Romuald Przybyszewski: Wybory na Białorusi - spektakl bez złudzeń
- Romuald Przybyszewski
Wybory na Białorusi - spektakl bez złudzeń
Trzecie z rzędu zwycięstwo urzędującego prezydenta Aleksandra Łukaszenki nie jest dla nikogo zaskoczeniem. Otrzymanie przez niego prawie 83 procent głosów jest kontynuacją fars wyborczych z ubiegłych lat i było łatwe do przewidzenia nawet na kilka tygodni przed wyborami. Osiągnięty 6-procentowy rezultat jego najpoważniejszego kontrkandydata - Aleksandra Milinkiewicza, jest modelowym przykładem przeprowadzenia „zabiegu” socjotechnicznego, służącego pomniejszeniu roli rywala i opozycji. Wynik mieszczący się w granicach 10-20 procent stanowiłby dla władzy ostrzeżenie, a dla reszty społeczeństwa sygnał, iż pojawiła się alternatywa i perspektywa zmiany ustroju. Nikt z opozycjonistów nie wierzy również w 92 procentową frekwencję - zjawisko znane nam z czasów ustrojów socjalistycznych. W Mińsku słyszałem ironiczną pogłoskę, iż naprawdę wyniosła ona 104 procent (!).
Na Łukaszenkę głosował tzw. „twardy beton”, tj.: emeryci, wojsko, urzędnicy państwowi i rolnicy. Ci ostatni zostali dodatkowo zmuszeni do głosowania na kilka dni przed wyborami pod groźbą utraty pomocy w pracach rolnych, zatrzymania dostaw siana, etc. Reszcie obywateli wszelkie instytucje i firmy kazały iść głosować wcześniej, nie bacząc na obowiązujące przepisy. „Baćce” niewątpliwie przysłużyły się: pranie mózgów uprawiane przez środki masowego przekazu, działalność operatorów telefonii komórkowej oraz atmosfera zastraszania, nękania przez policję i KGB, nierówne traktowanie kandydatów etc. Pewnym ewenementem było ogłoszenie wyników wyborów na podstawie badań powyborczych (tzw. exit polls) oraz niezwykła szybkość liczenia głosów, przewyższająca o wiele lat świetlnych bardziej zaawansowanych technicznie Amerykanów.
Na kandydatów opozycji głosowali przede wszystkim studenci, drobni przedsiębiorcy i inteligencja, czyli grupy społeczne wykazujące silną potrzebę przeprowadzenia przemian w kraju. Choć Białorusini domagający się większej wolności słowa stanowią mniejszość, to ich głos jest słyszalny. Wszyscy zastanawiają się, do czego doprowadzą protesty Białorusinów, który po raz pierwszy tak masowo wyszli na ulice Mińska.
Kontrastuje to z większością społeczeństwa, która nie chce zmian, zadowolona jest z życia w państwie przypominającym ZSRR w miniaturze i która cierpi na „syndrom koreański”. Chociaż kontrolowana i prześladowana, zdecydowana część narodu nie narzeka na brak wolności i chwali rezultaty rządów szefa państwa. Z tego też powodu żadna rewolucja i przeobrażenia kilku milionów białoruskich dusz, na obecnym etapie jest niemożliwa. Wygasające przy pomocy milicji i innych służb protesty w Mińsku, będą miały jedynie na celu zasygnalizowanie krajom zachodnim, iż na Białorusi istnieje prawdziwa opozycja, przyszły zalążek społeczeństwa obywatelskiego. Pewną oznaką nadziei na zmiany w przyszłości oraz swego rodzaju potwierdzeniem powodów wygrania Łukaszenki mogą być wypowiedzi nieznanego z nazwiska funkcjonariusza KGB: „Gdyby było was sto tysięcy przeszlibyśmy na waszą stronę” oraz „nigdy nie doszło do rewolucji, gdy brzuchy były pełne”
Co na to Unia Europejska?
Gazety zachodnie przemawiają wspólnym głosem, krytykują panujący reżim za farsę wyborczą i łamanie praw człowieka oraz nawołują do otwartego poparcia opozycji. Wiele z nich nie wychodzi z żadnymi konkretnymi propozycjami i kopiując stanowiska swoich rządów ogląda się na Rosję, jako jedyne mocarstwo mające wpływ na Łukaszenkę. Jest to o tyle dziwne, że prezydent Rosji jako pierwszy pogratulował Łukaszence, nie czekając na ogłoszenie wyników.
Stanowisko Polski jest dla wszystkich jasne, a będzie bardziej zdecydowane w działaniach na forum organów unijnych, po nie wpuszczeniu kilku eurodeputowanych na Białoruś i aresztowaniu polskiego parlamentarzysty.
Zdaniem ekspertów, w przypadku dalszych rażących działań władz białoruskich, można się spodziewać sankcji i działań ze strony świata zachodniego, wymierzonych w rządzących Białorusią (w tym zamrożenia kont polityków, poszerzenie zakazu wjazdu dla większej liczby białoruskich notabli na teren krajów UE, przeprowadzenie międzynarodowego dochodzenia w sprawie zaginionych działaczy opozycyjnych, zastopowanie starań Białorusi o członkostwo w WTO, sankcje handlowe, etc.). Czy będą to puste frazesy i kolejne potwierdzenie braku zainteresowania ze strony państw UE wypracowaniem wspólnej, skutecznej polityki wschodniej, pokażą najbliższe tygodnie po zakończeniu wyborów. Jedno jest pewne, najważniejszym zadaniem jest pomoc w przetrwaniu opozycji, która będzie celem dalszych, wyniszczających akcji ze strony siepaczy Łukaszenki.
źródła: "Les Republica", "Guardian", "Allgemaine Zeitung"