Polityczny problem energii jądrowej w RFN
Za pomocą 17 reaktorów atomowych skoncentrowanych w 12 elektrowniach Niemcy pokrywają ok. 27 proc. zapotrzebowania energii [1]. Uran wykorzystywany w energetycy jądrowej w 100 proc. pochodzi z importu. Największym dostawcą jest Kanada (46,9 proc.), Wielka Brytania (25,6 proc.) oraz Rosja (19,2 proc.) [2]. Wszystkie elektrownie są rozmieszczone w landach zachodnich, co wynika z przyjętego po zjednoczeniu Niemiec założenia, iż istniejące w NRD reaktory są bardziej narażone na awarie i przez to mniej bezpieczne. Dodatkowo elementem decydującym o całkowitym wyłączeniu wszystkich wschodnich elektrowni był nacisk zachodnioniemieckich ekologów [3].
Polityka niemiecka wobec energii atomowej do końca lat 90. przypominała konsensus obliczony na wspieranie rodzimej gospodarki dzięki stosunkowo taniej energii uzyskiwanej m.in. z elektrowni atomowych. Pierwsze reaktory pojawiły się w RFN w latach 50. XX wieku i od tego czasu stanowiły trwały element struktury producentów energii. W latach 70. uwidoczniła się zdecydowana opozycja wobec energii atomowej (wyrosła również na bazie buntu młodzieży z roku 1968), co przejawiało się w wielotysięcznych demonstracjach oraz wzrastającym poparciu dla zarejestrowanej w 1980 r. Partii Zielonych. To ona koncentrowała wokół siebie ruch na rzecz wycofania energii jądrowej i wprowadzenia coraz większego udziału energii odnawialnej. Dzięki swojej aktywności w 1998 r. współtworzyła koalicję rządową z socjaldemokratami (SPD). Jednym z podstawowych postulatów Zielonych w rządzie Schröder – Fischer była zmiana dotychczasowej polityki energetycznej i wprowadzenie konkretnych ram czasowych wskazujących ostateczne zerwanie z atomem.
Po wielomiesięcznych negocjacjach toczonych między koalicją rządzącą a przedstawicielami firm produkujących energię jądrową doszło do kompromisu. Na jego podstawie uzgodniono, iż do roku 2021 większość reaktorów zostanie wyłączona z użycia, natomiast ostatecznie w 2023 r. Niemcy zrezygnują z energii atomowej zastępując ją różnymi formami energii odnawialnej. Wypracowane rozwiązanie zapisano w ustawie z 2001 r.; było ono podtrzymane również przez następny rząd, tzw. wielką koalicję CDU/CSU-SPD. Wraz ze zbliżaniem się wyborów w 2009 r. stanowisko przewodniczącej CDU i jednocześnie kanclerz Angeli Merkel stawało się wyraźnie krytyczne wobec dotychczasowych ustaleń. W najgorętszej fazie kampanii wyborczej do Bundestagu Merkel, z wykształcenia doktor fizyki i zdecydowana zwolenniczka energii atomowej, jednoznacznie opowiadała się za przedłużeniem czasu działania reaktorów atomowych. Po zmianie koalicji na chrześcijańsko demokratyczno-liberalną, nowy rząd rozpoczął renegocjacje wcześniejszej umowy z firmami produkującymi energię jądrową. W jej wyniku, jesienią 2010 r., koalicja pod wodzą Merkel przedłużyła możliwość produkowania energii atomowej do 2035 r. Ceną ze strony producentów było wprowadzenie dodatkowych podatków m.in. na rzecz przyspieszenia rozwoju odnawialnych źródeł energii elektrycznej; z tych funduszy finansuje się m.in. dotacje dla właścicieli elektrowni wiatrowych. Nowa ustawa, wychodząca naprzeciw wyborcom CDU/CSU i FDP, spotkała się z dużym sprzeciwem społecznym inicjowanym przez organizacje ekologiczne oraz Partię Zielonych. Najbardziej spektakularnymi akcjami było blokowanie transportu kolejowego odpadów radioaktywnych do składowiska w Gorleben oraz stworzenie przez 120 tys. ludzi żywego łańcucha między trzema elektrowniami oddalonymi od siebie o 120 km. Wydarzenia te nie wpłynęły jednak na politykę Merkel wobec energii atomowej, co pokazuje determinację kanclerz do wprowadzania zmian w tym zakresie.
Rewolucję w zakresie dotychczasowej polityki energetycznej przyniosła awaria elektrowni atomowej Fukushima w Japonii. Kanclerz podjęła decyzję o ustanowieniu moratorium wyłączającego siedem z siedemnastu reaktorów oraz sprawdzenie pod względem bezpieczeństwa wszystkich elektrowni atomowych. Zachowanie niemieckich partii po katastrofie w Japonii przypominało raczej bieg w konkurencji o to, kto jest największym przeciwnikiem atomu w RFN, niż rzetelną dyskusję o problematyce energii jądrowej. Przede wszystkim Zieloni, ale także socjaldemokraci i Lewica w japońskich wydarzeniach widzieli potwierdzenie swojego dotychczasowego, antyatomowego kursu w polityce energetycznej. Zaskakująca była jednak całkowita zmiana oficjalnej linii chadecji, która ustami swoich najważniejszych polityków zaczęła powtarzać konieczność szybkiego zakończenia korzystania z taniej, ale kontrowersyjnej energii [4].
Politycznego wytłumaczenia tej decyzji należy doszukiwać się w wyborach do Landtagów, które są ważnym czynnikiem niemieckiej polityki federalnej. Zwycięstwo w Badenii-Wittenberdze Partii Zielonych okazało się klęską CDU, która rządziła w tym landzie od zakończenia II wojny światowej [5]. Na fali ogólnoniemieckiej krytyki wobec energii atomowej Partia Zielonych zyskuje obecnie coraz większe popracie w wyborczych sondażach, co może przełożyć się na rzeczywiste wyniki głosowań w poszczególnych landach. W najbliższym czasie najbardziej prestiżowe wybory odbędą się we wrześniu w Berlinie, gdzie kandydatka Zielonych, Renate Künast ma szansę na pokonanie urzędującego burmistrza Klausa Wowereita (SPD). Również w polityce ogólnoniemieckiej Zieloni zyskują miano partii, która wejdzie do rządu po wyborach w 2013 r.
Wprowadzone przez kanclerz Merkel moratorium cieszy się poparciem 80 proc. Niemców, co dowodzi, iż większość z nich nie jest przekonana o bezpieczeństwie energii atomowej w ich kraju. W wyniku moratorium powołano dwie komisje: ds. bezpieczeństwa we wszystkich reaktorach oraz ds. etyki, w skład której weszli przedstawiciele różnych partii, grup interesów i wyznań. Raporty obu komisji mają być podane do publicznej wiadomości pod koniec maja. Przypuszcza się jednak, iż praca w siedmiu zamkniętych reaktorach starej generacji nie zostanie wznowiona. Prawdopodobne jest również, że zmodyfikowana zostanie ustawa z jesieni 2010 r. w sprawie przedłużenia czasu działania wszystkich elektrowni. Taki bieg wydarzeń spowoduje ograniczenie wpływów do budżetu państwa z tytułu podatków nakładanych na firmy produkujące energię atomową. Tylko w tym roku ministerstwo finansów zaplanowało z tego tytułu ok., 2,3 mld euro. Jednocześnie w momencie wyłączenia siedmiu reaktorów w ramach moratorium na 3 miesiące, planowane dochody spadną o 200 mln euro.
Dodatkowym problemem powstałym w wyniku ustanowienia moratorium jest tryb prawny w jakim została powzięta ta decyzja. Przedstawiciele firm produkujących energię jądrową oraz znaczna część prawników uważa, że doszło w tym przypadku do złamania ustawy o energii atomowej z 2010 r.; jedno z przedsiębiorstw, RWE [6], wniosło skargę do sądu na wprowadzanie moratorium i prawdopodobnie zażąda odszkodowania za czas przymusowego wyłączenia swoich reaktorów. Pozostałe koncerny nie popierają takiego działania kierując się chęcią utrzymania stosunkowo dobrych relacji z rządem. Mają na uwadze przede wszystkim ewentualne przyszłe negocjacje nad kształtem zmian w ustawie z 2010 r. i świadomość swojej słabszej pozycji przetargowej.
Krytycy moratorium i nagłej zmiany rządu dotyczącej energii atomowej podnoszą kolejny argument przeciwko wprowadzonym badaniom nad bezpieczeństwem. Uważają oni, że awaria w Fukushimie nie doprowadziła do zasadniczej zmiany w sposobie funkcjonowania reaktorów w RFN i w związku z tym nie pojawiły się nowe okoliczności, które wymagałyby gruntownego przebadania elektrowni. Jednocześnie poddają oni w wątpliwość dotychczasowe zapewnienia rządu o całkowitym bezpieczeństwie reaktorów i ich zabezpieczeniu przed możliwie wszystkimi zagrożeniami potencjalnie występującymi w Niemczech.
W rzeczywistości rząd Merkel wprowadzając moratorium i zarządzając sprawdzenie bezpieczeństwa wszystkich siedemnastu reaktorów, chce zyskać przychylność wyborców oraz zapewnić sobie kilka miesięcy czasu w celu ostatecznego podjęcia decyzji dotyczącej elektrowni atomowych.
Głoszona przez wszystkie partie w RFN potrzeba zmiany w polityce energetycznej pociąga za sobą również szereg gospodarczych, finansowych oraz politycznych dylematów. Problemy z wykorzystaniem odnawialnych źródeł energii są wielowątkowe. Dotyczą zarówno sfery technologicznej (dotychczasowa praktyka pokazuje stosunkowo małą efektywność ekologicznych źródeł energii) jak i infrastruktury przesyłowej (problem transferu z jednego miejsca do drugiego w sposób efektywny i bez dużych strat). Jak szacują ekonomiści specjalizujący się w tej branży, rezygnacja z energii atomowej może oznaczać wzrost cen energii o 10-30 proc. [7], a to bezpośrednio odbije się negatywnie na niemieckim przemyśle. Sytuację dla rządu komplikuje fakt, iż grupa przeciwników budowy nowych wiatraków czy linii przesyłowych jest również bardzo liczna i będzie stanowiła także silne lobby na rzecz utrzymania stosunkowo długiego okresu użytkowania energii jądrowej.
Przypisy:
[1] Sieben auf einen Streich, „Die Zeit”, nr 12/2011.
[2] http://www.psz.pl/Kamil-Frymark-Co-po-Kioto-Niemcy
[3] Ł. Kuźniarski, Energetyka jądrowa w Niemczech, Biuletyn Niemiecki CSM nr 13/2011, s. 3-4.
[4] „Das war’s!”, „Der Spiegel”, nr 14/2001, s. 62-72.
[5] Por. R. Formuszewicz, Niemcy po wyborach w południowo-zachodnich krajach federacji – konsekwencje, Biuletyn PISM, nr 37 (786) / 2011; http://www.psz.pl/tekst-37450/Kamil-Frymark-Zielona-Republika-Federalna
[6] Największe niemieckie przedsiębiorstwa wykorzystujące w dostawach energii technologię jądrową: RWE, E.on, Vattenfall, EnBW. Firmy te są aktywne na rynkach: finlandzkim, brazylijskim, bułgarskim, holenderskim oraz brytyjskim. Ich stopień zaangażowania jest różny: od budowania swoich reaktorów w firmach córkach po tworzenie reaktorów dla danych odbiorców.
[7] „Das war’s!”, „Der Spiegel”, nr 14/2001, s. 72.