Jerzy Pomianowski: Rudymenty naszej polityki wschodniej
- Jerzy Pomianowski, Studioopinii.pl
Podstawowym brakiem polskiej polityki wschodniej w ubiegłym 20-leciu było traktowanie koncepcji Giedroycia jako zabytku epoki jałtańskiej, a nawet zawalidrogi na szlaku dobrych interesów z Rosją. Dopiero ofensywa Gazpromu uświadomiła nam rozmiary tego błędu.
Zamiast wywodów, które nie mogłyby zmieścić się na ciasnej przestrzeni, wyznaczonej dla tej ankiety (na temat polskiej polityki wschodniej – przyp. Studioopinii), przytoczę tu jedynie skromny zestaw podręczny, rodzaj niezbędnika wskazań, z jakim nie powinien rozstawać się żaden działacz czy publicysta (tj. polityk bez teki), wkraczając na teren naszej polityki wschodniej. Ów zestaw to krótki zbiór cytatów z pism Juliusza Mieroszewskiego, który nadał kształt koncepcji Jerzego Giedroycia na łamach paryskiej „Kultury”.
Wskazania te spotkał osobliwy los. Z jednej strony uchodzą one za skład zasad, stosowanych przez kolejne rządy polskie od 20 lat wobec wszystkiego, co za wschodnią ścianą się dzieje - mówiąc wyrozumiale - jest to twierdzenie na wyrost. Z drugiej jednak strony, owe tezy uznają za zabytkowe, nieaktualne, zatem zbędne nie tylko ich wrogowie, lecz również wczorajsi chwalcy i wyznawcy. I jedni, i drudzy twierdzą w przystępach łaskawości, że koncepcja Giedroycia i Mieroszewskiego należy do kategorii romantycznych, prometejskich rojeń polskich, co w ustach przeciwnika jest wyrokiem, w ustach zaś wyznawcy zamienia się w westchnienie rezygnacji.
Ponieważ uważam koncept Giedroycia za owoc nie rojeń, ale trzeźwej i celnej rachuby, całkowicie, diametralnie odmiennej od tradycyjnych, polskich recept na zbawienie, odsyłam ciekawych uzasadnienia tej tezy do sprawdzenia w 637 zeszytach „Kultury” głosów, ewokujących takie kwestie, jak warunki odzyskania trwałej, nie 20-letniej niepodległości przez Polskę, rolę ULB, a zwłaszcza Ukrainy w tym dziele, sprawę suwerenności energetycznej – po raz pierwszy na tych właśnie łamach tak nazwanej i uwypuklonej. Kto zechce, znajdzie wśród tych głosów opinie niżej podpisanego, zebrane później w tomach „Biegun magnetyczny”, „Ruski miesiąc z hakiem”, „Na wschód od zachodu”, „Wybór wrażeń”. Ale pierwszeństwo mają tu owe elementarne wskazania, które warto za Mieroszewskim przytoczyć.
Oto najprostsze z tych cytatów:
- Rosja, w analogii do innych mocarstw, przestanie być imperialna, gdy straci imperium.
- Pierwszym punktem polskiej polityki wschodniej winno być uznanie prawa do samostanowienia i niezależnego bytu państwowego wszystkich narodów ciemiężonych przez Sowiety. Z polskiego punktu widzenia w szczególności ów punkt dotyczy Ukraińców, Białorusinów i Litwinów.
- Nikt przy zdrowych zmysłach nie pragnie parcelacji Rosji. Rosjanie mają prawo do swojej ziemi, jak każdy inny naród, i gdyby ziemiom rdzennie rosyjskim groził zabór – Rosjanie mieliby prawo oczekiwać pomocy nawet od nas.
- Gdybym był imperialistą rosyjskim, pocieszałbym się przypuszczeniem, że w razie wojny czy poważnego konfliktu jest mało prawdopodobne, że narody ciemiężone przez Sowietów utworzą wspólny front... Sądziłbym, że jest bardziej prawdopodobne, że Polacy, Ukraińcy, Litwini – jak tylko uwolnią choćby jedną rękę – chwycą się za gardła, co umożliwi Moskwie częściowe opanowanie sytuacji.
- Musimy szukać kontaktów i porozumienia z Rosjanami gotowymi przyznać prawo do samostanowienia Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom i, co również ważne, musimy sami zrezygnować raz na zawsze z Wilna, Lwowa i jakiejkolwiek polityki czy planów, które by zmierzały do ustanowienia w sprzyjającej koniunkturze naszej przewagi na Wschodzie kosztem cytowanych powyżej narodów.
- Tak Polacy, jak i Rosjanie muszą zrozumieć, że tylko nieimperialistyczna Rosja i nieimperialistyczna Polska miałyby szansę ułożenia i uporządkowania swych wzajemnych stosunków… Ukraińcom, Litwinom i Białorusinom musi być przyznane w przyszłości pełne prawo do samostanowienia, bo tego wymaga polsko-rosyjska racja stanu.
- Jest bezbrzeżną naiwnością przypuszczać, że imperialistyczna Rosja zgodzi się na jakiekolwiek negocjacje, które miałyby na celu zabezpieczenie nas przed imperializmem rosyjskim.
- Rosja w polskiej perspektywie politycznej stanowi taki superproblem, że jako naród nie możemy pozwolić sobie na 5 czy 6 różnych programów wschodnich…
Sądzę, że wystarczy tych paru zdań, aby dojść do wniosku, że nie jedynym, lecz podstawowym brakiem polskiej polityki wschodniej w ubiegłym 20-leciu było traktowanie koncepcji Giedroycia nie jako stałego drogowskazu i zwornika strategii państwowej, lecz jako zabytku epoki jałtańskiej, a nawet zawalidrogi na szlaku dobrych interesów z Rosją. Dopiero ofensywa Gazpromu uświadomiła nam, że potrzebna jest podwójna garda: prócz solidarności UE (nieosiągalnej zresztą bez podpisania traktatu lizbońskiego), także osłona przed bezpośrednim naciskiem i groźbą przemocy ze strony hegemona ze wschodu. Jedynie zachowanie przez Ukrainę niepodległości i całości pozwala na utrzymanie sytuacji geopolitycznej kraju, jakiej Polska nie miała od 300 lat. To na nią liczył Giedroyc.
Przez 20 lat obywatele III-ciej Rzeczypospolitej nie czuli się w imadle. Od zachodu mamy zespół sojuszniczy, zawiązany dla rozstrzygania sporów tylko polubownie. Od wschodu – dwa, tak jest, dwa samodzielne podmioty polityczne. Większy z nich, Rosja, ma wybór: być lojalnym i prosperującym partnerem całej UE, albo stać się hegemonem kontynentu na gruzach Unii. To ostatnie wymaga koniecznie wchłonięcia Ukrainy z jej rurociągami i portami. Na czym polega zatem interes narodowy Polski, wydaje się być jasne. Caveant consules.
Tekst ukazał się w "Nowym Przeglądzie Wschodnim" oraz na Studioopinii.pl. Przedruk za zgodą Redakcji
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.