Pakistan - islamska bomba atomowa
„Tak, Pakistan przeprowadził dziś dwie udane próby jądrowe” powiedział 30 maja 1998 r. ówczesny minister spraw zagranicznych Gohar Ayub Khan. Pięć godzin później wydano sprostowanie – „Próba była tylko jedna, minister się pomylił”. Ten epizod dobrze ilustruje większość obaw, jakie wiąże się z pakistańskim programem atomowym.
Pakistan na drodze do bomby
Pakistan jest jedynym krajem muzułmańskim spośród ośmiu, które oficjalnie posiadają dziś broń atomową (bez Izraela). Historia dołączenia do tego elitarnego klubu mogłaby posłużyć za scenariusz doskonałego thrillera politycznego – gdyby tylko ujrzała światło dzienne w dostatecznym stopniu. Tymczasem informacje na temat pakistańskiego programu nuklearnego są skąpe, a z tego skąpstwa Islamabad tworzy swoistą strategię.
Ojcem pakistańskiej bomby atomowej, wielkim bohaterem narodowym i chyba najbardziej uhonorowanym obywatelem kraju jest pochodzący z Bhopalu Abdul Qadeer Khan. Ten wykształcony w Europie pracownik firmy Urenco, specjalizującej się we wzbogacaniu uranu na potrzeby energetyki jądrowej, w połowie lat 70. nawiązał kontakt i zaoferował swoją trudno dostępną wiedzę premierowi Pakistanu Zulfikarowi Alemu Bhutto. Tak jak A. Q. Khan uważany jest za ojca pakistańskiej bomby atomowej, tak Z. A. Bhutto niewątpliwie jest jej dziadkiem, jako wielki zwolennik i inicjator narodowego programu nuklearnego. To on niespełna dekadę przed pierwszą indyjską próbą atomową wypowiedział słynne słowa, że „choćby Pakistańczycy mieli jeść trawę i liście, i tak skonstruują własną broń jądrową”. Dzięki porozumieniu tych dwóch ludzi znajdujący się od kilku lat w impasie program został przestawiony na nowe tory (z plutonowych na uranowe) i gwałtownie ruszył do przodu.
W warunkach pełnej konspiracji, paranoicznego wręcz lęku przed atomowymi (od 1974 r.) Indiami i międzynarodowych sankcji gospodarczych w położonym w Kahuta (Pendżab) laboratorium nad bombą pracował, praktycznie niezależnie od Pakistańskiej Komisji Energii Atomowej, A. Q. Khan. Wykorzystując wszystko, co udało mu się zdobyć podczas swojej pracy w Ureno, był w stanie nie tylko skopiować w ojczyźnie europejską technologię wzbogacania uranu, ale również omijać obowiązujące sankcje dzięki prywatnym znajomościom w firmach, od których bezpośrednio dokonywał zakazanych zakupów. Jak później sam wspominał, mimo wysiłków zachodnich rządów przedstawiciele firm z branży niemal błagali go, by kupował ich towary: „Wtedy pojąłem, ile prawdy jest w powiedzeniu „za pieniądze sprzedaliby swoją matkę””. Raczej niewygórowaną ceną za sukcesy z tych lat jest uważanie dziś A. Q. Khana na Zachodzie za szpiega i handlarza bronią.
Gdy 11 i 13 maja 1998 r. Indie przeprowadziły próbne eksplozje pięciu ładunków jądrowych, Pakistan znalazł się pod silną presją zarówno międzynarodową, jak i wewnętrzną. Ta pierwsza naciskała, aby powstrzymał się on od przeprowadzenia własnych prób, jednocześnie nie karząc przykładnie Indii. Naciski wewnętrzne sugerowały natomiast, aby wykorzystać okazję do zademonstrowania Indiom swojej potęgi i zwieńczyć wiele lat wytężonej pracy udaną próbą atomową. Wieczorem 27 maja premier Nawaz Sharif podjął decyzję – nazajutrz górami Chagai w Beludżystanie wstrząsnęło pięć jednoczesnych eksplozji, a po dwóch dniach szósta.
Strategia nuklearna Pakistanu
Jak pokazuje przykład Pakistanu, doktryna atomowa jest rzeczą względną. Najzwięźlej można by było bowiem wskazać, że jego doktryną jest brak doktryny. Gdy w sierpniu 1999 r. Rada Polityki Strategicznej Indii przedstawiła klarowną strategię indyjską, można było oczekiwać tego samego ze strony Islamabadu. Jednak Pakistan nigdy nie opublikował podobnego dokumentu, a elementy jego podejścia można jedynie składać z wypowiedzi różnych pakistańskich oficjeli.
Jako reakcja na ogłoszoną przez Indie strategię nuklearną 5 października w prasie pakistańskiej ukazał się artykuł autorstwa trzech ważnych dyplomatów z Islamabadu, A. Shahiego, Z. A. Khana i A. Sattara, stanowiący pierwszy zarys podejścia Pakistanu. Potwierdzane i precyzowane później przez najwyższych polityków i wojskowych jego założenia stały się niepisaną doktryną strategiczną. Jej fundamentem jest stwierdzenie, że broń atomowa w Azji Południowej ma znaczenie odstraszające. Jednocześnie, ze względu na przewagę Indii w broni konwencjonalnej (pomimo, że Pakistan przeznacza na wydatki obronne większy procent swojego PKB niż Indie, jego budżet obronny jest niemal sześciokrotnie mniejszy), nie czuje się zobowiązany do przestrzegania doktryny „no – first use”, a więc rezerwuje sobie prawo do użycia broni jądrowej jako pierwszy. Ponadto Islamabad nie dąży do zachowania parytetu sił nuklearnych z New Delhi, zdając sobie sprawę że może go na to nie być stać oraz podkreślając, że w przeciwieństwie do niego Indie mają dwóch potężnych wrogów - Pakistan i ChRL, naturalne więc że mogą posiadać większy arsenał.
Te trzy założenia – odstraszanie, zastrzeżenie sobie prawa do pierwszego uderzenia i nie dążenie do parytetu atomowego z Indiami – nie wyjaśniają jednak wszystkiego. Fundamentalną niewiadomą jest określenie sytuacji, w której Pakistan sięgnie po broń atomową. Jeżeli zastrzega sobie prawo do użycia jej jako pierwszy, można się zastanawiać czy byłby na to gotów w przypadku samego wkroczenia na jego terytorium wojsk indyjskich, czy dopiero w sytuacji stworzenia przez nie zagrożenia dla jego strategicznych obszarów, lub czy prawo to dotyczy też starć ograniczonych do terytorium podzielonego Kaszmiru. Niepewność tę należy więc traktować jako kolejny element pakistańskiej doktryny.
Niepewność i niejasność dotyczy również liczebności i rozmieszczenia arsenału atomowego oraz struktury kontroli nad nim. W ostatnich latach coraz częściej zwraca się uwagę, że Pakistan pod względem liczby własnych głowic nuklearnych prześcignął już Indie. Mówi się o ilościach z przedziału 50 – 100 głowic, co już samo w sobie świadczy o tym, jak szczątkowe są informacje. Przyjmując te szacunki za prawdziwe, należałoby je tłumaczyć słabością pakistańskich środków przenoszenia. Ponieważ Pakistan zastrzega sobie prawo do użycia broni jądrowej jako pierwszy celem zrównoważenia przewagi przeciwnika w broni konwencjonalnej, jest świadomy że w razie konfliktu Indie zrobią wszystko, by mu na to nie pozwolić. Z tego względu musi zapewnić sobie przetrwanie przynajmniej części swojego arsenału, gdyby Indie zdecydowały się zaatakować jego potencjał jądrowy. Ponieważ nie dysponuje okrętami podwodnymi ani (najprawdopodobniej) podziemnymi instalacjami rakietowymi, jedyną szansą na to jest posiadanie dużej ilości głowic i znaczne ich rozproszenie. Jedynymi środkami przenoszenia są rakiety krótkiego i średniego zasięgu oraz lotnictwo, przede wszystkim odpowiednio zmodyfikowane myśliwce F-16.
Kolejną i być może najbardziej niepokojącą niewiadomą jest natomiast struktura kontroli nad arsenałem atomowym. Nie jest jasne, kto w ogóle decyduje o użyciu broni jądrowej (ani jakich ma zastępców w przypadku np. zamachu na premiera lub głównodowodzącego armii). O niepewności co do rzeczywistej kontroli nad arsenałem atomowym może również świadczyć przytoczony na początku cytat z A. G. Khana, który będąc szefem MSZ nie wiedział, ile prób jądrowych przeprowadził jego kraj. Kilkakrotnie media pakistańskie informowały, że ostateczną decyzję w tej sprawie posiada premier po konsultacjach z Kierownictwem Dowodzenia Narodowego. Z drugiej strony eksperci, m.in. cytowany już A. Shahi wskazują, że kontrola nad pakistańskim potencjałem jądrowym była zawsze w rękach wojskowych. Znając pakistańskie realia można również wątpić, aby cywilny polityk miał siłę przeciwstawić się decyzji głównodowodzącego armii. W związku z tym uważa się za najbardziej prawdopodobne, że istnieją dwa guziki atomowe – u premiera i szefa kolegium połączonych szefów sztabu. W tej sytuacji na użycie broni potrzebna byłaby zgoda obu z nich. Warto jednak pamiętać, że w Pakistanie władza cywilna jest dość chwiejna i regularnie rządy przejmują wojskowi, co mogłoby być szybką metodą na usunięcie takiego bufora bezpieczeństwa. Co więcej, w armii istnieją wewnętrzne podziały, co dodatkowo osłabia pewność co do należytej kontroli nad bombą.
Rola broni atomowej w polityce międzynarodowej
Zasadniczą rolą pakistańskiego arsenału nuklearnego jest odstraszanie, skierowane przede wszystkim do wroga numer jeden – Indii. Warto pamiętać, że gdyby nie rozwój indyjskiego potencjału nuklearnego, pakistańska bomba mogłaby w ogóle nie powstać. Odstraszanie to można nawet określić jako o jeszcze większym potencjale niż w USA i ZSRR podczas zimnej wojny. Wynika to z faktu, że czas lotu rakiet krótkiego i średniego zasięgu wynosi w tym przypadku od 3 do 10 minut (pomiędzy USA i ZSRR było to 15 do 30 minut), a na dodatek u obu oponentów brakuje skutecznych systemów wczesnego ostrzegania. Nie ma więc czasu ani możliwości na weryfikację ostrzeżenia o wrogim ataku, a ładunki jądrowe muszą być przetrzymywane w ciągłej gotowości bojowej (choć obie strony zaprzeczają takiemu stanowi rzeczy w czasie pokoju). Jest to niezwykle istotny element w stosunkach indyjsko - pakistańskich.
W tym kontekście należy rozstrzygnąć, czy pojawienie się broni atomowej w niegasnącym konflikcie Pakistanu z Indiami zwiększa czy zmniejsza zagrożenie wojną w regionie Azji Południowej. Mimo niejasnej doktryny nuklearnej Pakistanu, braku skutecznych systemów wczesnego ostrzegania i regularnego grożenia sobie atakiem atomowym wydaje się, że ta broń ma jednak istotne działanie stabilizujące. Oba kraje mają świadomość dramatycznych konsekwencji użycia jej przeciw sobie i faktu, że nie rozwiązałoby to żadnego z istniejących problemów. Choć poziom napięcia w stosunkach dwustronnych nie zmniejszył się od wprowadzenia broni jądrowej do arsenałów, obawa przed koniecznością sięgnięcia po nią już przynajmniej trzykrotnie powstrzymała eskalację konfliktu – podczas indyjskich manewrów Brasstacks w 1987 r., w Kaszmirze w 1990 r. i w konflikcie w górzystym Kargilu w 1999 r.
Co ważne, obecność broni atomowej w Azji Południowej zwróciła także większą uwagę reszty świata na ten region i przyniosła silną antywojenną presję międzynarodową przy okazji występujących konfliktów. Doskonałym tego przykładem jest dyplomatyczna presja na Pakistan, która zmusiła go do wycofania się z Kargilu w 1999 r., czy presja na Indie w 2001 r. po zamachu terrorystycznym na parlament w New Delhi, o którego organizację oskarżono Islamabad. Szczególnie ważna jest tutaj aktywność USA, które współpracują militarnie z oboma krajami. Wszystko to ma niezwykle istotne znaczenie w czasach, gdy Pakistan i Indie muszą mierzyć się z wieloma wspólnymi problemami (niedobór wody pitnej, katastrofy naturalne, przeludnienie, terroryzm, spór o Kaszmir) i nie rysują się żadne perspektywy trwałego rozwiązania ich konfliktu.
Tę stabilizującą rolę broni atomowej może jednak w każdej chwili zburzyć jedno wydarzenie – wejście w posiadanie lub użycie bomby atomowej przez terrorystów. Wobec wątpliwości co do pakistańskich struktur bezpieczeństwa (dla przykładu w 2009 r. terrorystom udało się opanować na kilka godzin część kwatery głównej armii, równie prawdopodobne wydawać się więc może opanowanie np. ośrodka w Kahucie), utrzymującego się kryzysu wewnętrznego i olbrzymim znaczeniu kwestii etnicznych i religijnych w Pakistanie, istnieje poważne ryzyko utraty kontroli nad którąś z głowic. Takie wydarzenie uczyniłoby dalszy rozwój wydarzeń w Azji Południowej całkowicie nieprzewidywalnym i skrajnie groźnym dla bezpieczeństwa międzynarodowego.
Pakistan a nieproliferacja broni jądrowej
Pakistan nie przystąpił do Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Jądrowej (NPT), który uważa za dyskryminacyjny ani Traktatu o Całkowitym Zakazie Prób z Bronią Jądrową (CTBT), w którym to przypadku swoją decyzję uzależnił od Indii (a te odmówiły podpisania traktatu). Ze względu na fakt, że osiągnął on własny potencjał nuklearny mimo obowiązującego nieproliferacyjnego reżimu międzynarodowego, można również uznać, że aktywnie łamał postanowienia obu tych traktatów, choć jego przedstawiciele zdecydowanie twierdzą, że „w kwestii nieproliferacji przeszłość Pakistanu jest nienaganna”. Nie ulega jednak wątpliwości fakt, że wymogi prac nad własnym potencjałem atomowym doprowadziły Pakistan do nawiązania tajnej współpracy w tym zakresie z kilkoma państwami (nie wspominając już ponownie o bezpośrednich kontaktach A. Q. Khana z firmami prywatnymi). Należy również podkreślić, że współpraca taka mogła i nadal może odbywać się także bez wiedzy i zgody rządu pakistańskiego, poprzez osobiste kontakty pracujących nad bombą naukowców z przedstawicielami innych państw – ekskluzywna wiedza, którą dysponują, jest na czarnym rynku warta miliony.
Po pierwsze, mówi się w tym kontekście o współpracy z Chinami. Choć bardzo ciężko o twarde dowody, wielu ekspertów jest przekonanych o wieloletniej chińskiej pomocy w pakistańskim programie rakietowym (serie rakiet Hatf i Shaheen) i atomowym, a nawet sugeruje, że przeprowadzane przez Pekin w latach 90. XX w. próby jądrowe były częściowo pakistańskimi ładunkami (wskazuje się zwłaszcza na testy na poligonie Lop Nur w 1990 r.). Zarówno Pakistan, jak i ChRL zdecydowanie zaprzeczają tym oskarżeniom.
Drugim państwem które mogło mieć istotny wpływ na pakistański program atomowy jest Koreańska Republika Ludowo – Demokratyczna. Kontakty Islamabadu z Pjongjangiem umożliwiły sukces w zakresie budowy rakiet zdolnych do przenoszenia głowic jądrowych (seria rakiet Ghauri jest udoskonaloną kopią północnokoreańskich Rodongów). Jednocześnie sam A. Q. Khan jest oskarżany o sprzedaż technologii budowy broni jądrowej do Korei Północnej, co wskazywałoby na obopólne korzyści i wysoką atrakcyjność tej współpracy dla obu stron.
Trzecim kierunkiem, w którym mogło dochodzić do proliferacji technologii nuklearnych, są państwa arabskie i Iran. Obawy, że Pakistan potraktuje swoją bombę jako „islamską” i udostępni ją innym krajom muzułmańskim, towarzyszyły pracom w Kahucie praktycznie od samego początku. Choć laboratorium to odwiedzali wysocy rangą politycy m.in. Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich, a amerykański wywiad potwierdza, że nad Zatoką Perską są chętni na kupno bomby, proliferacja jest raczej mało prawdopodobna. Islamabadowi powinno zależeć, aby pozostać jedynym krajem muzułmańskim w wąskim klubie państw nuklearnych i jako takim posiadać wyjątkową rolę w świecie islamu. Niemniej rola pakistańskiej bomby atomowej jako oręża muzułmanów w huntingtonowskim zderzeniu cywilizacji nie może być pomijana w ogólnym rozrachunku, jako że jest to temat wciąż żywy, zwłaszcza od zamachów terrorystycznych w USA 11 września 2001 r.
Jak dotąd nie jest znane żadne kryzysowe wydarzenie związane z pakistańskim potencjałem nuklearnym, na co zawsze zwracają uwagę Pakistańczycy komentując obawy o jego bezpieczeństwo (przecież nawet z USA wykradziono technologię, a ich głowice ginęły). Co więcej, ma ona istotne znaczenie stabilizujące w Azji Południowej, a obawa przed wojną z nuklearnym sąsiadem (przy odrobinę naiwnym optymizmie) może przyczynić się w przyszłości do rezygnacji z konfrontacyjnej polityki między Pakistanem i Indiami. Wszystko to ma jednak znaczenie tak długo, jak długo rządy w Pakistanie będą dostatecznie silne, by sprawować nad wszystkim kontrolę. Wobec wewnętrznego kryzysu, słabości władzy cywilnej i pogrążonego w chaosie sąsiedniego Afganistanu, najbliższe lata mogą przynieść kres tej sytuacji i sprawić, że Pakistańczycy jedli trawę na własną zgubę.