Izrael 2011 - czas ostatecznych rozwiązań?
Rok 2011 zdecyduje o przyszłości Izraela - do takiego wniosku skłania rozwój wydarzeń w polityce tego kraju w roku 2010. Nieefektywny powrót do bezpośrednich negocjacji z Autonomią Palestyńską, niebezpieczeństwo ataków terrorystycznych ze strony Hamasu, napięte stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, na wschodzie zbrojący się atomowo reżim ajatollahów – to bagaż, z którym Jerozolima wkracza w 2011 rok.
Prezydent Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas od ponad roku próbuje nakłonić Radę Bezpieczeństwa ONZ do uznania państwa palestyńskiego w granicach sprzed 1967 roku. Inicjatywa ma poparcie sekretarza generalnego ONZ, Rosji i kilkunastu krajów arabskich. Nie udało się dotychczas zdobyć przychylności Stanów Zjednoczonych, mających w Radzie prawo weta. Administracja Baraka Obamy wciąż wierzy w rozwiązanie traktatowe, choć opinia międzynarodowa zdaje się wątpić w powodzenie bezpośrednich negocjacji.
Dla Fatahu rządzącego na Zachodnim Brzegu byłoby to rozwiązanie idealne. Zdelegalizowałoby osiedla żydowskie na tym terenie i wstrzymałoby budowę izraelskich budynków we Wschodniej Jerozolimie. Dziś to główny postulat Palestyńczyków, dążących do uznania ich państwa na terenach okupowanych przez Izrael od zakończenia Wojny Sześciodniowej. Sam Izrael nie wykazuje jednak woli wstrzymania rozbudowy – w ostatnich dniach (tekst pisany 2 grudnia) rząd zezwolił na wybudowanie kolejnych 625 jednostek mieszkaniowych na terenach arabskich w północno-wschodniej Jerozolimie.
W takich okolicznościach Palestyńczyków będzie bardzo trudno nakłonić do kolejnej rundy bezpośrednich negocjacji w 2011 roku. Do tego Stany Zjednoczone tracą cierpliwość do swego największego na Bliskim Wschodzie sojusznika i ostro krytykują rozbudowę na Zachodnim Brzegu. Administracja Obamy zaproponowała Jerozolimiee jej wstrzymanie w zamian za pakiet zachęt (incentives) – m.in. dostarczenie nowoczesnych samolotów wojskowych - określony przez arabskich liderów mianem „łapówki.” Rząd Netaniahu podobno rozważa jego przyjęcie, jednak ostania decyzja promująca osadnictwo żydowskie w arabskiej części Jerozolimy nie daje nadziei na postęp w negocjacjach, przynajmniej w pierwszej połowie przyszłego roku.
2011 rok będzie trudnym okresem dla Mahmouda Abbasa. Reprezentuje on w stosunkach międzynarodowych wszystkich Palestyńczyków, jednak wewnętrznie jest słaby politycznie, nie ma legitymizacji przynajmniej części Arabów. Radykalny Hamas, rządzący w Strefie Gazy, zdecydowanie sprzeciwia się podejmowaniu rozmów z Izraelem, zapowiadając ataki terrorystyczne w przypadku ich kontynuowania. Mimo tego, iż kilka dni temu lider Hamasu w Gazie, Ismail Haniyeh, zapowiedział, że zaakceptuje wynik ewentualnego referendum dotyczącego układu pokojowego z Izraelem przeprowadzonego wśród Palestyńczyków, główny cel tej organizacji – zniszczenie Izraela – nie zmienia się.
Mamy zatem sytuacje klarowną – Autonomia Palestyńska nie zasiądzie do bezpośrednich rozmów z Izraelem, jeśli ten nie wycofa się z rozbudowy osiedli na Zachodnim Brzegu. Możliwe jest zatem, iż przez cały 2011 rok nie dojdzie do negocjacji, a rozmowy pośrednie nadzorowane przez np. dyplomatów niemieckich lub amerykańskich nie przyniosą efektów. Można zatem przewidywać, iż przyszłe 12 miesięcy będą czasem innych rozwiązań. Możliwe jest, iż Stany Zjednoczone w końcu stracą cierpliwość i skłonią się do uznania Palestyny. Nie zrobią tego jednak bez uprzednich porozumień z państwami arabskimi, co może okazać się trudne.
Do tego dodać należy coraz trudniejszą sytuację międzynarodową Izraela, który to stan będzie się pogłębiać w 2011 roku. W marcu 2010 nastąpiło znaczące ochłodzenie relacji ze Stanami Zjednoczonymi, gdy Netaniahu zapowiedział budowę kolejnych 1600 budynków na Zachodnim Brzegu. Atak na humanitarną flotyllę turecką w maju 2010 i zabicie dziewięciu aktywistów przez izraelskich żołnierzy doprowadził do zerwania dotychczas co najmniej poprawnych stosunków miedzy Jerozolimą i Ankarą. Blokada morska i lądowa Strefy Gazy coraz mniej podoba się najważniejszym aktorom stosunków międzynarodowych, przynosi bowiem cierpienia arabskiej ludności cywilnej. Ponadto brak przedłużenia moratorium na budowę żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu rozpatrywany jest przez wiele krajów jako niezgodny z prawem międzynarodowym, co utrudnia zagraniczne relacje Izraela. Należy zatem przewidywać coraz większą izolację międzynarodową Jerozolimy w 2011 roku.
Drugim najważniejszym elementem izraelskiej polityki w 2011 roku będzie kwestia irańska. Może ona okazać się, w szczególności w pierwszej połowie przyszłego roku, decydująca dla rozwoju sytuacji na Bliskim Wschodzie. Już w 2009 roku analitycy przewidywali, ze w właśnie w 2011 roku Iran będzie w stanie zbudować swe pierwsze głowice nuklearne. W ostatnich dniach Stany Zjednoczone nałożyły kolejne sankcje na Teheran, tym razem skierowane przeciw firmom transportowym i przedsiębiorcom wspomagającym tamtejszy program nuklearny. W założeniu administracji amerykańskiej sankcje mają na celu pogłębienie izolacji ekonomicznej Iranu, co ma skłonić państwo ajatollahów do rezygnacji z programu nuklearnego i finansowania terroryzmu. Nakładanie nowych sankcji nie było jednak dotąd efektywne, dodatkowo może przynieść w 2011 roku efekt odwrotny do oczekiwanego. Jeśli społeczeństwo irańskie odczuje skutki sankcji, odbierze je jako działanie nie przeciw władzy, ale przeciw samym Irańczykom, co może doprowadzić do osłabienia wewnętrznej opozycji wobec autorytarnych rządów Ahmadinedżada.
Czy w takich okolicznościach nastąpi w 2011 roku wyprzedzający atak Izraela na irańskie instalacje nuklearne? Należy przypomnieć, jakie są w tej sytuacji doktryny Izraela. Po pierwsze – Jerozolima nie może dopuścić, aby jakiekolwiek państwo w regionie weszło w posiadanie broni jądrowej. Ponadto, Izrael nie może doprowadzić do jeszcze silniejszego ochłodzenia relacji ze Stanami Zjednoczonymi, które nie są zwolennikami rozwiązań w ważnych kwestiach międzynarodowych, jeśli same nie mają w nich decydującego głosu. Wydaje się, że Izrael może podjąć jednostronną akcję militarną tylko w chwili, gdy Iran stanie się bezwzględnym liderem Bliskiego Wschodu, a posiadanie przez ten kraj broni atomowej zagrozi istnieniu państwa żydowskiego.
Takie rozwiązanie może być niemożliwe ze względu na fakt, iż za jakiś czas zbombardowanie irańskich ośrodków nuklearnych będzie skutkowało radioaktywnym skażeniem środowiska. Okno, kiedy Izrael ma wciąż możliwość zbombardowania celów w Iranie, powoli się zamyka, a oczekiwanie Jerozolimy na załatwienie sprawy przez Stany Zjednoczone wydaje się już tylko dyplomatyczną taktyką. Waszyngton na pewno nie uderzy na Teheran bez porozumienia z innymi krajami bliskowschodnimi, tym bardziej, że , jak czytamy w przeciekach z Wikileaks, niektóre z nich usilnie nakłaniały Busha i Obamę do ataku na Iran.
Rok 2011 może zatem okazać się decydujący dla Izraela. Niezdolny do zawarcia pokoju z Palestyńczykami Jerozolima w obliczu sytuacji, kiedy to ONZ może jednostronnie uznać niepodległość ich kraju, co znacząco zmieni sytuację w regionie. Opinia międzynarodowa, zmęczona już jałowością trwającego prawie dwadzieścia lat procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie może podjąć działania wbrew stanowisku Izraela, jako że ten, jej zdaniem, nie przestrzega prawa międzynarodowego. Dochodzi do tego zagrożenie egzystencjalne ze strony urastającego do roli militarnego i politycznego lidera Bliskiego Wschodu - Iranu. Wejście Teheranu w posiadanie broni jądrowej, realne już w przyszłym roku, może zdestabilizować sytuację w regionie i mieć ogólnoświatowe następstwa.