Kamila Łoś: Zachód-Islam: Nieunikniony konflikt?
Przepaść między rodowitymi mieszkańcami Europy i coraz bardziej licznymi imigrantami z krajów arabskich pogłębia się. Nie mówimy już tylko o „abstrakcyjnym” stosunku do wojny w Iraku czy w Afganistanie, ale również o realnych faktach: atakach terrorystycznych w Madrycie (11 marca 2004 roku), w Londynie (7 lipca 2005 roku) oraz zamieszkach we Francji, o wywołanie których obwinia się powszechnie imigrantów z muzułmańskich krajów Afryki Północnej.
Echem odbijają się też wydarzenia takie jak np. zamach w Ammanie (2005 rok): choć Jordania oczywiście nie jest państwem „zachodnim”, to dla Al-Kaidy jest krajem zdradzieckim, konspirującym z „żydami i krzyżowcami”. Często w podobnych sytuacjach pojawia się próba rozgraniczenia ludności islamskiej na dwie grupy – fanatyków oraz zwykłych, praktykujących wiernych. Jak jednak odróżnić te dwie zbiorowości i czy w ogóle jest to możliwe? I jak można spokojnie żyć pośród szerzących się uprzedzeń, w warunkach utrzymującej się groźby zamachów bombowych, o które potencjalnie podejrzany jest automatycznie każdy wyznawca islamu?
Ocenia się, że we współczesnej Europie żyje około 15 milionów muzułmanów (przy czym pewien ich odsetek stanowią wierzący-„niepraktykujący”). Część z nich przebywa na naszym kontynencie czasowo, inni z kolei są pełnoprawnymi obywatelami europejskich państw. Powody, dla których ludność wyznająca islam zaczęła osiedlać się na Starym Kontynencie, są różnej natury – są to przesłanki ekonomiczne, polityczne oraz społeczne. Od początku lat pięćdziesiątych XX wieku rozpoczęła się emigracja zarobkowa – nie można jednak także zapomnieć o ucieczkach przed toczącymi się wojnami oraz prześladowaniami.
Muzułmanie autochtoniczni to przede wszystkim mieszkańcy Bałkanów – ich liczba to około 7,5 miliona: 2,5 miliona w Bośni-Hercegowinie, 500 tysięcy w Kosowie, 500 tysięcy w Macedonii, 900 tysięcy w Bułgarii, 250 tysięcy w północnej Grecji, 50 tysięcy w Rumunii (potomkowie Turków i Tatarów), wreszcie 2 miliony w Albanii. Jeśli dobrze przeanalizować sytuację, okaże się, że pewnie niemal w każdym z krajów Europy jest mniejszość islamska – mniej lub bardziej liczna. Aby jednak poprawnie spojrzeć na tę kwestię, należy zastanowić się nad specyfiką ludności muzułmańskiej w zależności od kraju, jaki zamieszkuje. Poniżej przedstawiam sytuację w kilku wybranych państwach zachodnioeuropejskich:
Belgia – mieszka tu około 400 tysięcy muzułmanów, co stanowi blisko 4 proc. całej populacji państwa. Podobnie jak w innych krajach Starego Kontynentu, są to zazwyczaj ludzie młodzi, tj. poniżej 18 roku życia. Rozmieszczenie przestrzenne ma charakter łańcuchowy, co oznacza w praktyce liczne skupiska ludności muzułmańskiej w określonych regionach kraju, a szczególnie w przemysłowych okręgach francuskojęzycznego południa (na przykład w regionie Cherleroi), w większych miastach Flandrii: Antwerpii i Gandawie, oraz regionie Limburg. Społeczność islamska nie jest jednolita: przykładowo grupa turecka jest społecznością zwartą i podtrzymującą tradycje rodzinne (np. wybór przyszłego męża/żony dla swoich dzieci).
Marokańczycy z kolei wydają się być pod względem ekonomicznym, społecznym, kulturowym i politycznym bardziej zintegrowani z mieszkańcami autochtonicznymi. Wśród ludności islamskiej notuje się większy odsetek bezrobocia niż w innych społecznościach napływowych. Turcy słabiej znają francuski i niderlandzki, co wpływa na słabsze wyniki w nauce ich dzieci.
Hiszpania – kraj zamieszkuje około pół miliona muzułmanów, z czego 35 proc. posiada obywatelstwo hiszpańskie. Jest to pierwsze i drugie pokolenie imigrantów przybyłych tu w ramach procesu łączenia rodzin jeszcze przed kryzysem paliwowym lat 70-tych. Zdecydowanie przeważa ludność marokańska. W Hiszpanii mamy również do czynienia z najwyższym wskaźnikiem konwersji na islam. Szacuje się, że około 6 tysięcy Hiszpanów wypowiedziało świadomie szahadę (muzułmańskie wyznanie wiary). Marokańczycy zamieszkują tu głównie metropolie i większe ośrodki miejskie (Madryt, Barcelona, Walencja) oraz rejony o wysoko rozwiniętym rolnictwie typu szklarniowego i sezonowego. Wielu muzułmanów osiedla się również w mniejszych miastach i miasteczkach, które do niedawna były prawie całkowicie mono-etniczne (dotyczy to niemalże wyłącznie Marokańczyków i Gambijczyków). O tym, że proces migracyjny jest w Hiszpanii nowym zjawiskiem świadczy wyraźny brak równowagi płciowej; np. wśród Marokańczyków tylko 20 proc. stanowią kobiety.
Wielka Brytania – zamieszkuje ją około półtora miliona muzułmanów; zgodnie z danymi przeprowadzonego spisu powszechnego, niespełna 3 proc. ogółu ludności brytyjskiej nazywa siebie muzułmanami – z czego ponad połowa urodziła się już na Wyspach. Islam w Wielkiej Brytanii cechuje się zdecydowanym rysem południowo-azjatyckim (około trzy czwarte ludności islamskiej pochodzi z Azji Południowej – największą grupę stanowi ludność pakistańska: 658 tysięcy oraz bengalska: 260 tysięcy). Muzułmanie żyją przede wszystkim w większych skupiskach w wybranych regionach i miastach. Ich populacja jest bardzo młoda: około 33,8 proc. to ludność poniżej 16 roku życia, 18,2 proc. jest w wieku 15-24 lata (nietrudno więc znaleźć w niektórych regionach kraju szkoły, w których 90 proc. uczniów jest pochodzenia południowo-azjatyckiego). W wyniku trudnej koniunktury ekonomicznej, w Wielkiej Brytanii wskaźnik bezrobocia wzrasta zdecydowanie szybciej wśród mniejszości niż autochtonicznej ludności. Według Labour Force Survey (LBF 2000), prawdopodobieństwo pozostawania bez pracy wśród Bengalczyków i Pakistańczyków jest ponad dwa razy większe niż wśród innych mieszkańców kraju. W porównaniu z resztą społeczeństwa, trzy razy częściej wykonują oni prace nisko płatne. Znamienne, że znaczną część (prawie 10 proc.) społeczności więziennej stanowią muzułmanie. Konsekwencją powyżej opisanych zjawisk jest to, że procentowo bardzo niewielu muzułmanów jest pracownikami policji, sądownictwa, administracji państwowej oraz mass mediów.
Niemcy – mieszka tu od 2,8 do 3,2 miliona muzułmanów, co stanowi około 3,4-3,9 proc. całkowitej populacji (z czego według danych REMID zaledwie 310 tysięcy osób posiada obywatelstwo niemieckie,). Większe skupiska imigrantów występują w dużych miastach, szczególnie na zachodzie kraju (Kolonia, Duisburg, Monachium, Hamburg). W Berlinie żyje obecnie ponad 180 tysięcy Turków; to miasto jest też domem dla najliczniejszej społeczności tureckiej na obczyźnie. W RFN występuje szeroko rozpowszechniona akceptacja społeczna dla faktu, że warunki życia i pracy imigrantów znacznie odbiegają od średniej krajowej. Tym samym bezrobocie jest jednym z najpoważniejszych wyzwań, jakie stoi przed muzułmanami (szczególnie młodego pokolenia). Powodem jest nierzadko słabe wykształcenie i brak kwalifikacji, dodatkowo relatywnie słaba znajomość języka niemieckiego (co jest częstym powodem wysyłania dzieci imigrantów do szkół specjalnych). Społeczne wykluczenie imigrantów nie oznacza tylko i wyłącznie politycznej marginalizacji i upośledzenia materialnego, ale wiąże się też z procesem izolacji kulturowej.
Wróćmy jednak do głównej osi problemu poruszanego w tym tekście. W rzeczywistości nie można zaprzeczyć, że już w okresie średniowiecza cywilizacja islamska wywierała na Zachód ogromny wpływ. Międzykulturowa wymiana myśli trwała nieprzerwanie, czego przykładem mogą być tłumaczenia z języka arabskiego szerokiego wachlarza „zapomnianych” dzieł wielkich antycznych myślicieli greckich, jak również filozofów i uczonych muzułmańskich. Faktem jest, iż na rozwój nauki w Europie wpływ miało wiele tekstów arabskich – niektóre z nich studiowano aż po czasy nowożytne. Europejczycy o wielu kwestiach z dziedziny medycyny, astronomii, algebry, trygonometrii, czy fizyki dowiedzieli się właśnie z dzieł arabskich tłumaczonych na łacinę. Jeszcze w XIII wieku Hiszpania była centrum tłumaczeń tekstów arabskich oraz promowania arabsko-muzułmańskiego dorobku naukowego i kulturalnego. W dobie tworzenia własnych uniwersytetów Europa zaczerpnęła z bogatej cywilizacji muzułmańskiej tyle, ile potrzebowała do urozmaicenia własnej.
Wracając do czasów współczesnych, należy rozważyć kwestię, w jakim stopniu ruchy religijne ostatnich dwustu lat oraz związane z nimi zmiany religijne miały wpływ na procesy sekularyzacji: zaawansowanej w świecie chrześcijańskim, a słabo zaznaczonej w islamie. Czy można postawić tezę, że działania reformatorów islamu, kładących nacisk na osobistą odpowiedzialność wiernych za tworzenie społeczeństwa muzułmańskiego, stanowią formę muzułmańskiej etyki protestanckiej? Na Zachodzie modernizm, poprzez poparcie świeckiej tożsamości narodowej, miał wpływ na „prywatyzację religii”. Wiara stała się w Europie sferą czysto osobistą. Wydaje się naturalne, że świat muzułmańskiego fundamentalizmu zmierza w przeciwnym kierunku. Jednakże sztuczne i odgórnie narzucone połączenie sfery politycznej z religijną może doprowadzić paradoksalnie do jeszcze głębszego „sprywatyzowania” religii w społecznościach muzułmańskich w opozycji do „oficjalnej” polityki państw.
{mospagebreak}
Posługiwanie się islamem w polityce państw muzułmańskich zrodziło obawy, że zagrozi to bezpieczeństwu Zachodu i zachodniej kulturze jako całości. W chwili obecnej tego rodzaju obawy nie są bezzasadne. Przykładowo, agresywna retoryka rewolucji irańskiej wielu ludzi zaszokowała: wyklinanie Stanów Zjednoczonych (oraz ich sojuszników) jako „wielkiego szatana”, jawnie deklarowana chęć „fizycznego” zniszczenia Izraela oraz ogólnie masowe demonstrowanie wrogości wobec świata zachodniego to obrazki, jakich Europa wolałaby nie oglądać.
Tym niemniej radykalna ideologia islamska – np. Braci Muzułmanów Sajjida Kutba – nie znalazła wielu zwolenników wśród mieszkańców Europy Zachodniej. Bracia twierdzą, iż wszyscy, którzy nie utożsamiają się z kulturą opartą na podstawowych zasadach muzułmańskiego światopoglądu, zostaną surowo ukarani jako część kultury dżahilijji (niewiedzy), ponieważ jej zwalczanie jest obowiązkiem każdego prawowiernego muzułmanina, aż do momentu, gdy „wszystkie religie będą należały do Boga”. Dla wielu wierzących muzułmanów stykających się bezpośrednio z kulturą europejską, nawet jeśli jej całkowicie nie aprobują, brzmi to zbyt radykalnie. Tymczasem zaś dla Zachodu takie słowa, kiedyś ignorowane bądź uważane co najwyżej za objaw wybujałej orientalnej retoryki, nabierają niebezpiecznie „namacalnego” znaczenia. Obawy Europy stają się coraz bardziej realne. Po powstaniu „islamskiej bomby” w Pakistanie oraz ujawnieniu ambicji posiadania broni jądrowej przez Iran ucieleśnieniem zachodnich koszmarów stał się prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad, wygrażający Izraelowi „starciem z mapy świata”. Dziś Izrael, jutro Francja? Ten nastrój rzeczywiście dobrze wpisuje się w tezę Samuela Huntingtona sugerującego, że epoka sporów państw narodowych dobiega końca, ustępując miejsca starciu cywilizacji; świat islamu rywalizuje w tym „zderzeniu” ze światem Zachodu, jedynym rywalem ideologicznym (czy też „bezideowym”), który pozostał na arenie, postrzeganym jako tyran dążący do narzucenia swojej zepsutej, materialistycznej ideologii.
Uważam jednak, że obawy ze strony „państw zachodnich” są tu wyolbrzymiane, choć sama teza Huntingtona o niebezpieczeństwach wynikających pośrednio z Odrodzenia Islamu ma pokrycie w faktach. Muzułmańscy fundamentaliści dążą bowiem przede wszystkim do objęcia władzy we własnych krajach i skupiają się bardziej na walce ze swoimi współobywatelami niż z obcymi. Głównymi przeciwnikami są dla nich raczej przywódcy ich własnych państw, przedstawiciele lokalnych prozachodnich elit kulturalnych, międzynarodowej klasy biznesu w Kairze czy Stambule. Wrogiem na arenie międzynarodowej jest wprawdzie z pewnością Izrael – kraj uznawany za uosobienie wszelkich muzułmańskich problemów, głównie ze względu na
blokowanie powstania państwa palestyńskiego. Znaczącym elementem jest tu jednak walka wewnętrzna, a nie zewnętrzna.
W takim razie, spoglądając na kwestię posiadania broni atomowej przez kraje muzułmańskie, Zachód powinien martwić się raczej rozprzestrzenianiem niebezpieczeństwa atomowego w ogóle, aniżeli skupiać się na „muzułmańskości” tych państw. Iran i Pakistan nie różnią się przecież pod tym względem od Korei Północnej czy Indii. Muzułmański fundamentalizm jak dotąd w zasadzie opierał się na konkretnych organizacjach państwowych (Afganistan, Iran, Syria, Libia), zaś jego próba stworzenia absolutnie ponadpaństwowej organizacji mimo wszystko, i mimo obecności Al-Kaidy, nie zakończyła się całkowitym sukcesem. Próby sformowania ogólnomuzułmańskiego związku fundamentalistów często spalały na panewce w efekcie rywalizacji politycznej w świecie islamu.
Pozostaje wreszcie jeszcze jedna istotna kwestia: mianowicie sprawa nacjonalizmu w państwach islamskich, nie tylko zresztą arabskich. Jego korzeni akurat na Bliskim Wschodzie należy dopatrywać się jeszcze przed wybuchem I wojny światowej; są one ściśle związane m.in. z upadkiem Imperium Otomańskiego. Nacjonalizm był – i pozostaje w dalszym ciągu – istotnym narzędziem dla kształtowania sytuacji politycznej w regionie Bliskiego Wschodu. Symbole religijne były wykorzystywane jako narzędzia w tych działaniach. Nie zmieniło się to w czasach nam bliższych – przykładowo w przypadku Rewolucyjnej Republiki Iranu stały się one podstawą dla nowego systemu politycznego.
Biorąc pod uwagę fiasko „zbudowania wielonarodowego islamskiego narodu politycznego”, co udowodnił np. kraj taki jak Irak, można postrzegać religię jako wartościowy, lecz potencjalnie niebezpieczny element budowania więzi narodowej. Z czasem, z narzędzia polityki wewnętrznej, nacjonalizm zaczął stawać się czynnikiem kształtującym również politykę zagraniczną państw regionu. Władcy krajów arabskich, w obawie przed rozprzestrzenianiem się idei jednego „państwa muzułmańskiego”, a tym samym zagrożenia dla ich nieograniczonej władzy, po cichu skierowali nacjonalizm na zewnątrz, a przynajmniej nie przeszkadzali w tym procesie.
Z tym, że obecnie potencjalny wróg oraz „najeźdźca”, czyli Zachód, jest również kluczowym partnerem gospodarczym, zwłaszcza w handlu ropą naftową. To dodatkowo komplikuje sytuację. Występujące poczucie jedności muzułmanów, chociażby w kwestii Palestyny, czy tzw. trzeciej wojny w Zatoce Perskiej często zaciera wewnętrzne różnice w obrębie świata arabskiego i podkopuje pozycję państw narodowych, oskarżanych o bezczynność w obliczu zagrożenia braci w wierze.
Nikt nie jest w stanie jednoznacznie określić przyszłości stosunków Europejczyków z ludnością muzułmańską – element systemów religijnych zdaje się znacząco oddalać te dwie grupy od siebie. Dla przeciętnego „zeświecczonego” chrześcijanina religia nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Znamienne jest, że w XXI wieku nie zdarzyła się próba dokonania zamachu w imię Chrystusa na ludność wyznającą islam (choć odnotujmy przykłady płonących meczetów w Holandii po zabójstwie reżysera Theo van Gogha).
Jednoczenie się ludności europejskiej w obliczu „plagi imigrantów” z państw muzułmańskich jest poniekąd zrozumiałe, bo Europejczycy desperacko dążą do zapewnienia sobie prawa do poczucia bezpieczeństwa we własnych krajach. Wydaje się, że przyczyną „zderzenia” faktycznie jest właśnie bardziej radykalne i fundamentalne podejście muzułmanów do spraw wiary, co wyraża się w ekstremalnej postaci w pojawieniu się grup terrorystycznych, werbujących nowych członków także na Zachodzie.
Dlatego myślę, że stosunki Zachodu i Islamu wcześniej czy później staną się bardziej
konfliktogenne. Tego raczej nie da się uniknąć – różnic pomiędzy obiema kulturami jest jednak
obecnie zbyt wiele.
Źródła: 1. arabia.pl; 2. bbc.co.uk/polish/; 3. wikipedia.org/wiki/I_wojna_w_Zatoce_Perskiej; 4. e-polityka.pl; 5. „Historia świata islamu” pod red. F. Robinsona, Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA, Warszawa 2004.