Indie-Islam: Dwie religie, jeden kraj?
- Agnieszka Strażewicz
Anwar ma 25 lat. Pochodzi z Bangladeszu, muzułmanin. W momencie naszej rozmowy w Polsce od 70 dni. Pytany kogo popiera w konflikcie indyjsko-pakistańskim zdaje się nie rozumieć pytania: „W moim sercu Bangladesz, Pakistan i Indie na zawsze pozostaną jednym krajem” - odpowiada.
Niestety obecna sytuacja nie pozwala wierzyć, że to marzenie kiedykolwiek się spełni. Część indyjskiego stanu Dżammu i Kaszmir pozostają zamknięte dla turystów. Okopy, zasieki z drutu kolczastego, obrazki rodem z drugiej wojny światowej i najbardziej śmiercionośna broń - bomba atomowa, której w razie czego żadna ze stron nie zawaha się użyć. Gdyby nie wojna, Kaszmir przeżywałby pewnie dziś turystyczny boom, ale taka możliwość na pewno nie nastąpi się szybko.
Do czasu pojawienia się Brytyjczyków na subkontynencie indyjskim tereny te były w dużej mierze spójne pod względem kulturowym i społecznym. Wszystko zmieniło się wraz z rządami „białych”. Wyznawcy Allacha marzyli o usunięciu Brytyjczyków, zachowaniu status quo i co za tym idzie, powrotu muzułmańskiej dynastii Wielkich Mogołów. Hinduiści, choć nie popierali rządów Brytyjczyków, zdawali sobie jednocześnie sprawę, że wraz z restauracją dawnej dynastii ich wpływ na politykę będzie znikomy. Byli bardziej ugodowi wobec nowych władz i to oni głównie zajmowali stanowiska w brytyjskiej administracji państwowej. Od tamtego czasu drogi hinduistów i muzułmanów rozeszły się na zawsze.
Do dalszych podziałów doszło w 1947 roku, gdy próbowano stworzyć dwa spójne pod względem religijnym regiony. W ten sposób doszło do powstania Pakistanu. Rozpoczęła się wielka migracja ludności, w czasie której w wyniku prześladowań na tle religijnym zginęło kilka milionów ludzi. Wielkie dzielenie tortu nie powiodło się. Po tamtych czasach pozostała wzajemna niechęć, nieuregulowana granica i duża mniejszość muzułmańska w Indiach (szacuje się ją na około 150 milionów, co czyni kraj drugim, po Indonezji, największym państwem muzułmańskim na świecie). Z posiadania tak licznej mniejszości religijnej wynika też wiele problemów.
Po pierwsze, hinduiści oskarżają muzułmanów o próby przywrócenia w Republice dominacji islamu. W historii Indii nie raz zdarzały się podobne przypadki. W 712 roku, w momencie postania kalifatu na obszarze prowincji Sind (obecnie Pakistan), islam stał się kuszącą alternatywą dla niższych warstw społecznych wyznających hinduizm. Głównie pariasi - czyli społeczność znajdująca się poza systemem kastowym, która zarówno dawniej, jak i dzisiaj jest powszechnie dyskryminowana (o czym informuje między innymi Human Right Watch) - chętnie przyjmowali islam. Wiązało się to nie tylko ze zmianą statusu społecznego, ale także z możliwością korzystania z nowych upraw roli czy nowinek technicznych (chodzi np. o koło perskie, które umożliwiało przemieszczenie się wody w czasie monsunu „z dołu do góry”, dzięki czemu nawodnieniu ulegał większy areał ziemi). W tamtym okresie przypadki „nawracania” na islam były w większości dobrowolne. Także i dziś dochodzi (oczywiście na mniejszą skalę) do zmiany wyznania przez hinduistów o najniższej kaście. Sytuacja odwrotna nie może mieć miejsca, bo bycie hinduistą jest uzależnione wyłącznie od urodzenia.
Drugim zarzutem wysuwanym przeciw indyjskim muzułmanom jest ich brak patriotyzmu względem Indii. Krzysztof Dębnicki w swojej książce pt. „Konflikt i przemoc w systemie politycznym niepodległych Indii” wyjaśnia to tak: „przedstawiciele [radykalnych ugrupowań hinduistycznych] twierdzą, że muzułmanie wykazują większą lojalność wobec świata islamu, głównie zaś Pakistanu, niż terytorialnego, indyjskiego patriotyzmu”. Przynależność terytorialna do Indii brzmi bardzo obco dla muzułmanina mieszkającego w Republice. Tym, czym dla hinduisty jest Nizina Hindustańska, czy region doabu (dwurzecza) między rzekami Gangesem i Jamuną, będący duchowym dziedzictwem hinduizmu, tym dla muzułmanina jest Arabia, z najważniejszym miejscem - Mekką Odmienne postrzeganie ojczyzny przez dwie społeczności religijne ma tę konsekwencję, że indyjscy muzułmanie mogą bardziej identyfikować się i wspierać pakistańskich współwyznawców niż brać współodpowiedzialność za Indie i dbać o ich interesy.
Sam hinduizm nie jest religią jednorodną, co także prowadzi do wielu wewnątrzreligijnych konfliktów. Podziały kastowe tkwią głęboko w dziedzictwie hinduizmu i umysłach jego wyznawców. Urodzenie się w danej kaście decyduje o całym życiu człowieka – począwszy od wychowania, poprzez wybór małżonka, aż do wykonywania określonego przez daną kastę zawodu. Pomimo wprowadzenia przez indyjską konstytucję zasady równości, nie zmieniło to istotnie stosunków społecznych w społeczności hinduistycznej. Do tego dochodzą jeszcze sekty hinduistyczne oraz wierzenia ludowe, nierzadko jeszcze bardziej różniące współwyznawców. Radykalne organizacje hinduistyczne w Indiach uważają, że aby skutecznie bronić się przed muzułmanami, hinduizm powinien być zwarty wewnętrznie. Promują więc ideę nacjonalizmu hinduistycznego, koncepcję wyższości jednej religii nad drugą, przy jednoczesnej próbie scalenia podzielonej religijnie wspólnoty, między innymi poprzez odcięcie się „prawdziwego hinduizmu” od wierzeń społeczności wiejskich. Na bazie poczucia jedności wszystkich hinduistów ma się narodzić – według owych organizacji – przeciwwaga dla muzułmańskich radykałów.
Działalność takich organizacji już teraz przynosi efekty. Sprawa zniszczenia świątyni Babri w Ajodhji dostatecznie scementowała wcześniej podzielonych hinduistów i wskazała im jeden cel – obronę świętego miejsca przed innowiercami. Ajodhja uważana jest za jedno z siedmiu świętych miejsc hinduizmu i miejsce urodzin boga Ramy. Spór muzułmańsko-hinduistyczny sięga tu połowy minionego tysiąclecia: w 1528 roku wielki mogoł Babur zbudował meczet Babri Masdźid, w miejscu, gdzie niegdyś wznosiła się świątynia Ram Dźanambhumi. Zniszczenie meczetu Babri w 1992 roku przez hinduistycznych ekstremistów wywołało w całych Indiach zamieszki na tle religijnym, w których zginęło ponad trzy tysiące osób. Ortodoksyjna Światowa Rada Hinduistyczna (VHP) zadecydowała, że w mieście Ajodhja – w miejscu zburzonego meczetu – stanie hinduistyczna świątynia (choć rząd indyjski zakazał wznoszenia w tym miejscu nowej budowli sakralnej). Pomimo tego do miasta ściągają tłumy ekstremistów, zarówno hinduskich jak i muzułmańskich, chcących siłą i strachem doprowadzić do zrealizowania własnych postulatów.
{mospagebreak}
Konflikt muzułmańsko-hinduistyczny istnieje również między „oficjalnymi” Delhi i Islamabadem. Pakistan i Indie realizują zupełnie różną od siebie koncepcję państwowości. Pakistan pozostaje krajem muzułmańskim, religijnym, w którym wciąż obowiązuje – jako w jednym z nielicznych krajów na świecie – prawo szariatu. Indie, przeciwnie, konstytucyjnie są państwem świeckim. Próba laicyzacji społeczeństwa indyjskiego jest jednocześnie próbą dostosowania się do demokracji zachodnich, w których religia nie jest związana z osobą władcy. Jest to historycznie koncepcja nieznana w Indiach, w których król po przejęciu korony zawsze ulegał procesowi sakralizacji. Oddzielenie świata religijnego od życia społecznego i polityki jest tu w moim przekonaniu skazane na porażkę – a głównie wśród mas niewykształconych ludzi, żyjących na wsi.
Wszystko te czynniki sprawiają, że religia bywa tu często wykorzystywana w konfliktach politycznych – przykładem niech będzie konflikt Indii i Pakistanu o Kaszmir. Stany Dżammu i Kaszmir są obecnie najważniejszą kością niezgody w stosunkach obu krajów, roszczących sobie pretensje do tego terytorium. Pewnym rozwiązaniem mogłoby być referendum mające rozstrzygnąć o losie społeczności kaszmirskiej, przeprowadzenia którego domagało się swego czasu ONZ. Indie jednak nigdy nie zgodzą się na taki krok, gdyż słusznie spodziewają się przegranej (większość mieszkańców Kaszmiru to muzułmanie). Do tego dochodzi „popularny” wśród mieszkańców Kaszmiru separatyzm i ich silna chęć posiadania własnego państwa, utrudniająca jakiekolwiek rozmowy o zawieszeniu broni zarówno między Indiami i Pakistanem, jak i separatystami, których i tak nikt nie kontroluje. Indie oskarżają Pakistan o prowadzenie „niewypowiedzianej wojny” oraz wspieranie – także finansowo – terrorystów, którzy eskalują obecną sytuację (dla Pakistanu są oni jednak wojownikami o wolność).
Jednocześnie Delhi stara się przekonać opinię publiczną, że Kaszmir jest już od 1947 roku częścią państwa indyjskiego: wtedy to został decyzją swojego władcy przyłączony do Indii. Konflikt nabiera także charakteru propagandowego. Indie nie wpuszczają do kraju obcokrajowców posiadających mapy, na których znajduje się obecna linia walk w Kaszmirze. Większość map indyjskich lokuje obecnie Kaszmir w obrębie Republiki Indii. Nierozwiązanie konfliktu od 1948 roku, kiedy Pakistan zajął trzecią część stanu, zwaną Azat Kaszmir (Wolny Kaszmir), potwierdza w moim przekonaniu stawianą tezę, że próba laicyzacji społeczności indyjskiej oraz oddzielenia religii od polityki nie zdała egzaminu.
Stosunków między obydwoma krajami nie poprawia też wspólna historia. Pakistan nadal nie może wybaczyć Indiom swojej przegranej w wojnie z 1971 roku, kiedy armia indyjska poparła partyzantkę Bangladeszu, w wyniku czego doszło do oderwania się tej prowincji od Pakistanu i powstania niepodległego kraju. Na bazie tych konfliktów rosną wzajemne uprzedzenia i stereotypy dotyczące wyznawców dwóch wielkich religii współegzystujących na subkontynencie indyjskim. Muzułmanin mógłby ożenić się z chrześcijanką, nigdy zaś z hinduistką.
Wyznawcy Allacha są natomiast często postrzegani – nawet przez wykształconych Hindusów – jako szaleńcy i potencjalni terroryści. Dyskryminacja dotyka szkół i urzędów, a także miejsc pracy. Ostatni „Indyjski Raport Rozwoju Społeczeństwa” („India Human Development Report”) informuje, że wyznawcy islamu są dyskryminowani w szkołach i w miejscach zatrudnienia, ponadto żyją w znacznie gorszych warunkach niż ich hinduscy sąsiedzi (43 proc. hindusów i tylko 30 proc. muzułmanów korzysta w swoich domach z elektryczności). Liczba muzułmanów zasiadających w niższej izbie parlamentu indyjskiego nie sięga nawet 5 proc. Według Abdula Haq z Indian Muslim Council, islam jest dyskryminowany w indyjskich podręcznikach i mediach. Książki zawierają opowieści sławiące Brahmę i Wisznu, a muzułmańskich bohaterów traktują co najmniej jako dziwaków i obcych.
Łącznikiem mogącym, przynajmniej teoretycznie, spajać obydwie kultury, jest kolejna religia – sikhizm (założony w XV wieku przez Guru Nanaka); łączy ona w sobie zarówno elementy islamu, jak i hinduizmu. Niestety tak nie jest. Szanse na porozumienie zniszczyła między innymi masakra w Złotej Świątyni w Amritsarze – świętym miejscu wyznawców Nanaka, w którym zastrzelono kilkunastu sikhów, domagających się utworzenia własnego państwa religijnego. Wyrok wydała na nich ówczesna premier Indii Indira Gandhi, która z kolei sama zginęła w 1984 roku z rąk sikha, jej osobistego ochroniarza.
Czy mamy do czynienia ze zderzeniem cywilizacji hinduistycznej i muzułmańskiej? Jeśli tak, to jest to na pewno zderzenie liczące już kilkaset lat. Obecnie ma ono zarówno charakter międzynarodowy (Kaszmir), jak i wewnętrzny (np. Ajodhja). Indie, jako kraj sąsiadujący z państwami muzułmańskimi (Pakistanem i Bangladeszem) powinny prowadzić wobec tych krajów wyważoną, pokojową politykę zagraniczną, ale rokowania nie są tu zbyt optymistyczne. Dodatkowo, uważane za demokratyczne Indie łamią podstawowe prawa człowieka, których przestrzeganie jest podstawą w państwach zachodnich. Nie utrzymują przy tym bliższych kontaktów gospodarczych z muzułmańskimi krajami subkontynentu, stawiając głównie na Unię Europejską i Chiny (ku rozpaczy Pakistanu). Natomiast Pakistan pozostaje krajem muzułmańskim, w przeciwieństwie do pozostających, przynajmniej teoretycznie, świeckim krajem Indii.
Konflikt ten opiera się więc na zderzeniu dwóch największych religii subkontynentu indyjskiego. Tolerancja i poszanowanie innej religii nie są szeroko rozpowszechnione zarówno w hinduizmie, jak i w islamie. Islam zawsze posiadał w Indiach status religii wojującej, narzucanej z zewnątrz przez lokalnych władców. Z drugiej strony, wiele radykalnych organizacji hinduistycznych podsyca nienawiść religijną poprzez próbę stworzenia takiej utopii, jaką ma być nacjonalizm hinduistyczny. Podział „my-obcy” zawsze był i nadal jest bardzo żywy na subkontynencie. Minie wiele lat, póki cokolwiek się zmieni.