Roman Kuźniar: Wojna i odpowiedzialność
- Roman Kuźniar, Polska Zbrojna
Na wojnie giną żołnierze i śmierć jednego, dramatyczna dla jego najbliższych, nie powinna prowadzić do takich emocji na politycznych i wojskowych szczytach.
Druga reakcja – polityczna – także jest zaskakująca. Szkoda, że dopiero śmierć kolejnego polskiego żołnierza stanowi dla naszej klasy politycznej powód do dyskusji na temat wojny w Afganistanie. Niepokój muszą budzić głosy, że o tym konflikcie nie należy dyskutować – wystarczy go kontynuować. W demokratycznym kraju wojna od ośmiu lat toczona w odległym regionie świata powinna być przedmiotem otwartej i szczerej dyskusji. Jest to wręcz obowiązek. I każdy głos, także za wycofaniem się z udziału w niej, jest prawomocny. Jeśli się pojawi, nie może być uznawany za nieodpowiedzialny czy sprzeczny z polską racją stanu. Powinni o tym pamiętać wszyscy uczestnicy życia publicznego i politycznego.
Wyższość demokracji nad każdym innym systemem politycznym polega nie na tym, że nie popełnia się błędów, lecz na tym, że można o nich otwarcie dyskutować, co umożliwia wprowadzenie korekty. Bo demokracja to nieustanne samokorygowanie. Nikt, kto zajmuje się problematyką bezpieczeństwa, a także żaden zdrowo myślący obywatel nie powie, że jeśli toczymy wojnę od ośmiu lat i nie widać perspektyw na jej zakończenie, to wszystko jest w porządku. W toku tak długiego i trudnego konfliktu błędy miały prawo się zdarzać. Prawdziwy błąd jest jednak dopiero wtedy, gdy nie potrafimy go dostrzec i w marszu korygować. Kontynuacja i eskalacja takiej wojny w ósmym roku jej trwania nie jest strategią.
Do okropnego i zbędnego konfliktu irackiego nie musiałoby dojść, gdyby w amerykańskim establishmencie było wtedy przyzwolenie na wewnętrzną dyskusję. Jak wiemy, nie było. Co w Polsce się wówczas działo – pamiętamy. Operacja w Afganistanie różni się od tej w Iraku, inne są motywy naszej obecności w tym kraju. Obecne tam oddziały NATO, w tym polskie, mają mandat ONZ. Nie oznacza to jednak, że operacja jest prowadzona bezbłędnie. Przyznają to wreszcie sami Amerykanie, choć z trudem przychodzi im wyciąganie wniosków. Nie może również podlegać analizie i osądowi każdy aspekt tej długiej, kosztownej i przynoszącej straty w ludziach kampanii wojennej. Nietrafna jest jednak w naszym przypadku próba stawiania przy tej okazji pod ścianą Ministerstwa Obrony Narodowej. W tej wojnie jest Polska – nie MON.
Od wszystkich należy oczekiwać odpowiedzialnego podejścia do tej sytuacji: od polityków, wojskowych, ekspertów i komentatorów. Chodzi także o odpowiedzialność niepolegającą na zamykaniu ust tym, którzy inaczej w tej sprawie myślą, mocnym epitetem czy odwołaniem się do racji stanu. Odpowiedzialność powinna polegać także na zdolności do starannego namysłu. Poważne i przemyślane podejście do kwestii wojny jest częścią każdej racji stanu.