Z Timoru do Timoru czyli z Kupang poprzez Timor do Dili
Timor – wyspa gdzieś na końcu świata, wciśnięta między morza Savu, Timor i Banda.
Wyspa pod każdym względem daleka. Dotrzeć tu nie jest łatwo, gdyż podroż, jakiej by opcji nie wybrać, jest długa i nie tania, a i kraj zwłaszcza we wschodniej części, daleki jest od typowych atrakcji turystycznych w naszym tego słowa rozumieniu.
Tym nie mniej na pewno warto podjąć trud podroży w te strony. Przełamać obawy i lęki przed tak dalekim i nieznanym światem, pojechać, by zobaczyć ten pierwszy kraj XXI wieku.
Timor Leste
Timor podzielony jest w poprzek na część zachodnią i wschodnią. Jak zwykle bywa, w tych pozornie „liniowych” granicach- sam proces podziału nie przebiegał łatwo i prosto.
Wyspa od 1520 roku zasiedlona została przez Portugalczyków i okrzyknięta mianem koloni vel własnego terytorium zamorskiego. Tarcia między ekspansywnymi i pazernymi kolonizatorami ówczesnego świata doprowadziły pod koniec XIX i na początku XX wieku do podziału na holenderski zachód i portugalski wschód. Po roku 1945,z końcem „ery Holendrów” w Azji południowo- wschodniej doszło do proklamacji niepodległości Indonezji, co poskutkowało w 1950 roku zatknięciem czerwono- białej indonezyjskiej flagi w Kupang na zachodzie wyspy.
Portugalczycy utrzymywali się nieco dłużej, bo aż do tzw. rewolucji goździkowej w 1974 roku, po której to uwłaszczyli swe terytoria zamorskie. Konsekwencją tego w 1975 roku dosłownie na jeden tydzień Timor Wschodni stał się niepodległy. Trwało to dokładnie 9 dni, tak krótko, gdyż armia indonezyjska niemal natychmiast włączyła siłą wschodnią części wyspy czyniąc ją jedną ze swych prowincji- Timor.
Nieustanny, zorganizowany protest i walka o niepodległość zaowocowały 20 maja 2002 roku utworzeniem najmłodszego państwa 3-ciego tysiąclecia – Demokratycznej Republiki Timoru Wschodniego – Timoru Leste.
Mimo różnych zawirowań i problemów w 2006 roku, Timorowi Wschodniemu udało się obronić swą krótką państwowość, sytuacja młodego państwa unormowała się i Timor Wschodni może konsekwentnie tworzyć swoje dalsze dzieje jako niepodległe państwo.
Jak tu dotrzeć?
Z kilku przewoźników dolatujących do Kupang bezpośrednio z Jakarty lub Surabaya na Javie, bądź z tranzytem w Denpasar na Bali, szczerze polecam Lion Air, który całkowicie odmłodził niedawno swą flotę powietrzną, utrzymując jednocześnie przystępne ceny.
Cena lotu do Kupang i z powrotem, przy odrobinie szczęścia i wcześniejszym „zabukowaniu” – to ok. 100 dolarów amerykańskich (900 000 rupii). Jakkolwiek byśmy nie planowali tej podróży, czeka nas w Kupang jeden nocleg, gdyż jedyne biuro obsługujące linię do Dili - Timor Travel – czynne jest od godz.6.00 rano. Warto więc zarezerwować sobie szybciej miejsce, gdyż biuro wysyła dziennie na trasę tylko 3 minibusy (9-osobowe). Ilość miejsc jest więc bardzo ograniczona. Cena za 12 godzinny tranzyt przez wyspę to kolejne 20 dolarów, płatne w Rupiach (185 000).
Droga po stronie indonezyjskiej jest tak kręta, iż mimo pięknych krajobrazów trudno się niekiedy skoncentrować wyłącznie na ich kontemplowaniu. Granica otwarta w 2005 roku składa się po stronie Timoru Leste z kilku baraków, w których sprawdzane są 1)paszporty, 2) zdrowie i 3) wbijanie wizy.
Od strony Indonezji sama procedura przekraczania granicy wygląda nieco lepiej- bardziej cywilizowanie. Przejście graniczne pomimo 5 letniego stażu nie ma umowy o ruchu pojazdów publicznych przez granicę i tzw. pas ziemi niczyjej trzeba pokonać pieszo w 40 stopniowym upale. Dla pocieszenia powiem, iż ciężkie walizki (to informacja dla nie-back-packerów) można załadować na wózek dwukółkę i za kilka dolarów zawieźć na parking „zagraniczny” na którym czekają podobne busy, tej samej korporacji ale z rejestracjami już z TL.
Za miesięczną wizę płaci się 30 dolarów lecz nie ma opłaty wyjazdowej. Jeżeli nie zamierzamy wracać samolotem tylko tą samą drogą lądową, trzeba wiedzieć, że zasady zakupu biletu w Timor Travel w Dili są podobne, z tą jedynie różnicą, że opłatę uiszczamy już tylko w USD - w TL wszystko jest w USD
Na koniec- pamiętajmy, że aby uniknąć problemów i rozpaczy spowodowanej poczuciem bezradności, w drodze powrotnej na granicy z Indonezją, musimy wcześniej zaopatrzyć się w wizę indonezyjską w ambasadzie w Dili, chyba że posiadamy wizę wielokrotną, która z tego zwalnia.
Droga do Dili wiedzie w pobliżu Balibo, które stało się inspiracją i dało tytuł filmu australijskiego, nawiązującego do tragicznych wydarzeniami z 1975 roku. Im bliżej Dili tym jest piękniej i piękniej- turkusowe wody cieśniny Ombai po lewej stronie, w oddali indonezyjska wyspa Alor i góry, górki wzdłuż prawej strony drogi... I tak aż do Dili, ale Dili to już całkiem inna historia.