Łukasz Sarek: Chińczycy chcą wojny o Spratly
Wobec coraz ostrzejszego sporu na Morzu Południowochińskim, w chińskich mediach nie brakuje wezwań do podjęcia siłowych rozwiązań. Ta droga ma licznych zwolenników wśród internautów. Czyżby pokojowy rozwój Państwa Środka to fikcja, którą obali chiński nacjonalizm?
Niemal w przeddzień 62. rocznicy ustanowienia Chińskiej Republiki Ludowej 27 września w chińskim tabloidzie Global Times został opublikowany artykuł o prowokacyjnym tytule : „Obecnie jest najlepszy czas na podjęcie działań zbrojnych na Morzu Południowochińskim” (wersja angielska różniąca się od pierwotnej wersji chińskiej została opublikowana dopiero 29 września. Artykuł spotkał się z niezwykle silnym odzewem wśród chińskich czytelników, a jego tezy o konieczności zbrojnego rozwiązania przez Chiny kwestii przynależności spornych archipelagów wysp – z gorącym poparciem. Konflikt zbrojny z sąsiadami jest w oczach dużej części chińskiego społeczeństwa doskonałym sposobem na uzyskanie kontroli nad strategicznie i ekonomicznie istotnymi grupami wysp i jednocześnie na przywołanie do porządku niepokornych sąsiadów oraz zbudowanie chińskiej hegemonii w regionie. Wizja diametralnie różna od oficjalnie promowanego wizerunku Chin jako miłującego pokój stabilnego mocarstwa ekonomicznego.
Agresywny ton artykułu skierowany jest przede wszystkim przeciwko Filipinom i Wietnamowi: „Podejmując działania zbrojne na Morzu Południowochińskim należy ograniczyć zasięg ataku, wystarczy skoncentrować się na Filipinach i Wietnamie, które podnoszą największą wrzawę, żeby uczynić z nich przykład dla innych państw” (dosł. zabić kurczaka, aby wystraszyć małpy). Oba kraje w ostatnich kilku miesiącach prowadzą otwarcie asertywną politykę w stosunku do chińskich roszczeń terytorialnych, obydwa też naraziły się poważnie chińskim władzom i opinii publicznej przez usilne starania umiędzynarodowienia narastającego konfliktu. Chiny, które stoją na stanowisku, że wszelkie spory terytorialne powinny zostać rozwiązane na drodze dwustronnych negocjacji, w których mają wyraźną przewagę nad każdą ze stron konfliktu, ostro sprzeciwiają się próbom rozwiązania spornych kwestii na szerszym forum międzynarodowym. Agresywna retoryka artykułu jest odpowiedzią chińskich nacjonalistów na aktywne działania państw położonych nad Morzem Południowochińskich, które mają na celu zatrzymanie chińskiej ofensywy politycznej dla umocnienia mocno wątpliwych chińskich roszczeń do spornych obszarów.
Wobec narastającej liczby incydentów pomiędzy wietnamskimi rybakami a chińską marynarką wojenną i ochroną wybrzeża oraz narastającą presją polityczną ze strony Chin, władze Wietnamu zacieśniły współpracę wojskową ze Stanami Zjednoczonymi. W połowie lipca przeprowadzone zostały wspólne manewry wojskowe, a amerykańskie okręty wojenne zawinęły do Wietnamskiego portu Da Nang. Negatywne postawy w stosunku do Stanów Zjednoczonych są w wietnamskim społeczeństwie dużo rzadsze w porównaniu do szeroko rozpowszechnionej niechęci do potężnego i zaborczego sąsiada z północy. Dla większości Wietnamczyków, mimo żywych więzów cywilizacyjnych, Chiny były i są wrogiem numer jeden, który przez kilkuset lat najeżdżał i okupował północne prowincje i zagrażał niepodległości państwa.
Rozdrażnione współpracą wietnamsko – amerykańską władze w Pekinie dostały kolejny powód do irytacji. Do rozgrywki na Morzu Południowochińskim włączyły się Indie. Władze w Delhi mocno zaniepokojone kwitnącymi w ostatnich miesiącach kontaktami chińsko – pakistańskimi i ekspansją Chin na Oceanie Indyjskim, który traktowały jako swoją strefę wpływów, postanowiły zrównoważyć chińskie działania przez aktywniejszą politykę w regionie południowo - wschodniej Azji, gdzie dzięki dobrej projekcji soft power i silnym związkom kulturowym cieszą się znacznymi wpływami.
Szczególną niechęć Pekinu wzbudza projekt eksploracji złóż ropy naftowej, jaki na spornych wodach wspólnie z Petro Vietnam prowadzić ma indyjski koncern ONGC Videsh. Podpisana w połowie września, w trakcie wizyty w Wietnamie ministra spraw zagranicznych Indii M.S. Krishna, umowa oznacza, że Indie uznają suwerenną władzę Wietnamu nad obszarami, gdzie mają powstać platformy wiertnicze. Władze wietnamskie zezwoliły również indyjskiej marynarce wojennej na korzystanie z portu Nha Trang. Znacznym ułatwieniem dla współpracy wojskowej jest fakt, że obydwa kraje korzystają w znacznej części z rosyjskiego uzbrojenia. Indie zobowiązały się we wrześniu do dostarczenia Wietnamowi produkowanych w ścisłej współpracy z Rosją niewykrywalnych dla radarów ponaddźwiękowych pocisków manewrujących BrahMos oraz do rozszerzenia wsparcia IT dla wietnamskich platform wojskowych.
Jeszcze większą irytację chińskich polityków i mediów wzbudziły w ostatnich tygodniach Filipiny. Po udanej wizycie prezydenta Benigno S. Aquino III w Chinach, która zaowocowała serią kontraktów i planami chińskich inwestycji szczególnie w przemysł turystyczny, w kwestii Spratly rząd Filipin przeszedł natomiast do ofensywy, zakładając na archipelagu nowe instalacje o charakterze wojskowym. Jednocześnie, podobnie jak Wietnam, rząd w Manili podjął wysiłki w celu umiędzynarodowienia konfliktu o archipelag Spratly. 22 września na konferencji ekspertów prawa morskiego krajów ASEAN wiceprezydent Filipin Jejomar Binay zaproponował zajęcie wspólnego stanowiska wobec roszczeń Chin oraz chińskich prowokacji na wodach, które Filipiny i inne kraje ASEAN uważają za im przynależne oraz na wodach spornych.
Filipiny opowiedziały się wyraźnie za rozpoczęciem wstępnej demarkacji wód poprzez utworzenie Strefy Pokoju Wolności Przyjaźni i Współpracy (Zone of Peace, Freedom, Friendship and Cooperation, ZoPFF/C) i ustalenie, które obszary bezsprzecznie należą do jurysdykcji Filipin albo innych państw Morza Południowochińskiego (na Filipinach pod nazwą Morza Zachodniofilipińskiego), a do których obszarów pozostają sporne roszczenia. Stanowisko to wyraźnie godzi w oficjalną linię dyplomacji chińskiej, która wysuwa pretensje do niemal całego obszaru Morza Południowochińskiego, jak również w chińska doktrynę umów dwustronnych jako metody rozwiązania sporów.
Z kolei prezydent Filipin w czasie wizyty w Tokio złożył wraz z premierem Japonii Yoshihiko Noda deklarację o strategicznym partnerstwie między obydwoma krajami oraz o nasileniu współpracy pomiędzy jednostkami straży wybrzeża obu krajów. Większa liczba japońskich ekspertów ma wziąć udział w szkoleniach filipińskich jednostek. Japonia, podobnie jak Filipiny, ma nieuregulowane z Pekinem spory terytorialne. Kontynuacją tej serii wydarzeń było oświadczenie złożone przez ministra obrony Japonii Kimito Nakae po corocznym spotkaniu wysokich urzędników obrony narodowej Japonii i ASEAN o zacieśnieniu współpracy wojskowej pomiędzy Japonią a krajami ASEANu. Jednym z głównych tematów seminarium zorganizowanego po spotkaniu były kwestie bezpieczeństwa na Morzu Południowochińskim co do zagrożeń stwarzanych przez rosnącą aktywność chińskiej marynarki wojennej.
{mospagebreak}
Artykuł opublikowany w Global Times jest odpowiedzią chińskich twardogłowych na te wydarzenia i postępującą konsolidację krajów azjatyckich przeciw chińskim roszczeniom terytorialnym. Global Times jest przybudówką organu KPCh People's Daily i prezentuje głównie poglądy lewacko-nacjonalistycznego skrzydła partii. Pseudonim autora artykułu - Long Tao (Strategia Smoka, Droga Smoka) – zdaniem prof. June Dreyer zaczerpnięty został prawdopodobnie z militarnego podręcznika „Sześć Strategii Księcia Tai” („Six Secret Teachings”) z okresu Walczących Królestw i oznaczać ma, że wszyscy urzędnicy państwowi, którzy sprzeciwiają się realizacji planu prezentowanego przez autora, powinni zostać usunięci. Chiński MSZ jak zwykle oświadczył, że artykuł prezentuje poglądy autora i nie jest oficjalnym stanowiskiem rządu chińskiego. Należy jednak mieć na uwadze, że publikacje w tym dzienniku podlegają uprzedniej kontroli i aprobacie Wydziału Propagandy KPCh.
Long Tao wskazuje, że kraje azjatyckie rozpoczęły wyścig zbrojeń, a litościwe do tej pory Chiny wstrzymywały się od eskalacji konfliktu i pozostawiły na razie bez kary wietnamskie prowokacje. To zachęciło inne kraje do asertywnej polityki wobec chińskich roszczeń. Chiny powinny zaś wziąć aktywny udział w wydobyciu złóż ropy naftowej na spornych obszarach. Dla osiągnięcia swoich celów Chiny powinny wywołać konflikty zbrojne o niewielkim zasięgu, aby przywołać niepokornych sąsiadów do porządku.
W odpowiedzi na ten artykuł w chińskiej prasie pojawiło się kilka polemik, które podkreślają, że w rozwiązywaniu konfliktów Chiny powinny stosować pokojowe metody i „czerpać z wielowiekowej mądrości narodu chińskiego”. Część artykułów polemicznych podkreśla jednak, że siłowe rozwiązanie sporów terytorialnych nie jest obecnie wskazane ze względu na nieustabilizowaną sytuację ekonomiczną w Chinach i na świecie. Ponadto, w wypadku sięgnięcia po takie metody, Stany Zjednoczone dostałyby do ręki kapitalny argument potwierdzający, że Chiny są państwem agresywnym, którego działania destabilizują sytuacje w regionie, co pozwoliłoby USA na wciągnięcie kolejnych państw azjatyckich do sfery wpływów. Zastanawiające jest, że stosunkowo niewiele głosów w chińskich mediach podjęło krytykę linii politycznej autora artykułu w Global Times jako niezgodnej z zasadą harmonijnego i pokojowego rozwoju Chin na arenie międzynarodowej, tylko zwracają uwagę, że to jeszcze nie jest dobry czas na pokazanie militarnych pazurów.
Jeszcze bardziej niepokojące od tez wypowiadanych przez autora artykułu jest zaprezentowane w internecie stanowisko chińskiej opinii publicznej. 99 procent czytelników artykułu w Global Times popiera wywołanie konfliktu zbrojnego z Wietnamem i Filipinami. O ile ze względu na profil światopoglądowy czytelników tabloidu takie wyniki mogą być do pewnego stopnia zrozumiałe, to fakt powszechnego potępienia na portalach i forach takich jak netease, 163.com itp. autorów artykułów polemicznych wskazujących na konieczność szukania rozwiązań pokojowych, pokazuje postępującą radykalizację stanowiska chińskiego społeczeństwa i ciągłe narastanie atmosfery prowojennej i nacjonalistycznej.
Jak zauważył jeden z komentatorów – cechą społeczeństwa chińskiego jest to, że w wypadku narastania problemów wewnętrznych intensywnie poszukuje się wroga zewnętrznego, którego można obarczyć winą za trudną sytuację w kraju albo przynajmniej na którym można wyładować społeczne frustracje. Chińscy internauci odwołują się do interwencji Mao Zedonga w wojnie koreańskiej, konflikcie o Wyspy Paracelskie w 1974 r. oraz do agresywnej wojny, jaką Deng Xiaoping prowadził z Wietnamem w 1979 r. Chińczycy uważają, że Zachód zachowa się podobnie jak w stosunku do Rosji w konflikcie z Gruzją i agresja na słabszych sąsiadów w basenie Morza Południowochińskiego nie spotka się z żadną poważniejsza militarną reakcją USA i ich sojuszników. Z Rosji Putina chińskie władze powinny brać przykład, jak należy postępować na arenie międzynarodowej.
Nie bez znaczenia dla radykalizacji społeczeństwa jest niepewna sytuacja gospodarcza Chin, wysoka inflacja, niebotyczne ceny mieszkań oraz znaczne bezrobocie wśród absolwentów szkół wyższych. Nie bez znaczenia są również wieloletnie wysiłki władz promujące nacjonalizm w edukacji i kulturze masowej. Interesujący jest np. fakt, że po wydarzeniach, jakie w lipcu i czerwcu miały miejsce na Morzu Południowochińskim, w niektórych chińskich metropoliach np. w Szanghaju niezwykle widoczne były plakaty i transparenty podkreślające rolę armii w życiu państwa oraz konieczność ścisłego sojuszu i współpracy między wojskiem i społeczeństwem dla obrony kraju.
Narastanie retoryki wojennej i nacjonalistycznej w chińskich mediach i społeczeństwie przeczy rozpowszechnianemu przez chińskie i prochińskie media obrazowi Chińczyków jako społeczeństwa, które dąży przede wszystkim do pokojowego i harmonijnego rozwoju gospodarczego.
Artykuł pierwotnie opublikowany został na blogu www.skosnymokiem.wordpress.com