Magdalena Górnicka: Diabelska moc plotki
Procter&Gamble, producent m.in. pieluszek Pampers i pasty do zębów Blend-a-med, otrzyma 19 milionów dolarów odszkodowania od dystrybutorów konkurencyjnej firmy Amway, którzy rozpuszczali plotkę o sponsorowaniu przez P&G kościoła Szatana – taką decyzję podjął w marcu b.r. sąd w Salt Lake City w stanie Utah.
Satanistyczny dramat P&G rozegrał się w dwóch aktach. Pierwsza odsłona miała miejsce na początku lat 80. XX wieku. Ktoś uważniejszy dopatrzył się, że logo firmy - brodaty mężczyzna na tle gwiaździstego nieba, jest drwiną z ewangelii i szatańskim spiskiem. Mianowicie, ów emblemat miał wyśmiewać fragment z Apokalipsy św. Jana: Potem wielki znak się ukazał na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu.
Co więcej, kręcone kosmyki brody postaci na znaku graficznym, miały tworzyć lustrzane odbicie diabelskiego numeru 666.
Nieznane są dokładnie straty, jakie Procter&Gamble poniósł w związku z szerzeniem się tych pogłosek. Firma, nie chcąc narażać się konsumentom, w 1985 roku zmieniła swoje logo na niebieskie litery „P&G”.
Zmiana loga była dla P&G sporym wydatkiem. Czy nie wystarczyłoby wyjaśnić, że obrazek z brodatym mężczyzną powstał w 1851 roku i przez ponad sto lat nie wzbudzał kontrowersji?
Warto dodać, że w tamtych czasach analfabetyzm był ciągle powszechny, więc zamiast nazw producentów, na towarach umieszczano rysunki czy stemple - aby nawet niepiśmienny farmer z Teksasu był w stanie określić wytwórcę produktu. Procter&Gamble doszedł widocznie do wniosku, że strzeżonego Pan Bóg strzeże. Ale, że licho nie śpi, okazało się 10 lat później.
W 1995 roku dystrybutor firmy Amway - głównego konkurenta P&G - przy pomocy systemu telefonicznego „ostrzegł” dotychczasowych klientów Proctera&Gamblea przed tym, że pieniądze, które wydają na Pampersy czy płyny Clerasil, przeznaczane są na sponsorowanie kościoła Szatana.
Rok wcześniej prezes P&G miał przyznać w telewizyjnym talk-show Phila Donahuea, że 10% zysków przekazywanych jest na działalność satanistów [kościół Szatana jest w USA instytucją - przyp. M.G.] i dzięki wzrostowi tolerancji i społecznemu postępowi, może w końcu powiedzieć o tym otwarcie. Na pytanie prowadzącego program, czy taka publiczna deklaracja nie zaszkodzi interesom przedsiębiorstwa, prezes P&G miał odpowiedzieć, że „nie ma w Ameryce wystarczającej liczby chrześcijan, byśmy odczuli różnicę”.
Kiedy plotka została rozpowszechniona, stacja telewizyjna, w której emitowany jest program Phila Donahue’a, zaprzeczyła, jakoby kiedykolwiek prezes P&G brał udział w ich show. Lawina jednak ruszyła…
W odpowiedzi na rzekomą wypowiedź szefa P&G, amerykańscy chrześcijanie zjednoczyli się w bojkocie konsumenckim pod hasłem: Sprawimy, że odczujesz różnicę. Przez kilka miesięcy każdy dzwoniący do P&G musiał wysłuchać nagranej na automatycznej sekretarce wiadomości, że wszelkie pomówienia o sponsorowanie kościoła Szatana przez firmę Procter&Gamble są jedną wielką bzdurą.
P&G oskarżył dystrybutorów Amwaya o nieuczciwą konkurencję. Proces trwał 12 lat i zakończył się zwycięstwem pozywających. Zasądzono odszkodowanie w wysokości 19 milionów dolarów. Jednak to nie jedyna korzyść dla P&G. Przedsiębiorstwo liczy, że dzięki nagłośnieniu faktu zakończenia procesu przez media, odbuduje nadszarpniętą reputację, a nawet zyska nowych klientów.
„Diabelska” afera to kolejny przykład przesadzonej poprawności politycznej czy może głębokiego konserwatyzmu amerykańskiego społeczeństwa ukrywanego pod płaszczykiem otwartości i postępu? A może to znak czasu, że doszukujemy się teorii spiskowych nawet w proszku do prania?