Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

O węgierskich upokorzeniach


26 kwiecień 2010
A A A

Trudno o żyźniejszą glebę dla rozwoju prawicowej ekstremy niż dzisiejsze Węgry, kraj historycznych resentymentów, gospodarczej recesji i kryzysu władzy.

Węgry, czyli raj utracony

ImageWęgrzy od dawna żyją w poczuciu rozdwojenia, którego bieguny wyznaczają Węgry niespełnionych nadziei oraz Węgry okradzione z mocarstwowości. Pierwsze to współczesność; drugie zaś to ich odbicie w krzywym zwierciadle, trzykrotnie większa potęga z dostępem do morza, która na mocy układu pokojowego z Trianon z czerwca 1920 roku została okrojona z historycznej wielkości. Węgry utraciły niemal dwie trzecie powierzchni, z Siedmiogrodem i fragmentami obecnej Słowacji, Serbii, Chorwacji i Ukrainy. Myli się ten, kto sądziłby, że wydarzenia sprzed dziewięćdziesięciu laty traktowane są jako zamknięty rozdział ze szkolnych podręczników. Nalepki z konturem Wielkich Węgier zobaczyć można na tablicach rejestracyjnych, kurtkach i uczniowskich zeszytach, a fatalny układ pokojowy, nazywany nie inaczej niż „hańbą trianońską”, ciągle wzbudza emocje. Krzysztof Varga, autor błyskotliwych esejów o kraju Madziarów, zwraca uwagę na fonetyczną bliskość słów „Węgry” (Magyarország) i „raj” (Mennyország)[1], i zauważa, że chociaż Korona Świętego Stefana to raj na zawsze utracony, to ciągle stanowi punkt odniesienia, także dla młodych Węgrów. „Nostalgia jest fundamentem, na którym buduje się węgierską tożsamość. Nostalgia za czasami wielkości, choć zbyt często była to wielkość iluzoryczna. Trudno jednak na nieuleczalnym smutku zbudować tożsamość inną niż nieszczęśliwa. Węgrzy zawsze będą więc nieszczęśliwi”[2].

Mitologizacja dawnych czasów i bohaterów jest na Węgrzech tym bardziej zrozumiała, że obecna klasa polityczna jest mało wiarygodna, a instytucje państwowe słabe i niewydolne. „Węgierskie partie jedna po drugiej uprawiały populizm, licytując się w obietnicach sięgających pod niebiosa” – mówi Péter Tölgyessy, prawnik i polityk. „Telewizyjne rządy na pokaz zainicjował w naszej ojczyźnie burmistrz Budapesztu Demszky. (Socjalistyczny premier) Horn jako pierwszy uczynił niezadowolenie społeczne głównym tematem swoich przemówień. Potem prawicowy Fidesz nieustannie oddawał się marzeniom wespół ze swymi wyborcami”[3]. Niesławne rządy lewicy, która utrzymuje się u władzy nieprzerwanie od ośmiu lat, nie są więc niechlubnym wyjątkiem od reguły, ale raczej kulminacją politycznej nieporadności.

Upadek autorytetu władzy osiągnął swój punkt krytyczny w roku 2006, kiedy do mediów wyciekły fragmenty z przemówienia ówczesnego premiera Ferenca Gyurcsánya skierowanego do partyjnych kolegów. Szef rządu językiem ulicy skomentował nieskuteczność własnego gabinetu i równie dosadnie określił swój stosunek do Węgier, które zostały okraszone epitetem „kurewskie”. Wywołana fala społecznej frustracji szybko znalazła upust na ulicach Budapesztu, gdzie doszło do protestów i regularnych bijatyk z policją. Biała rewolucja, jak nazwała te wydarzenia światowa prasa, była jednak nie tylko wystąpieniem przeciwko skompromitowanym politykom. Jak pisał relacjonujący te wydarzenia Varga: „Manifestacja na placu Kossutha jest deklaracją nienawiści do Gyurcsánya i złości z powodu jego cynicznych kłamstw. Ale jest też demonstracją węgierskiej rozpaczy”[4]. Oprócz haseł antyrządowych równie liczne były bowiem żądania powrotu dawnych Węgier, okrojonych w Trianon. Festiwal nacjonalistycznych rozruchów, w jaki wkrótce przemieniła się biała rewolucja, zniechęcił opozycję, dla której mała wojna domowa mogła być okazją do przejęcia władzy. Ale żaden z mainstreamowych polityków nie chciał ryzykować posądzeń o rewizjonizm.

Na czas rządów socjalistów przypadła także największa od lat recesja gospodarcza, ale jej źródeł należy szukać jeszcze w latach 90. Sposób myślenia kolejnych gabinetów o gospodarce był spadkiem po epoce Jánosa Kádára: utrzymujący się długo wzrost gospodarczy był efektem nie racjonalnej polityki fiskalnej, ale radykalnego zadłużania państwa, które w większości wzięło się z nadmiernej konsumpcji. Politycy odsuwali trudne reformy na przyszłość, starając się chronić i umacniać niezłą sytuację wyjściową z czasów gulaszowego socjalizmu. Skutkiem wysokiego długu publicznego i uzależnienia węgierskiej gospodarki od finansowania zagranicznego było bolesne załamanie w czasie kryzysu światowego. Wprowadzany pospiesznie pakiet reform uderzył w pracowników administracji oraz rozbudowaną sferę socjalną, co jeszcze bardziej podkopało zaufanie do elity politycznej.

JOBBIK, czyli lepsze, bo prawicowe

Nic bardziej od politycznych i gospodarczych porażek państwa nie aktywizuje radykałów. Po marginalizacji faszyzującego MIÉP-u (Partia Sprawiedliwości i Życia), którego złote lata przypadły na koniec XX wieku, próżnię po prawej stronie sceny politycznej wypełnił jeszcze bardziej krzykliwy JOBBIK, czyli Ruch na Rzecz Lepszych Węgier (jobb to po węgiersku zarówno „prawica”, jak i „lepiej”). Jego siła polega na tym, że umiejętnie gospodaruje lękami związanymi z mniejszością romską oraz tęsknotami za Wielkimi Węgrami. Liderzy JOBBIK-u twardo upominają się o utracone w Trianon południową Słowację (zwaną przez nich Górnymi Węgrami) i Siedmiogród, deklarują walkę o prawa zamieszkałej tam mniejszości madziarskiej, a kiedy przychodzi wskazać winnych za obecny kryzys państwa, jednym tchem wymieniają postkomunistów, homoseksualistów i Żydów.

W celu „obrony” kraju przed jego wrogami lider JOBBIK-u, Gabor Vona, powołał paramilitarną przybudówkę partii, Gwardię Węgierską. Bogdan Góralczyk, dyplomata pracujący na Węgrzech, opisuje jeden z przemarszów gwardzistów ulicami Budapesztu: „Z popularnymi niegdyś czapkami Bocskaiego na głowach, w białych koszulach, z biało-czerwonymi chustami na szyjach, w mundurach i wojskowych butach młodzieńcy kroczą zwartym szeregiem, prezentują wojskowy dryl. A nad nimi powiewają jeszcze białe w czerwone pasy flagi Árpáda, takie same jakie powiewały nad szwadronami strzałokrzyżowców, czyli węgierskich faszystów”[5]. Przejęto nie tylko symbole nazistów Szálasiego, ale także ich niektóre metody działania. W sierpniu zeszłego roku, kilka godzin po zakończeniu obchodów 65. rocznicy zagłady Romów w obozie Auschwitz-Birkenau, sympatycy ultraprawicy zamordowali Cygankę z wioski Kisleta na wschodzie kraju[6].

JOBBIK mógłby być jednym z marginalnych europejskich ruchów ultraprawicowych, sprzeciwiających się islamowi i nielegalnej imigracji, gdyby skutecznie nie budował własnej tożsamości na mitach historycznych. „Hańba trianońska” pełni funkcję mitu negatywnego, lecz równie istotne jest odwoływanie się do mitu pozytywnego, czyli Rewolucji 1956 roku. Pamięć o antykomunistycznym powstaniu została właściwie zawłaszczona przez skrajną prawicę, zresztą nie bez udziału innych partii (w tym centroprawicowych), które długo lekceważyły politykę historyczną. Symboliczne było już zaprzysiężenie pierwszych członków Gwardii Węgierskiej w sierpniu 2007 roku. Gwardzistów było dokładnie 56, a dokumenty  nominacyjne wręczył im pierwszy minister obrony po transformacji Lajos Für, uczestnik rewolucji sprzed sześćdziesięciu laty. Poparcia Gwardii udzieliła także inna weteranka tamtych wydarzeń, znana posłanka Maria Wittner[7].

Innym chętnie przywoływanym mitem pozytywnym jest autorytarny reżim admirała Miklósa Horthyego (1919–1944). Zdaniem Gabora Vony, „opierał się on nie na kłamstwie, nie na okradaniu za pomocą wysoko oprocentowanych kredytów i nie na korupcji, lecz na węgierskiej żywotności, uczciwości i porządku”[8]. Horthy uosabia węgierskie marzenia o silnym przywództwie, rozliczeniu z przeszłością (biały terror z lat 1919-1922) oraz nostalgię za utraconymi ziemiami Korony Świętego Stefana. Jednakże – jak zauważa cytowany wielokrotnie Varga – jest on jednocześnie symbolem niemocy i węgierskiej absurdalności losu: „admirał stał się władcą w królestwie bez króla i bez morza”[9].

Prawicowi ekstremiści na Węgrzech trafili na korzystną dla siebie koniunkturę nie tylko w kraju, ale także zagranicą. Tempo procesu integracji wspólnoty europejskiej jest odwrotnie proporcjonalne do wzrostu popularności skrajnych ruchów nacjonalistycznych. W ostatnim czasie paradą populistów stały się wybory do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2009 roku. Oprócz deputowanych JOBBIK-u (3 mandaty) w ławach parlamentarnych zasiedli przedstawiciele brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (13), holenderskiej Partii Wolności (4), Partii Wielkiej Rumunii (3), bułgarskiej Ataki (2), Austriackiej Partii Wolnościowej (2), Duńskiej Partii Ludowej (2), Słowackiej Partii Narodowej (1) oraz fińskiej partii Prawdziwi Finowie (1). Wspólnym mianownikiem tych ugrupowań jest eurosceptycyzm, walka z imigracją i narodowy konserwatyzm, jednakże otwarcie do tradycji nazistowskiej przyznaje się jedynie JOBBIK.

Słowacja, czyli wróg

Historia prowokuje zbiegi okoliczności, a zadaniem odpowiedzialnych elit jest umiejętne stawienie im czoła. Rok 2006, czyli data-symbol w dziejach współczesnych Węgier, jest także ważną cezurą w politycznej historii Słowacji. Sprawujący władzę od ośmiu lat reformatorski rząd Mikuláša Dzurindy został wówczas zastąpiony przez lewicowo-narodowy gabinet, na którego czele stanął pragmatyk Robert Fico. Jednym z jego koalicjantów została nacjonalistyczna Słowacka Partia Narodowa, kierowana przez Jána Slotę. Jego przekonania opisuje kolega z rządu, Vladimír Mečiar: „Polityka Sloty żywi się historycznymi, niedobrymi doświadczeniami Słowaków z Węgrami w ramach wielkich Węgier. Negatywnymi emocjami z ubiegłego wieku”[10]. Mečiar, były premier, dobrze wie co mówi; sam dzięki podobnym poglądom znacznie wcześniej stał się symbolem populistycznej ksenofobii.

Na zwarcie nie trzeba było długo czekać. Po kilku niewybrednych komentarzach Sloty pod adresem mniejszości węgierskiej (ok. 10%) i zapowiedzi wysłania czołgów na Budapeszt, rząd Fika rozpoczął przygotowania do nowelizacji kontrowersyjnej ustawy językowej. Uchwalona w czerwcu 2009 roku poprawka zniosła prawo mniejszości narodowych do używania ich języka w miejscach publicznych i wywołała polityczną burzę[11]. Efekt: zamrożenie stosunków międzypaństwowych, wzrost wzajemnej niechęci po obu stronach Dunaju i paraliż Grupy Wyszehradzkiej. Jak zauważa słowacki pisarz i publicysta Martin M. Szimeczka, wzrost poparcia dla rewizjonizmu węgierskiego oraz koniunkturalne wykorzystywanie nastrojów nacjonalistycznych na Słowacji cofnęło relacje między oboma krajami do tych z lat 1918-1945[12] .

W programie przedwyborczym JOBBIK-u podkreśla się, że rząd powinien dołożyć wszelkich starań, aby ziemie zamieszkałe przez mniejszość węgierską powróciły do „ciała narodu”[13] . Chociaż żaden odpowiedzialny polityk w Budapeszcie nie mówi o rewizji granic, to historyczna trauma jest tak wielka, że nawet bardziej umiarkowana prawica chętnie deklaruje wspieranie organizacji węgierskich za granicą. Varga ironicznie podsumowuje: „Zaprawdę, gdyby pozbyć się Belgradu, Bukaresztu i Bratysławy, życie w Budapeszcie byłoby o wiele przyjemniejsze”[14]. Socjaliści rządzący przez dwie ostatnie kadencje znacznie mniej uwagi poświęcali problematyce narodowej, co z jednej strony skutkowało ociepleniem w relacjach z Serbią i Rumunią. Z drugiej jednak – paradoksalnie – wywołało oskarżenia o brak wrażliwości w tej dziedzinie i przyczyniło się do umocnienia sentymentów historyczno-etnicznych.

Fidesz, czyli niebezpieczny flirt

JOBBIK cieszy cię poparciem około 15-20% społeczeństwa, ale przynajmniej w najbliższym czasie pozostanie upiorną ciekawostką bez większych realnych wpływów politycznych. Lider Fideszu, największej partii opozycyjnej, były (w latach 1998-2002) i przyszły premier Viktor Orbán zaprzeczył, że w nowym rządzie znajdzie się miejsce dla przedstawicieli ultraprawicy.

Trudno jednak lekceważyć partię, która rośnie w siłę dosłownie z dnia na dzień. Vona sformował bardzo szeroki front, od ugrupowań uczniowskich i studenckich, kół gospodyń wiejskich po emerytów i związek zawodowy policjantów. Ma swoje radio i kilka blogów internetowych. Udało mu się przyciągnąć także przystojną profesor i obrończynię praw człowieka Krisztinę Morvai, dzięki czemu twarz JOBBIK-u jest – inaczej niż w wielu podobnych ruchach w Europie – atrakcyjna i uwodzicielska. Węgierska nostalgia bezwzględnie domaga się politycznego zagospodarowania; jest jak hydra, której po ucięciu jednej głowy wyrasta kolejna, na takiej samej zasadzie, na jakiej JOBBIK zajął miejsce MIÉP-u. Kolejne pokolenia powtarzają resentymentalną maksymę „Okrojone Węgry to nie kraj, całe Węgry to raj”, która jest traktowana tym dosłowniej, im większa jest siła społecznego niezadowolenia. „Nacjonalizm węgierski jest niebezpieczny” – mówi Szimeczka – „ponieważ ma mocne korzenie. Liczy sobie tysiąc lat i czerpie siłę z poczucia osamotnienia prastarego narodu, który jakimś dziwnym zrządzeniem losu znalazł się pośród otaczających go Słowian”[15].

Viktor Orbán zdaje sobie z tego sprawę i – w sposób daleko łagodniejszy – wykorzystuje narodowe tęsknoty za przeszłością. W przemówieniach stara się kodować język, ale od czasu do czasu pozwala sobie na niespodziewane frazy o „odebraniu ziemi”[16]. Orbán woli jednak, aby widziano w nim pragmatycznego konserwatystę, i tak właśnie prezentuje się w wydanej u nas niedawno książce-manifeście Ojczyzna jest jedna[17]. Chociaż często padają w niej słowa siła, sztandar i honor, to program Nowej Polityki, jaki autor proponuje, zbudowany jest w zasadzie wokół podstawowych wartości społecznych (odbudowa wspólnoty) i postulatów gospodarczych (interwencjonizm państwowy), a jeśli już definiuje się „wroga narodu”, to jest to raczej kapitalistyczny establishment, a nie jakakolwiek mniejszość etniczna czy wyznaniowa. Umiejętnie wygrywa natomiast zapotrzebowanie na silne przywództwo, a to – według nieco apokaliptycznej diagnozy znanego filozofa Milósa Gáspára Tamása – jest pierwszym krokiem ku rezygnacji z modelu demokracji obywatelskiej. Jego zdaniem w niedalekiej przyszłości Węgry będą miały do wyboru jedną z dwu dróg: socjalizacja albo faszyzacja[18].

Orbán dzisiaj dystansuje się od nacjonalistów, co nie znaczy, że nie skłoni się ku współpracy w chwili politycznego kryzysu albo wskutek społecznego nacisku. Hydra zwana JOBBIK-iem wyrosła przecież na jego piersi: Vona jest jego politycznym uczniem i bliskim współpracownikiem z okresu przegranych wyborów parlamentarnych w 2002 roku. Sojusz z ultraprawicą popiera także wielu polityków Fideszu, którzy przeforsowali pomysł, aby w trakcie ostatnich wyborów lokalnych działacze JOBBIK-u startowali z ich list.

Kiedy dwadzieścia lat temu Czesław Miłosz, trawestując klasyka, pisał o tym, że „widmo krąży po Europie, widmo nacjonalizmu”, nie przypuszczał zapewne, że sześćdziesiąt pięć lat po zakończeniu wojny w jednym kraju przybierze ono formę neonazistowskiej bojówki. Trafnie jednak zdefiniował jego źródła w pozimnowojennym świecie: „upokorzenie, jakiego doznają młodzi wykształceni ludzie stanowiący przez to pewną odrębną grupę” [19]. Upokorzenie jest dziś wspólnym mianownikiem, który łączy ze sobą dwa światy: współczesne Węgry niespełnionych nadziei oraz Wielkie Węgry okradzione z mocarstwowości w Trianon. Jest wspólnym mianownikiem, które zbliża do siebie dwa pokolenia: młodą radykalną inteligencję prowadzoną przez 34-letniego Vonę i weteranów antykomunistycznego powstania z 1956 roku. Jest także głównym spoiwem Fideszu i JOBBIK-u, czyli dwu sił politycznych, które zyskały zaufanie rozgniewanych, rozczarowanych i stęsknionych za przywróceniem narodowej dumy.

 

[1]  K. Varga. Gulasz z turula. Czarne 2008, s. 97.
[2] Tamże, s. 35.
[3] P. Tölgyessy. Węgierska katastrofa. „Gazeta Wyborcza”, 30 września – 1 października 2006.
[4] K. Varga. Lud Árpáda je chleb ze smalcem. „Gazeta Wyborcza” („Duży Format”), 3 października 2006.

[5] B. Góralczyk. Groźna wiosna ludu. „Gazeta Wyborcza”, 28-29 marca 2009.
[6] M. Janik. Skrajna prawica na Węgrzech zaczyna mordować Cyganów. „Dziennik”, 24 sierpnia 2009.

[7] T. Olszański. Cały ten Jobbik. „Polityka”, nr 28, 11 lipca 2009.
[8] Cyt. za: B. Góralczyk. Dzieło cyt.
[9] K. Varga. Gulasz z turula, …, s. 37.

[10] Ryzykowny romans z nacjonalistami. Z Vladimírem Mečiarem rozmawia Andrzej Niewiadowski. „Rzeczpospolita”, 13 października 2006.
[11] Szerzej: J. Groszkowski i M. Bocian. Konflikt między Bratysławą a Budapesztem wokół słowackiej ustawy językowej. Komentarze OSW, Ośrodek Studiów Wschodnich. On line. Dostęp 20 kwietnia 2010. http://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/komentarze-osw/2009-10-16/konflikt-pomiedzy-bratyslawa-i-budapesztem-wokol-slowackiej-ust
[12] M.M. Szimeczka. Słowacja i Węgry: powrót nacjonalizmu. „Gazeta Wyborcza”, 29 października 2007.
[13] Radical Change. A guide to Jobbik’s parliamentary electoral manifesto for national self-determination and social justice. On line. Dostęp 22 kwietnia 2010. http://jobbik.com/temp/Jobbik-RADICALCHANGE2010.pdf
[14] K. Varga. Gulasz z turula,…, s. 113.

[15] M.M. Szimeczka. Dzieło cyt.
[16] Cyt. za: B. Góralczyk. Dzieło cyt.
[17] V. Orbán. Ojczyzna jest jedna. Fronda. Warszawa 2009.

[18] B. Góralczyk. Dzieło cyt.
[19] Cz. Miłosz. O nacjonalizmie. „Gazeta Wyborcza”, 2-3 stycznia 1993. Przedruk: Spór o Polskę 1989-1999. Wybór tekstów prasowych. Wstęp, wybór i układ P. Śpiewak. PWN 2000, s. 484.