Kobiety w polskiej dyplomacji
Niewiele jest chyba zawodów, które uznawano za „typowo męskie” do tego stopnia co zawód dyplomaty. Sytuacja ta powoli odchodzi jednak w zapomnienie. Czy jednak również w Polsce?
Dyplomacja – zawód (nie) dla kobiety?
„Dyplomacja (…)z historycznego punktu widzenia była od wieków zawodem męskim. Tak jak zresztą setki innych zawodów” mówi Danuta Hübner, była szefowa UKIE i pierwsza polska komisarz w Unii Europejskiej. I choć wiele kobiet w historii, od Kleopatry poczynając, na Katarzynie Wielkiej kończąc, zasłynęło swymi talentami dyplomatycznymi, o tyle sama profesjonalna służba dyplomatyczna przez długi czas pozostawała zamknięta dla kobiet.
„Trzeba sobie uświadomić, że ilość kobiet w służbie zagranicznej we wszystkich krajach rośnie stosunkowo od niedawna. Nie tylko w Polsce, ale także w krajach Europy Zachodniej. Pierwsze kobiety na wysokich stanowiskach Foreign Office, czyli brytyjskiej służby zagranicznej, pojawiły się pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku. Pierwszą kobietą pełniącą funkcję ambasadora Jego Królewskiej Mości była Anna Warburton, która w 1976 r. objęła placówkę w Kopenhadze” przypomina doktor Sławomir Dębski, szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Istniały procedury w wielu ministerstwach, które uniemożliwiały wysyłanie kobiet-ambasadorów, a tym bardziej kobiet niezamężnych na placówki dyplomatyczne. Te bariery były znoszone stopniowo” dodaje.
Przyczyny takiego a nie innego postrzegania zawodu dyplomaty były różne. „To jest zawód bardzo wymagający i w praktyce są miejsca, które są mniej dogodne dla kobiet niż dla mężczyzn (…) miejsca, gdzie kobiet po prostu lepiej nie posyłać. Mam na myśli trudne placówki, w trudnych warunkach” mówi profesor Roman Kuźniar i nie sposób odmówić pewnego uzasadnienia tej argumentacji. Praca dyplomaty nie zawsze jest spokojna i bezpieczna, gdyż może on zostać rzucony na placówkę w kraju nieprzyjaznym, ogarniętym konfliktem lub po prostu obdarzonym przez naturę ciężkimi warunkami klimatycznymi. Przez długi czas nie do pomyślenia było również wysłanie kobiety w charakterze oficjalnego przedstawiciela do krajów o silnej kulturze patriarchalnej – zwłaszcza islamskich. „Dyplomacja jest dość konserwatywna obyczajowo” konkluduje Ewa Pernal, przewodnicząca Stowarzyszenia Rodzin Dyplomatów.
Pracę dyplomaty niełatwo również pogodzić z utrzymywaniem domowego ogniska, co nadal zdaniem wielu jest zasadniczym zadaniem kobiety. „Niewątpliwie dyplomacja jest niezwykle specyficzną sferą życia publicznego. Jako służba publiczna angażuje poza tzw. "godzinami urzędowania", wymaga dyspozycyjności, elastyczności” przyznaje Danuta Hübner. Tymczasem „Kobiety wychowują dzieci, w związku z czym na pewien czas wyłączają się z działalności zawodowej. Czasem trwa to krócej, czasem zaś dłużej” dodaje Karol Karski, były wiceminister spraw zagranicznych.
Obecnie jednak argumenty przeciwko powierzaniu kobietom pracy w dyplomacji tracą częściowo na znaczeniu - podobnie zresztą jak i wiele innych stereotypów. „W tej chwili (...) we wszystkich miastach świata żyje się mniej więcej podobnie, a zwłaszcza w kulturze zachodniej. Chodzimy do takich samych supermarketów, wysyłamy dzieci do podobnych przedszkoli. Standard życia się zmienił i generalnie rzecz biorąc nie upatrywałbym jakichś poważnych przeszkód w wybieraniu kariery dyplomatycznej ze względu na to, że komplikuje to życie rodzinne” zauważa dr Dębski. „Myślę, że zmiana w postrzeganiu tradycyjnych społecznych ról kobiet i mężczyzn, jaką obserwujemy, znajdzie odbicie w większej determinacji Pań do rozwoju zawodowego także w dyplomacji” uzupełnia z kolei komisarz Hübner. „Zmiany społeczne ostatnich dziesięcioleci powodują wzrost aktywizacji zawodowej kobiet, jak również poprawę ścieżek ich rozwoju zawodowego”.
Do lamusa odchodzą też stereotypy o czysto męskiej naturze dyplomacji. „To nie jest XVIII wiek” komentuje krótko dr Dębski, „Nie widziałbym żadnych prób snucia teorii, że się nie nadają do dyplomacji” [kobiety – red.].
„To jest zawód tak samo dobry dla mężczyzn jak i dla kobiet albo odwrotnie tak samo dobry dla kobiet jak i dla mężczyzn” dodaje prof. Kuźniar. „(...) Pewne dysproporcje, mające uwarunkowania historyczne i kulturowe, a które miały miejsce w przeszłości nie mają dzisiaj większego znaczenia”.
Kobieta jest dziś szefową dyplomacji najpotężniejszego państwa na świecie, kobiety pełniły funkcje ministra spraw zagranicznych m.in. w Wielkiej Brytanii, Polsce, Szwecji. Wiele innych zajmuje stanowiska ambasadorów. Proces równouprawnienia w dziedzinie dyplomacji postępuje być może powoli, ale konsekwentnie.
„Długi marsz”
Polska dyplomacja stosunkowo niedawno otworzyła się dla kobiet. Jak stwierdził w wywiadzie dla „Gali” profesor Władysław Bartoszewski: „Przed 1989 rokiem kobiety nie odgrywały w polskiej dyplomacji większej roli”.
Upadek komunizmu bynajmniej nie rozwiązał od razu tego problemu. „Kiedy ja wstąpiłem do dyplomacji, w latach 90-tych, był to zawód, w którym kobiety były rzadkością” wspomina Roman Kuźniar. Dopiero w 1999 r. Barbara Tuge-Erecińska, została pierwszą kobietą-podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a pierwszą panią na stanowisku szefa polskiej dyplomacji, Annę Fotygę, zobaczyliśmy dopiero w 2006 r. „W innych państwach kobiety już wcześniej obejmowały te stanowiska, natomiast Polska była państwem dosyć konserwatywnym w tym zakresie” komentuje Karol Karski. Dr Dębski zauważa z kolei, że „Polska integruje się z powrotem z systemem światowym, z grupą państw najwyżej rozwiniętych i dopiero od 1989 roku, zaczynamy się stopniowo do tych państw upodabniać. Ma to miejsce także w sferze związanej z obsługą polskiej służby zagranicznej”. Pocieszające jest jednak jego zdaniem, że są „...instytucje czy ministerstwa w krajach bardziej zaawansowanych rozwojowo niż Polska, które w dalszym ciągu borykają się z podobnym problemem”.
Jak natomiast obecnie wygląda sytuacja kobiet w polskiej dyplomacji? W porównaniu z początkiem lat 90-tych „(...)to co się stało w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat świadczy o czymś zupełnie innym. Dzisiaj widoczny jest bardzo szeroki napływ kobiet do dyplomacji zarówno poprzez konkurs, jak i na podstawie czynników politycznych, czy merytorycznych. Dyplomacja, tak jak i inne zawody ulega procesowi feminizacji” twierdzi prof. Kuźniar.
Nieco bardziej sceptycznie podchodzi natomiast do sprawy doktor Dębski. „Równouprawnienie, jeżeli chodzi o służbę zagraniczną, upowszechnia się stopniowo. Niewątpliwie mamy do czynienia z trendem korzystnym, aczkolwiek przebiegającym w Polsce zbyt wolno” wnioskuje szef PISM.
Spójrzmy więc na liczby. Z informacji jakie psz.pl uzyskał od rzecznika MSZ (dane z końca listopada 2007) wynika, że w centrali resortu pracuje 489 kobiet i 521 mężczyzn, co nie stanowi jeszcze złej proporcji. Na placówkach zagranicznych przebywa z kolei 412 kobiet i 982 mężczyzn, co daje już tym drugim ponad dwukrotną przewagę, lecz wciąż nie czyni jeszcze bardzo rażącej różnicy. „Choć niewątpliwie daleko nam do modelu państw skandynawskich, to mamy jednak w naszej dyplomacji niemało wspaniałych Pań. Widzę jednak znaczny margines możliwości większego otwarcia tej sfery publicznej dla kobiet” twierdzi Danuta Hübner. „Kobiet w polskiej służbie zagranicznej jest dużo” wnioskuje z kolei dr Dębski, dodając, iż „Bywają placówki, które, można by powiedzieć, są niemal całkowicie sfeminizowane (...) z moich obserwacji wynika (...) że na niższych szczeblach urzędniczych kobiety potrafią stanowić większość urzędników”.
Wzrasta również liczba kobiet ubiegających się o pracę w służbie zagranicznej. „W 2006 r. na aplikacji dyplomatyczno-konsularnej mieliśmy 10 kobiet, co stanowiło ponad 41 proc. ogółu aplikantów, zaś w 2007 r. mieliśmy 9 aplikantek, które stanowiły 50 proc. słuchaczy” podaje kierujący Akademią Dyplomatyczną dr Dębski. „Ostatnie lata to równowaga lub przewaga kobiet i co więcej na wszystkich kolejnych rocznikach kobiety były szefami swoich grup, tylko na pierwszym roku mężczyzna był starostą” przyznaje jego poprzednik – profesor Roman Kuźniar. „Zmiany te będą bardziej widoczne na korytarzach MSZ-u czy na placówkach dyplomatycznych” dodaje.
„Z mojej obserwacji administracji publicznej w Polsce w ostatnich latach wynika, że kobiet decydujących się na taka właśnie ścieżkę kariery jest coraz więcej” dodaje z kolei Danuta Hübner.
Polkom marzącym o karierze w dyplomacji sprzyja niewątpliwie fakt, iż „są po pierwsze coraz lepiej wykształcone, a po drugie coraz więcej z nich kończy studia, które są przydatne w służbie zagranicznej, mam na myśli stosunki międzynarodowe, prawo, ekonomię, socjologię i kulturoznawstwo” (Kuźniar).
Osobną, i niezbyt dobrze świadczącą o polskiej administracji, kwestią jest jednak, fakt, że urzędnicy niższego i średniego szczebla zarabiają w okolicach 2,5 tysiąca – 3 tysięcy złotych. „Polskie urzędy, w tym polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, są niedoinwestowane. Jeżeli przyjmiemy, że w Polsce w dalszym ciągu dominującym systemem jest przyjmowanie, że mężczyzna więcej zarabia, utrzymuje rodzinę, a kobieta pracuje dodatkowo, to musielibyśmy dojść do niedobrych konkluzji, że kobiety pracują w zawodach, w których mężczyźni już nie pracują, bo nie mogą z danej pensji utrzymać rodzin” zauważa Dębski. Być może jest to więc jedna z przyczyn sfeminizowania niższych szczebli służby dyplomatycznej i ogólnie – całej polskiej administracji.
„Szklany sufit”
Sytuacja zmienia się jednak diametralnie, gdy przychodzi ocenić liczbę kobiet na wyższych stanowiskach w służbie zagranicznej. W ścisłym kierownictwie MSZ znajdziemy ją zaledwie jedną – panią wiceminister Grażynę Bernatowicz. Przedstawicielki płci pięknej kierują również zaledwie pięcioma spośród dwudziestu siedmiu komórek organizacyjnych resortu (Departament Azji i Pacyfiku, Departament Promocji, Biuro Audytu, Biuro Pełnomocnika ds. Ochrony Informacji Niejawnych, Biuro Kadr i Szkoleń). Warto przy tym zauważyć, że spośród tych komórek zaledwie jedna (Departament Azji i Pacyfiku) zajmuje się sprawami stricte należącymi do dziedziny polityki zagranicznej.
Podobnie jest na poziomie wicedyrektorów biur i departamentów. Tylko dziewięciu na czterdziestu czterech wicedyrektorów to kobiety, w tym zaledwie pięć z nich pracuje w departamentach typowo „merytorycznych” (Departament Zagranicznej Polityki Ekonomicznej, Departament Europy, Departament Azji i Pacyfiku, Departament Konsularny i Polonii, Departament Współpracy Rozwojowej).
Nie lepiej wygląda sprawa obsady stanowisk szefów polskich placówek za granicą. Na 179 polskich placówek dyplomatycznych, panie kierują zaledwie trzynastoma ambasadami, pięcioma konsulatami generalnymi i siedmioma Instytutami Polskimi. Dodać do tego należy, że nie każda pani ambasador automatycznie wywodzi się z resortu, lecz bywa mianowana z klucza politycznego (patrz Hanna Suchocka w Watykanie czy Barbara Labuda w Luksemburgu). Czyżby więc w polskiej służbie dyplomatycznej panował dla kobiet „szklany sufit”?
Jeżeli tak, to nie wydaje się aby wpływ na ograniczone możliwości awansu miała jednak sama płeć. „Na pierwszy rzut oka fakt bycia kobietą może wydawać się rzeczywiście przeszkodą, zwłaszcza, gdy trzeba sobie radzić w zdominowanym przez mężczyzn środowisku zawodowym. Myślę jednak, że dziś w coraz większym stopniu zwyciężają kompetencje, doświadczenie zawodowe” twierdzi Danuta Hübner, jedna z „pierwszych dam” polskiej dyplomacji. „Nie ma barier, które mogłyby dyskryminować którąkolwiek z płci” dodaje prof. Kuźniar. „Pewne dysproporcje, mające uwarunkowania historyczne i kulturowe, a które miały miejsce w przeszłości nie mają dzisiaj większego znaczenia”.
Liczby jednak nie kłamią – „szklany sufit” nie może być tylko wymysłem. „Moim zdaniem zjawisko takie istnieje” mówi dr Dębski, dodając jednak, że jest to problem nie tylko MSZ, lecz całej polskiej administracji publicznej, która „...jest dysfunkcjonalna (…) w ogóle źle funkcjonuje”. Politycy nadal traktują stanowiska państwowe jako łup należny im z racji zwycięstwa w wyborach, co sprawia, że „warunkiem awansu jest przynależność do partii politycznej”. Tymczasem „Kobiet jest mniej w polityce i mają one mniejszą szansę, aby zostać dzięki tej dźwigni politycznej wypromowane na stanowiska kierownicze [w dyplomacji – red.]”. Kółko się zamyka.
Kropla drąży kamień?
„Wiele jest znakomitych kobiet w dyplomacji. Mówię o tym, bo być może dzisiejsza sytuacja skłania niektórych do uogólnienia, że kobieta i dyplomacja słabo się ze sobą godzą” twierdzi we wspomnianym już wywiadzie dla „Gali” profesor Bartoszewski. „Osobiście mam jak najlepsze wrażenia ze współpracy z paniami ambasador. Są to osoby kompetentne, fachowe, natomiast nigdy bym się nie ośmielił oceniać je poprzez to, że są kobietami. Są po prostu fachowcami” twierdzi Karol Karski.
Skoro jednak jest tak dobrze, to czemu jest tak źle, chciałoby się zacytować legendarnego trenera Górskiego. Na to pytanie odpowiedź uzyskaliśmy jednak już wyżej. Pytanie jakie należy postawić to, w jaki sposób sytuacja ta może ulec zmianie?
Rozmaite parytety nie wydają się najlepszym rozwiązaniem. Jak słusznie zauważa bowiem Roman Kuźniar: „Gdybyśmy chcieli wymusić szybką zmianę proporcji to musiałoby się to odbyć na podstawie punktów za pochodzenie i za płeć A to z pewnością uwłaczałoby statusowi kobiet. Kobiety powinny pokazać, że są tak samo dobre lub lepsze od ich kolegów mężczyzn”.
To już jednak udowodniły wiele razy. Pozostaje więc czekać na moment, w którym o awansie zawodowym w służbie publicznej rzeczywiście będą decydować kompetencje, a zarazem upowszechni się jeszcze bardziej świadomość równego traktowania płci.
„Proszę mi wierzyć, proporcje w polskiej dyplomacji zrównają się w sposób naturalny” twierdzi Kuźniar. Pozostaje mieć tylko nadzieje, ze nastąpi to w miarę szybko, gdyż jak zauważa dr Dębski „im więcej kobiet na stanowiskach kierowniczych w polskiej dyplomacji (…) tym ta dyplomacja jest nowocześniejsza. Jednym z kryteriów podawanych w epoce unowocześniania się służb zagranicznych (…) jest wskaźnik sfeminizowania”.
Polską dyplomację warto unowocześnić w wielu punktach więc dlaczego by nie zacząć właśnie od tego?
Autorzy: Anna Kamińska, Maciej Konarski, Diana Krawiec, Agata Szostakiewicz