Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Robert Czulda: Kowboje i kelnerzy


12 styczeń 2010
A A A

Sample Image

Wysłanie dodatkowych tysięcy żołnierzy do Afganistanu nie przyniesie oczekiwanej zmiany, jeśli Europejczycy w większym stopniu nie włączą się w akcje bojowe w tym kraju.

Już w 2003 roku amerykański politolog Robert Kagan zauważył, że Amerykanów od Europejczyków różni podejście do użycia siły. Stany Zjednoczone preferują przemoc, a Europejczycy wolą rozwiązania dyplomatyczne. Analizując misje na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych, Kagan stwierdził: „W najlepszym razie rola Europy ograniczała się do wysyłania sił pokojowych po tym, jak Stany Zjednoczone przeprowadziły, w dużej mierze samodzielnie, decydujące operacje wojskowe i ustabilizowały sytuację”.

Misja od kuchni

Ukuto wtedy powiedzenie, że Stany Zjednoczone „gotują”, a Europa „zmywa”, albo że Amerykanie to kowboje, a Europejczycy to kelnerzy. Porównania można by uznać za obraźliwe, gdyby nie były prawdziwe. Podczas powietrznej wojny NATO z Serbią (rok 1999) Amerykanie musieli ograniczyć zakres operacji wojskowych, aby dostosować się do politycznych i prawnych wymagań pozostałych członków NATO. Wojna w Iraku (2003) również udowodniła, że dla Waszyngtonu Europejczycy nie są równorzędnym partnerem - niemal całość operacji wzięli na siebie Amerykanie, a Europa ograniczyła się do „zmywania”.

Według identycznego schematu prowadzono działania od początku wojny w Afganistanie. Amerykanów irytuje militarna indolencja europejskich sojuszników. Coraz częściej żołnierze żartują sobie, że ISAF powinno się odczytywać jako „I Saw American Fighting” (widziałem walczących Amerykanów) lub też „I Suck at Fighting” (jestem beznadziejny w walce).

Sekretarz obrony Robert Gates przestrzega, że NATO może stać się „sojuszem dwóch prędkości”, w którym tylko niektóre państwa – wymienił Stany Zjednoczone, Australię, Kanadę, Danię, Holandię i Wielką Brytanię – są gotowe „walczyć i umierać”. Co ważne, krytyka dotyczy polityków, a nie żołnierzy. Amerykanie doceniają profesjonalizm kolegów z innych państw i wiedzą, że gdyby tylko dostali taką swobodę i sprzęt, jakim oni dysponują, podołaliby każdemu wyzwaniu.

Od początku wojny problem w Afganistanie polega na tym, że walczą głównie Amerykanie, a przedstawiciele wielu innych kontyngentów chcą robić wszystko, tylko nie strzelać. Wolą szkolić Afgańczyków lub pełnić odpowiedzialne funkcje w sztabie, byle tylko nie ryzykować. Niektórym kontyngentom rządy zakazały uczestniczenia w nocnych misjach lub gdy spadnie śnieg. Innym – w misjach bojowych. Jak alarmowali w 2008 roku Duńczycy, ich żołnierzom nie wolno było strzelać nawet do talibów przygotowujących miny pułapki. Niedawno kuriozalne przepisy zmieniono. Podobny problem przez długi czas dotykał Niemców, którym z powodów historycznych przez długi czas nie pozwalano brać udziału w walkach. Dopiero w połowie 2009 roku otrzymali prawo do otwierania ognia wyprzedzająco. Zgody na udział  w akcjach bojowych nadal nie wyraziła Turcja.

Haracz za życie

Szczytem pomysłowości w ochronie własnych żołnierzy wykazali się Włosi, którzy podobno płacili talibom, byle tylko ci ich nie atakowali. Sprawa wyszła na jaw, gdy w regionie Sarobi Włochów zastąpili Francuzi. Nie wiedzieli o włoskiej umowie i zlekceważyli poziom zagrożenia w prowincji, przez co życie straciło dziesięciu francuskich żołnierzy. Choć Włosi nie przyznają się do tych żenujących praktyk, istnienie takiej umowy potwierdzili talibowie i wysocy rangą oficerowie armii afgańskiej. Aby zmieniła się sytuacja w Afganistanie, państwa biorące udział w operacji muszą przyjąć inną postawę – żadnej wojny nie można wygrać, jeśli więcej jest na niej kelnerów niż kowbojów.

Artykuł ukazał się w Polska Zbrojna . Przedruk za zgodą Redakcji. 

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.