Francja/ Sarkozy nowym prezydentem Francji
- Magdalena Skajewska
Nicolas Sarkozy zdobywając 53 proc. głosów zwyciężył w drugiej turze wyborów prezydenckich we Francji pokonując kandydatkę socjalistów Segolene Royal, która przekonała tylko 46 proc rodaków. Do urn poszło wczoraj (6.05) 86 proc. Francuzów.
„Kocham ten naród, kocham Francję. Francja dała mi wszystko, a teraz pora abym się jej odwdzięczył” – mówił po ogłoszeniu oficjalnych wyników wybrany na szóstego prezydenta V Republiki, Nicolas Sarkozy. „Będę prezydentem, który każdemu daje szansę”- dodawał. Jego sztab wyborczy szykował fetę już w niedzielne popołudnie gdy cząstkowe wyniki wskazywały jego zwycięstwo. „Dla mnie istnieje tylko jedna Francja, będę prezydentem wszystkich Francuzów” - deklarował nowy prezydent.
Francuzi nie zasugerowali się mrocznymi zapowiedziami lewicy jakoby Sarkozy miał utożsamiać przywódcę faszystowskiego, porównywanego do Hitlera czy Mussoliniego, który stworzy państwo policyjne, „sieje nienawiść i strach”, „zależy mu tylko na nieustannym szukaniu wroga”, a tylko Royal dba o „prostych Francuzów”.
Socjaliści do końca przestrzegali przed rządami autorytarnymi i odebraniem przywilejów socjalnych (Sarkozy chce wydłużyć 35-godzinny tydzień pracy). „Prości Francuzi” uznali jednak, że chcą i nie boją się zmian. Idąc tłumnie do urn wyborczych dali Sarkozy`emu kredyt zaufania.
Politolodzy i publicyści zgodnie twierdzą, że Francję czeka teraz rewolucja, a wybór Sarkozy`ego to prawdziwy przełom dla Francuzów, zmęczonych po 12 latach rządów Jacques`a Chiraca.
Sarkozy dużo obiecuje. Zarówno w kwestiach europejskich jak i transatlantyckich. Proponuje tzw. „minitraktat” europejski jaki miałby zostać przyjęty przez parlament francuski. Ciesząc się poparciem przywódców największych państw Europy: Angeli Merkel, Tony Blaira, a także szefa Komisji Europejskiej Jose Manuela Barroso chce realizować narodowe interesy w Europie.
W kwestiach atlantyckich zapowiada „francusko-amerykańską” przyjaźń co oznacza, że najprawdopodobniej będzie najbardziej proamerykańskim przywódcą Republiki.
W ostatnim przemówieniu wspominał, że Stany Zjednoczone mogą liczyć na wsparcie ze strony Francji, jeśli tylko będą tego potrzebować”.
Sarkozy podkreślił wczoraj także swój „szacunek dla pani Royal, której zaufało tylu Francuzów”. Jego niedawna rywalka nie szczędziła mu słów krytyki i ironii. Tuż przed rozpoczęciem ciszy wyborczej straszyła Francję rewoltami jeśli wygra jej przeciwnik.
Na takie zapowiedzi odpowiedzieli jej lewicowi zwolennicy. W kilku francuskich miastach: Paryżu, Lyonie, Tuluzie i Strasburgu „antysarkozyści” stoczyli walki z policją. Największe zamieszki, porównywane do tych sprzed 2 lat, miały miejsce na Placu Bastylii, na którym rozwścieczony tłum krzyczał „Sarko, ty faszysto”.
Nie zmienia to faktu, że, jak twierdzą politolodzy, lewica poniosła w niedzielę sromotną klęskę, a jedynym ratunkiem dla przyszłości Partii Socjalistycznej może być tylko sojusz z UDF. Biorąc jednak pod uwagę, że partia Francis Bayrou jest uznawana za liberalną, socjaliści, jeśliby odważyli się na taki krok, muszą być przygotowani się na szereg ustępstw i kompromisów.
Na podstawie: lefigaro.fr, dziennik.pl