Łukasz Wójcicki: Pogromcy i mięso armatnie - polemika
Robert Czulda, publicysta Polski Zbrojnej, w swoim komentarzu „Kowboje i kelnerzy” ubolewa nad słabą aktywnością europejskich sojuszników NATO w wojnie z Afganistanem. Jego zdaniem ospałość i strachliwość europejskich żołnierzy spowalnia triumf demokracji wdrażanej przez wojska USA życzliwym terrorem.
Czulda krytykuje lenistwo wojsk europejskich , które znacznie mniej chętnie angażują się w mordowanie Talibów i ludności cywilnej niż bohaterscy żołnierze zza oceanu w cuglach sekretarza obrony USA Roberta Gatesa i admirała Michael Mullena. Publicysta Polski Zbrojnej daje wyraz swojej irytacji pisząc, „Wysłanie dodatkowych tysięcy żołnierzy do Afganistanu nie przyniesie oczekiwanej zmiany, jeśli Europejczycy w większym stopniu nie włączą się w akcje bojowe w tym kraju”. Ale żołnierzom z Europy nie ma się co dziwić, walczą w obcej wojnie daleko od domu.
Problemem nie jest sceptyczny udział Europejczyków w wojnie w Afganistanie, tylko bezsensowność tej wojny. Pod płaszczykiem „misji stabilizacyjnej”, USA prowadzi krwawą okupacje ziem Afgańczyków aby zapewnić sobie kontrolę nad mającym powstać amerykańskim rurociągiem ropy i gazu z Turkmenistanu przez Afganistan i Pakistan do wybrzeży Oceanu Indyjskiego. Dobroczynne płomienie demokracji niesione przez wojska NATO po raz kolejny okazują się być płonącymi miastami i wsiami. A kobiety, dzieci i starcy stają się potencjalnymi zamachowcami , których prewencyjnie należy wyrżnąć w pień.
Czulda z zadowoleniem pisze o wojskach Australii, Kanady, Daniia czy Wielkiej Brytanii, które są gotowe „walczyć i umierać”. Zapomina tylko dodać, że żołnierze ci „walczą i umierają” za interesy USA, za wypchane konta amerykańskich baronów naftowych i rosnące akcje paliwowych korporacji. Krew za ropę, tchnienie za gaz.
Major Sebastian Morley, były dowódca walczących w Afganistanie brytyjskich sił specjalnych SAS, wspominając swoje relacje z brytyjskim resortem obrony, powiedział w wywiadzie dla "Daily Telegraph": „Musiałem zrezygnować. Ostrzegałem, że będą niepotrzebne ofiary, jeśli nie dostaniemy odpowiedniego sprzętu, a oni to zignorowali. Mają krew na rękach".
W 2008 roku w czasie akcji podejmowanych przeciw powstańcom Afgańskim przez siły międzynarodowe i wojsko afgańskie zginęło ponad 500 cywilów. W tym dziewięćdziesiąt osiem procent ofiar zmarła w wyniku działań wojsk zagranicznych. Według ONZ „liczba ofiar cywilnych w porównaniu z rokiem 2007 wzrosła o około czterdzieści procent”. Z kolei „liczba cywilnych ofiar wojny wśród ludności Afganistanu wyniosła w roku 2009 ponad dwa tysiące osób”.
Głaskani iluzją Wujka Sama o demokratycznym świecie jesteśmy karmieni perfidną prowojenną papką. Żołnierze europejskich armii są jedynie narzędziem do kapitałowych realizacji kolejnych rządów Stanów Zjednoczonych. Tu nie chodzi o żaden pokój ani stabilizację. Podtrzymywanie sytuacji chaosu jest idealną wymówką dla okupantów Afganistanu legitymizującą obecność wojsk NATO. Armia USA jawi się zatem jako pogromcy niesprawiedliwości na świecie a wojska europejskie jako mięso armatnie niezbędne do poświęcenia w imię powstania pomnika sprawiedliwości z twarzą Baraka Obamy.
Może czas byśmy z kelnerów zbrojnej polityki Stanów Zjednoczonych przeistoczyli się w ideowych kowboi broniących godności i samostanowienia innych narodów.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.