Kanada woli Europę
Prezydent Nicolas Sarkozy i premier Stephen Harper podpisali w piątek porozumienie, które otwiera negocjacje nad strefą wolnego handlu między Unią Europejską i Kanadą. Ambitne plany stworzenia transatlantyckiego obszaru gospodarczego nie przewidują- przynajmniej na razie- amerykańskiego udziału.
Układ podpisany podczas wizyty francuskiego prezydenta w Quebeku (jednocześnie przewodniczącego UE w tym półroczu) roztacza duże perspektywy dla transatlantyckiego handlu. Docelowo przewiduje nie tylko liberalizację przepływu towarów i usług, ale też współpracę w dziedzinie zamówień rządowych, wzajemne otwarcie rynku przewozów lotniczych oraz ułatwienia w migracji wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Byłby to bardziej zaawansowany poziom integracji niż ten, który realizuje obecnie Północnoamerykańska Strefa Wolnego Handlu (NAFTA).
Jako motyw zacieśniania współpracy przywódcy wymienili konieczność przeciwdziałania nowej fali protekcjonizmu, którą zwiastuje impas w negocjacjach nad światowym handlem (tzw. runda z Doha). Jest to szczególnie ważne w dobie obecnego kryzysu finansowego, skłaniającego do zamykania gospodarek- zadeklarowali wspólnie Harper, Sarkozy i towarzyszący im przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso.
Faktyczna motywacja dla kanadyjskiej decyzji bierze się jednak ze zniechęcenie do współpracy z USA w ramach NAFTA. W czasie kampanii wyborczej demokratyczny kandydat na prezydenta Barack Obama wielokrotnie powtarzał, że będzie dążyć do renegocjacji północnoamerykańskiego układu. Zależy mu szczególnie na wzmocnieniu przepisów o ochronie środowiska i bezpieczeństwa pracy. Jeśli partnerzy się na to nie zgodzą- a na razie takie deklaracje padają ze strony Kanady i Meksyku- Obama grozi, że w razie zwycięstwa w wyborach wycofa Stany Zjednoczone z układu.
Zapowiedzi Obamy powstały głównie na użytek walki z Hillary Clinton o partyjną nominację wyborczą. Gdy Obama wygrał ten wyścig, złagodził też ton wypowiedzi o północnoamerykańskim porozumieniu. Demokraci od początku funkcjonowania NAFTA (1994 r.) wykorzystują ambiwalentny stosunek Amerykanów do tego układu w wyborczych rozgrywkach z republikanami- zdeklarowanymi zwolennikami wolnego handlu. Przeciętny obywatel uważa bowiem, że to utworzenie strefy wolnego handlu jest odpowiedzialne za zmniejszanie się miejsc pracy w amerykańskim przemyśle. Choć ta niechęć jest kierowana głównie wobec Meksyku, który przyciąga produkcję dzięki niskim kosztom pracy, Kanadyjczycy są już zmęczeni tymi sporami. Prowadzona na wewnętrzny użytek debata skutkuje zahamowaniem dalszego rozwoju NAFTA.
20 lat wolnego handlu między USA i Kanadą (poprzedzającego współpracę w ramach NAFTA) uzależniło gospodarkę Kanady od koniunktury u południowego sąsiada. Handel ze Stanami Zjednoczonymi wytwarza aż 37 proc. produktu krajowego brutto Kanady. Poszukuje więc ona nowych możliwości ekspansji gospodarczej, takich jak zacieśnienie więzów gospodarczych z Europą, jej drugim partnerem handlowym na świecie. Opublikowane dzień przed spotkaniem w Montrealu kanadyjskie i unijne ekspertyzy dowodzą, że obie gospodarki mogą zyskać rocznie 19 mld euro, jeśli pakt wejdzie w życie.
Głównym problemem dla realizacji transatlantyckiego przedsięwzięcia może być jednak brak zainteresowania pozostałych państw europejskich. Idea zacieśniania współpracy z Europą Zachodnią pojawia się w kanadyjskiej polityce co najmniej od lat 80. Zawsze jednak spotykała się ze słabym odzewem za oceanem. Również obecnie wydaje się, że poza Sarkozym inicjatywa nie ma wielu entuzjastów w UE. Europejskie media nie poświęciły jej prawie żadnej uwagi. „Będziemy wciąż robić wspólnie interesy, ale nie ma podstaw dla tak zaawansowanego porozumienia”- powiedział „New York Timesowi” prof. Michael Hart, wykładowca polityki handlowej na Uniwersytecie Carlton w Ottawie.
Na podstawie: Wall Street Journal, New York Times, National Post