenie forum i jego mandat do działania.
Bezpośrednim impulsem dla zacieśnienia współpracy państw G7 i Rosji (czyli G8) z szybko rozwijającymi się krajami z tzw. Trzeciego Świata była seria krachów finansowych w drugiej połowie lat 90. Kryzys zapoczątkowany w 1997 r. w Azji Południwo- Wschodniej rozprzestrzenił się na Rosję (1998), Brazylię (1999), Turcję i Argentynę (2001). Gwałtowność załamań w państwach rozwijających się stwarzała ryzyko dla całego systemu. Dlatego w 1999 r. inicjatywa niemieckiego ministra finansów Hansa Eichela, by stworzyć szerokie forum dyskusji nad stabilizacją światowego systemu finansowego, znalazła szerokie poparcie wśród państw G8.
Idea G20 wzięła się również ze wzrastającej świadomości, że „klub bogatych” (G7/G8) który dotąd inicjował debaty nad globalnym systemem gospodarczym, ma coraz mniejsze znaczenie na międzynarodowej scenie. Zrzesza on państwa, których okres potęgi przeminął w drugiej połowie XX wieku i całkowicie ignoruje rolę nowych graczy, których potencjał gospodarczy jak i demograficzny stale rośnie. Stworzenie G20 pozwoliło więc państwom najbogatszym na szeroką koordynację działań w międzynarodowym systemie finansowym bez konieczności zmieniania układu sił w instytucjach z Bretton Woods, czego żądają państwa rozwijające się.
Dziewięć lat istnienia G20 nie przyniosło jednak szerokich zmian systemowych. Międzynarodowe instytucje finansowe wciąż funkcjonują na dawnych zasadach, nie posunięto się też w planach tworzenia globalnego zarządu nad gospodarką (global governance). Najważniejsze dokonania grupy dotyczą ustaleń w zwalczaniu międzynarodowych przestępstw finansowych i finansowania terroryzmu. Udało się też opracować standardy przejrzystości finansów publicznych, których wdrażanie ma nadzorować Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW). W raporcie podsumowującym osiem lat działania G20 Leonardo Martinez- Diaz, analityk Brookings Institute, stwierdza, że te osiągnięcia były przede wszystkim korzystne dla państw najbogatszych i de facto stanowiły realizacją postulatów „klubu najbogatszych”.
Z czasem obszar zainteresowań G20 przesunął się od reformy międzynarodowego systemu finansowego ku rozwiązywaniu kwestii spornych między państwami bogatymi i biedniejszymi. Wśród nich największy problem stanowią kontrola przepływów kapitałowych, liberalizacja handlu czy restrukturyzacja zadłużenia dla państw o niskich dochodach. Formalne oświadczenia wydawane na zakończenie kolejnych szczytów przedstawiały w tych kwestiach zgodne stanowisko wszystkich stron. W praktyce jednak takiej zgody nie było (przykładowo impas w wielostronnych negocjacjach handlowych nie został przełamany, a rokowania trwają już dziewięć lat). Według hipotez Martineza- Diaza, państwom rozwiniętym po prostu nie kalkulowało się walczyć o swoje interesy na forum G20, więc prezentowały tu koncyliacyjną postawę. Jednak gdy przychodziło do podejmowania wiążących decyzji- w ramach MFW lub Światowej Organizacji Handlu- kraje te nie wahały się, by sprzeciwić się propozycjom bogatych partnerów.
Dziewięć lat funkcjonowania G20 pokazało, że nie funkcjonuje ona dobrze ani jako ośrodek debaty nad reformą systemu finansowego, ani jako miejsce rozwiązywania sporów bogatej Północy z biednym Południem. W pewnym sensie winę za to ponoszą Stany Zjednoczone, które uwikłane w wojnę z terroryzmem straciły zainteresowanie rozwojem multilateralnej polityki ekonomicznej. Sobotni szczyt w Waszyngtonie, choć odbywa się w czasie, gdy nowe rozwiązania w światowym systemie finansowym wydają się niezbędne- prawdopodobnie nie zmieni tej sytuacji. Na przeszkodzie stoją już nie tylko różnice gospodarcze między biednymi i bogatymi, ale także brak zgody co do kierunku reform wśród samych państw Zachodu.