Grzegorz Mazurczak: Słowo o cywilnych ofiarach konfliktu irackiego
Według aktualnych danych irackiego Ministerstwa Zdrowia, we wrześniu, liczba zabitych cywilów spadła do 125 osób, czyli do najniższego poziomu od czasu rozpoczęcia amerykańskiej inwazji w 2003 roku.
Dla porównania, we wrześniu ubiegłego roku zanotowano 359 ofiar. Trzykrotny spadek odnotowany w tej tragicznej statystyce, wydaje się więc być bardzo relewantny. Nie znaczy to jednak, że nad aktualnymi, nadal wysokimi stratami w ludziach, można już spokojnie przejść do porządku dziennego
Na początku tygodnia, szef delegacji Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża do Iraku, Juan Pedro Schaerer, powiedział agencji Reuters, że akty przemocy, z jakimi obecnie mamy do czynienia, dla nikogo nie powinny stać się normalnością i ostrzegł przed zbytnim samozadowoleniem w tym temacie. Podkreślił też, że działania na rzecz wzrostu szacunku dla życia ludzkiego w Iraku, nadal powinny być prowadzone z całą mocą.
Pomimo, że ogólna liczba ofiar sukcesywnie spada, to jednak trzeba mieć świadomość, że w każdej chwili może wydarzyć się coś, co ją gwałtownie zwiększy. Sytuacja nadal jest niestabilna a powodów i chętnych do prowadzenia ataków, które są tu specyficzną formą konwersacji, jest nadal bardzo dużo. Frustracje i rozbieżne interesy różnych grup zamieszkujących Irak, wspomaganych niekiedy przez siły z zewnątrz, tworzą prawdziwą iracką beczkę prochu.
Wprawdzie ilość zabójstw o podłożu religijnym, w stosunku do 2006 i 2007 roku spadła, to jednak cały czas przydrożne bomby, zamachy samobójcze i ostrzeliwanie są głównymi i powszechnie stosowanymi argumentami w dyskusjach prowadzonych między szyitami i sunnitami.
W sierpniu b.r. doliczono się 393 ofiar aktów terroru. Wynik ten znacznie podniosły głośne zamachy, przeprowadzone 19 sierpnia w Bagdadzie, kiedy to w Green Zone, w pobliżu Ministerstwa Finansów, zginęło prawie 100 osób. Zanotowano też serię zamachów bombowych w małych miastach na północy.
Jeśli chodzi o sam Bagdad, zanotowano tu najbardziej znaczącą redukcję przemocy. Po raz pierwszy od czasu zajęcia Iraku przez Amerykanów, w stolicy odnotowano mniej ofiar śmiertelnych niż w pozostałej części kraju.
W Bagdadzie, opierając się na analizach Iraq Body Count, latach 2006-2007, miało miejsce 54% wszystkich gwałtownych zgonów w Iraku. W 2008 r. liczba ta zmniejszyła się do 32% i cały czas ulega kompresji. Jest to w dużej mierze związane ze spadkiem przemocy na obszarach miejskich.
Według danych amerykańskiej armii, w ciągu ostatnich dwóch lat, ilość aktów terrorystycznych spadła aż o 85 procent. W sierpniu 2007 r. było to 4064 zamachów, w porównaniu z 594 w sierpniu i 563 we wrześniu 2009 r. Na szczęście nie wszystkie incydenty niosą za sobą ofiary śmiertelne.
Jednak i tak, od kiedy siły amerykańskie, ponad sześć lat temu obaliły Saddama Husseina, blisko 100 tysięcy irackich cywilów zostało zabitych we własnym kraju, na skutek różnego rodzaju aktów przemocy.
Pomimo, że życie ludzkie w Iraku nie zawsze jest traktowane z należnym szacunkiem a śmierć traktuje się często jako furtkę do lepszego świata, to jednak 100 tysięcy cywilnych ofiar musi robić wrażenie, tak jak zrobiłoby wrażenie nagłe znikniecie średniej wielkości miasta.
Można tylko mieć słabą nadzieję, że bardzo powoli postępująca normalizacja kraju oraz bliskie wycofanie z niego wojsk amerykańskich, pomoże ochronić cywilów przed wymierzonymi w ich stronę, aktami terroru.
Ludność cywilna nie jest bowiem stroną rozlicznych konfliktów, tylko ich ofiarą, łatwym celem na którym można bezkarnie wyładowywać swoje religijne czy polityczne frustracje. Takie rzeczy nie powinny już mieć miejsca w XXI wieku, nawet w kraju tak trudnym jakim jest zmierzający do „demokracji” Irak.