Dominika Jędrzejczyk: Gra w kandydata
Trwa wyścig o nominację prezydencką w Partii Republikańskiej, jego przebieg na bieżąco monitorują światowe i amerykańskie media. Zeszłotygodniowy cykl debat organizowanych przez CNN pokazał, że nie na darmo – rywalizacja jest bowiem tyle napięta i ostra, co szokująca i ciekawa.
„Walka na górze”
To właśnie merytoryczne starcia kandydatów przed kamerami doprowadziły do przetasowania na szczycie rankingów – Newton Gingrich, czołowa postać tak zwanej „Republikańskiej Rewolucji” wyprzedził Mitta Romneya, byłego gubernatora stanu Massachusetts, który od tygodni zajmował w sondażach popularności republikańskich kandydatów pierwsze miejsce. I choć, według specjalistów, 2-proc. przewaga Gingricha to tylko chwilowe wahnięcie w nastrojach społecznych, pokazuje ona dynamikę prawyborów partyjnych w Stanach Zjednoczonych.
Ta „walka na górze” odwraca uwagę od dyskusji, toczącej się w Tea Party. Początkowo wiele mówiło się o możliwym starcie w prawyborach Sary Palin, najbardziej wyrazistej postaci kojarzonej z ruchem herbacianym. Sama Palin jeszcze do marca tego roku oficjalnie nie zaprzeczała spekulacjom na temat jej ewentualnego startu, a w trakcie swojej wizyty w Indiach stwierdziła nawet, że „nadszedł czas, by Prezydentem USA została kobieta”. W kilka miesięcy później, 5 października 2011 roku, oświadczyła jednak, nie podając przyczyn, że nie zamierza ubiegać się o elekcję z ramienia Partii Republikańskiej. W obliczu tej rezygnacji rozpoczęło się poszukiwanie zastępcy (bo chyba raczej nie „następcy) byłej gubernator Alaski wśród republikanów kojarzonych z Tea Party.
Kobieta totalna
Faworytką ruchu została Michele Bachmann, członkini komisji służb specjalnych, a także przewodnicząca Tea Party Caucus w Izbie Reprezentantów, czyli grupy popierającej „odpowiedzialność podatkową” i ograniczoną władzę rządu. Swoją kampanię opiera na micie „rodziny amerykańskiej”, w której mężczyźni służą wiernie w amerykańskiej armii, podczas gdy kobiety dbają o dom, a także na permanentnym oskarżaniu Baracka Obamy o „nieamerykańskość” i szkodzenie interesom Stanów. W Kongresie znana głównie z postulatów wprowadzania kreacjonizmu jako równouprawnionej w stosunku do ewolucjonizmu teorii naukowej oraz sceptycyzmu w stosunku do globalnego ocieplenia, nie wsławiła się większymi dokonaniami legislacyjnymi. Pytana o stosunek do homoseksualizmu, oskarżyła film „Król Lew” o szerzenie „gejowskiej propagandy”, a w 2005 roku stwierdziła, że zniesienie płacy minimalnej przyniosłoby wzrost miejsc pracy i spadek bezrobocia. Mimo tych wpadek wciąż wymieniana jest jako jeden z głównych pretendentów do poprowadzenia Republikanów w wyborach prezydenckich w 2012 roku. Start Bachmann w prawyborach jasno obrazuje kryzys przywództwa w Tea Party oraz brak kandydatów, którzy mogliby poważnie zawalczyć o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich.
Człowiek od pizzy i podatków
Ale Bachmann nie jest najbardziej radykalnym kandydatem w tym wyścigu. Gwiazdą wśród republikańskich kandydatów okazał się bowiem Herman Cain, czarnoskóry przedsiębiorca i biznesmen, szef sieci pizzerii „Godfather’s Pizza”. Obecnie poza głównym nurtem walki (wyprzedził go, chociażby, Rick Perry), siał zamieszanie wśród kandydatów w październiku tego roku. Zajmował wtedy pierwsze miejsce w sondażach, zbierając 27% głosów respondentów, na drugim miejscu plasował się wtedy Mitt Romney (23%), na trzecim zaś Rick Perry (16%). Na czoło peletonu wywindowała Caina październikowa debata gospodarcza, w trakcie której biznesmen lansował swój plan 9-9-9, według którego miałby zostać wprowadzony 9-proc. podatek od korporacji, 9-proc. podatek od osób indywidualnych i taki sam podatek od sprzedaży. I choć ekonomiści nie pozostawiali na tej propozycji suchej nitki, wyborcy początkowo dawali się złapać na populistyczne hasła Hermana Caina. W tej chwili jednak wydaje się, że nie ma on szans na powrót do realnej walki politycznej. Twierdzenia w rodzaju tego, że „Chiny mogą niedługo zbudować broń nuklearną”, tudzież mylenie Deklaracji Niepodległości z Konstytucją USA nie przynoszą mu popularności.
Kowboj z Teksasu
Swego czasu w mediach najwięcej czasu poświęcano związanemu z Tea Party Rickowi Perry’emu, radykalnemu gubernatorowi Teksasu i byłemu współpracownikowi George’a Busha. Z trójki analizowanych tu kandydatów to właśnie on ma największe szanse na otrzymanie republikańskiej nominacji. Paradoksalnie, przeszkodą w osiągnięciu sukcesu może być to, co wyróżnia Perry’ego spośród jego kontrkandydatów, czyli jego wyraziste poglądy, między innymi sprzeciw aborcji i małżeństwom homoseksualnym, czy też bardzo ostre popieranie kary śmierci, również wobec przestępców upośledzonych umysłowo. Perry nastawiony jest na odbieranie głosów Bachmann, co oczywiście nie służy spoistości Tea Party. Po rezygnacji Palin, ruch ten stracił jasnego i wyrazistego lidera, który mógłby zdominować skrajną część elektoratu Republikanów, a przy tym korzystać na podziale elektoratu „centrowego” między Romneya i Gingricha, co w negatywny sposób odbija się na jego szansach do wystawienia kandydata w ostatecznym starciu wyborczym w 2012 roku.
Co dalej?
Trudno już w tej chwili prognozować wyniki prawyborów, wydaje się jednak, że główna walka rozegra się pomiędzy Romneyem a Gingrichem, jeśli ten nie da się ponieść swojemu temperamentowi i nie popełni jakiejś wyborczej wpadki. Szanse kandydatów kojarzonych z Tea Party wydają się być raczej średnie, zwłaszcza, że potencjalne głosy na nich ulegają podziałowi między poszczególnych kandydatów. Z drugiej jednak strony – ostatni miesiąc pokazał, że amerykańscy wyborcy potrafią radykalnie zmieniać swoje preferencje, a zatem nic jeszcze nie jest przesądzone. Zwłaszcza dla Ricka Perry’ego, który może zmierzyć się w ostatecznym starciu z Mittem Romneyem i być może nawet to starcie wygrać.