Anna Jórasz: Jednogłośnie (bez)silni?
Z jednej strony Wielka Brytania, z drugiej Francja, Niemcy, Włochy. Polska ze swoimi postulatami bynajmniej nie po środku, ale tym razem wcale nie najbardziej radykalna. Na wschodzie milion demonstrujących Gruzinów oczekujących na „nadzwyczajną” reakcję UE oraz Moskwa ustami swego premiera zapowiadająca „niezwiązaną” z biężącymi wydarzeniami, możliwość „rozszerzenia i dywersyfikacji swych możliwości eksportowych”. Oględnie mówiąc, nie mogło być łatwo.
Konkrety? Jeden - 8 wrześnie delegacja UE na czele z prezydentem Francji Nicolas Sarkozym uda się do Moskwy, a następnie do Tbilisi. Celem tej wizyty jest wyegzekwowanie przes stronę unijną niespełnionych jeszcze założeń 6-punktowego planu – wycofania wojsk rosyjskich z terytoriów gruzińskich.
Ostatecznie na szczycie przyjęto jedenastopunktową deklarację polityczną. Jednogłośną, przez co ogólną i przewidywalną. UE jednomyślnie potępiła rosyjskie działania na terenie Gruzji oraz rosyjską decyzję o uznaniu niepodległości Osetii i Abchazji. Unia ustanowi specjalnego przedstawiciela ds. Gruzji, wyśle swoich obserwatorów, udzieli pomocy humanitarnej oraz finansowej w celu odbudowy tego kraju, wzmocni współpracę z Gruzją poprzez ułatwienia wizowe i stworzenie strefy wolnego handlu w najbliższej perspektywie. Postanowienia prawie konkretne. Najważniejsze, że tym razem nikt nie wpadł na pomysł zastosowania klauzuli opt-out, bardzo ostatnio popularnej. Jednym słowem – ogólniki, pod którymi każdy może się podpisać.
W dokumencie nie ma mowy o sankcjach, bo mowy być nie mogło. Prawda jest taka, że nie ma sankcji, które ukarałyby Rosję bez uszczerbku dla państw Unii. W zamian UE zapowiada "dogłębną analizę" wzajemnych stosunków w perspektywie nadchodzącego szczytu UE-Rosja, 14 listopada.
Szczyt nadzwyczajny? Tak, szczególnie z naszej perspektywy. Biorąc pod uwagę specyfikę polityki zagraniczną naszego kraju ("polityka trzeciego krzesła" szczęśliwie nie zyskała międzynarodowego rozgłosu, a nasi przedstawiciele wzajemnie wychwalali swoje zasługi), uwagę zwraca wyjątkowo zgodne stanowisko polskiej delegacji. Prezydent i premier podkreślają sukces Polski w postaci uwzględnienia w postanowieniach końcowych szczytu kontekstu ukraińskiego oraz energetycznego (co de facto zostało poczynione już w chwili wycofania się z możliwości nałożenia na Rosję sankcji).
Jest plan dialogu i dyplomacji. To tylko najmniejszy wspólny 27 państwom członkowskim mianownik, ale jeśli zadziała, UE pokaże swoją skuteczność. Sarkozy – niby na marginesie - przypomina o konieczności ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który uposaża UE w realne narzędzia do prowadzenia Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, co z pewnością ułatwiłoby reakcję na podobne gruzińskiemu konflikty.
Sankcji nikt się nie spodziewał i chyba tak naprawdę nikt ich nie chciał. Pogroziliśmy Rosji po raz kolejny, przyjmując dokument. Politycznie poprawny, jedyny możliwy. Unia mówiąca jednym głosem? Tak, ale przez ściśnięte gardło – od zewnątrz przez Rosję, ale także wewnętrznie. Tymczasem Moskwa mówi głośno i zdecydowanie, choć nie tylko w swoim imieniu i niekoniecznie politycznie poprawnie. I to na jej reakcję musimy czekać.
Podsumowując: jest deklaracja, Sarkozy jedzie do Moskwy. Jest szansa na rozwiązanie problemu, ale znowu przeniesiona o kilka dni. Jeśli wizyta ta nie przyniesie skutków? Jak zapowiada Unia, wówczas Rosja spotka się z „poważnymi konsekwencjami w przyszłości”. Brzmi dumnie. Po raz kolejny. I po raz kolejny ruch należy do Rosji.