Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Marcin Rzepka: Wyborczy teatr

Marcin Rzepka: Wyborczy teatr


17 wrzesień 2009
A A A

Sample Image

Wybory w Afganistanie miały być dowodem trwałych przemian społeczno-politycznych, a obnażyły dramat tego kraju. Czego więc możemy spodziewać się w przyszłości?

Wybory miały pokazać, że mieszkańcy Afganistanu, doświadczeni przez komunizm czy fundamentalny islam, będą podążać drogą demokracji na wzór państw Zachodu. Okazało się jednak, że obnażyły one dramat tego kraju iluzoryczność przemian, niewydajność i nieskuteczność prowadzonych dotąd działań pomocowych (bo jak inaczej rozumieć wezwania o nowy plan strategiczny), alienację kobiet w życiu publicznym, a ponadto ukazały partykularne interesy grup walczących o władzę – czyli wszystko, z czym Zachód próbuje walczyć już od ośmiu lat.

Oczywiste staje się pytanie o to, kto wygrał afgańskie wybory, choć może łatwiej byłoby powiedzieć, kto w Afganistanie przegrał. Głos krytyków, że przegrali wszyscy, niczego nie wyjaśnia. Stwierdzenie, że porażkę ponieśli talibowie, również nie przekonuje. Wydaje się, że przegrał Karzaj, nawet jeśli będzie sprawował
urząd prezydenta przez następne lata. A Afganistan, chociaż niewątpliwie inny, pozostał bytem niedookreślonym, co do którego nie ma konkretnych planów. Czego więc możemy spodziewać się w przyszłości?

Kiedy w 1839 roku Brytyjczycy przekraczali Przełęcz Chajberską, gdy wieźli do Kabulu nowego władcę Szaha Szudżę, który miał zająć miejsce panującego wówczas emira Dost Mohammada, mieli dla Afganistanu plan. Stanowił on cześć traktatu znanego bardziej jako Simla Manifesto, podpisanego w lipcu 1838 roku, na mocy którego kraj ten miał między innymi uznać niezależność Sikhów. W rzeczywistości jednak traktat oznaczał wypowiedzenie wojny Dost Muhammadowi.

Chociaż osadzenie na tronie Szudży zostało przez część społeczeństwa afgańskiego przyjęte z zadowoleniem, ze względu na nadzieje pokładane we władcy z rodu Sadozajów (po śmierci Ahmada Szaha Durraniego dochodziło do walk między pasztuńskimi rodami: Sadozaj i Muhammadzaj), to dość szybko dawni zwolennicy odwrócili się od władcy. Doprowadziło to do wybuchu pierwszej wojny między Brytyjczykami a Afgańczykami, a w konsekwencji do śmierci Szudży. Odtąd władca ten symbolizuje króla-marionetkę w rękach obcych mocarstw. Do niego był przyrównywany Babrak Karmal, który wjechał do Afganistanu na radzieckich czołgach. Z nim porównywano również Karzaja, zwłaszcza po 2006 roku, kiedy w jego polityce zaszły ogromne zmiany, które doprowadziły do odejścia z rządu polityków kojarzonych z bohaterem Tadżyków – Ahmadem Szahem Masudem (jednym z nich jest obecny przeciwnik Karzaja – doktor Abdullah). Trochę paradoksalnie do takich porównań uciekał się mułła Omar, który próbował wykazać „obcość” Karzaja. Szah Szudża jest więc wyobrażeniem obcego, który jednak pochodzi z Afganistanu. Napięcia, jakie wywołuje dyskusja o tym, co jest swoje, a co obce, dzisiaj są bardzo widoczne w tym kraju.

Afgańskie rozmowy

Swego czasu Karzaj dowodził, że obcym w Afganistanie jest ten, kto zabija Afgańczyka. Twierdził, że Afgańczyk nie może zabić rodaka, a jeśli to robi na przykład talib, to z pewnością Afgańczykiem nie jest. Sięgamy tu do problemu wzajemnej kategoryzacji mieszkańców Afganistanu, która determinuje pamięć zbiorową. Z jednej strony, może być ona źródłem pojednania, z drugiej zaś, konfliktu. Przyjąć jednak należy, że w Afganistanie żyją przynajmniej dwie grupy, których cele są całkiem różne. Jedni pragną modernizacji i demokracji, drudzy – wręcz przeciwnie – dążą do zachowania tradycyjnych wartości. Czy może istnieć między nimi porozumienie?

16 sierpnia tuż przed wyborami w programie państwowej telewizji afgańskiej odbyła się debata między kandydatami na urząd prezydenta: Karzajem, Baszardostem i Ghanim. Pokazała ona zupełnie nowy wymiar komunikacji politycznej w Afganistanie. Przeciwnicy dyskutują, dowodzą swoich racji. Czy jednak będą w stanie rozmawiać po wyborach, zwłaszcza Abdullah z Karzajem? Niewątpliwie na kształt rozmów wpłynie lista nieprawidłowości i skarg, jakie notuje niezależna komisja wyborcza. A tych, które określono jako poważne, jest już prawie siedemset. Wobec ogromu uchybień wyborczych Abdullah oświadczył, że nie zaakceptuje wyniku wyborów, a przy tym zarzucił Karzajowi, że za ich fałszowanie odpowiada państwo. Ciekawe jest jednak to, że przed wyborami Rangin Spanta, minister spraw wewnętrznych Afganistanu, sugerował, iż może dojść do prób fałszowania wyników i wzywał społeczność międzynarodową do wzmożonej kontroli. Komu więc mogło zależeć na fałszowaniu wyborów? Karzajowi? Pewnie tak. Choć on zadbał o głosy, bynajmniej ich nie fałszował. Sprowadził  natomiast do kraju generała Dostuma – Uzbeka odpowiedzialnego między innymi za masakry talibów, i zatwierdził szyickie prawo rodzinne, jawnie dyskryminujące kobiety.

Abdullah i Karzaj

Te działania skompromitowały Karzaja i nie pozostawiły złudzeń co do jego rzeczywistych priorytetów. Dlaczego więc nadal cieszy się poparciem? Może ono wynikać z różnych powodów – dla jednych to wciąż ich przywódca, ich reprezentant, Pasztun, dla innych to Szah Szudża, który pozostawiony u władzy daje możliwość walki w imię obrony zagrożonej afgańskości. W przypadku Abdullaha taka analogia nie byłaby zasadna, wszak uczestniczył w afgańskim dżihadzie przeciw Sowietom. Ale z kolei on związany jest z Tadżykami, a to przecież Pasztunowie tradycyjnie rządzili Afganistanem. Niegdyś Karzaj, jeszcze przed wyborami w 2004 roku, roztaczał wizję Afganistanu, w którym prezydentem będzie reprezentant innej grupy etnicznej, Tadżyk, a nawet Hazara. W obecnej sytuacji nawet Abdullah nie przypomni Karzajowi tych słów.

Ogłoszenie oficjalnych wyników zaplanowano na 17 września, ale już mówi się o możliwym przesunięciu tego terminu. Potrzebny jest czas. Nie tylko po to, by przeliczyć głosy, uwzględnić zażalenia i skargi, lecz także spróbować wynegocjować porozumienie między Karzajem a Abdullahem. Zaangażowały się już w to Stany Zjednoczone. Zanim doszło do rozmów Karzaja z amerykańskim wysłannikiem Richardem Holbrookiem, ten spotkał się z Attą Nur Mohammmadem, gubernatorem prowincji Balch, który w dużym stopniu odpowiada za sukces wyborczy Abdullaha w tej części kraju. Gdyby zatem udało się przekonać Nur Mohammada, by wpłynął na Abdullaha, żeby ten zrezygnował z drugiej tury lub zaakceptował podzielenie się władzą z Karzajem, czyli przyjął posadę premiera, o czym mówiło się już przed wyborami, mielibyśmy wówczas bodaj najlepsze rozwiązanie tych wyborów. Pojawia się jednak pytanie o to, czym można by skusić gubernatora Balchu, by zechciał realizować taki scenariusz. Niektórzy sugerują, że głową Dostuma, który znów musiałby udać się na banicję.

Koszty wyborów

Nieco przewrotnie mówi się, że gdyby Karzaj po wygranych wyborach chciał wywiązać się z wszelkich obietnic, jakie złożył w zamian za poparcie, należałoby utworzyć kilka nowych prowincji, aby gubernatorami w nich zostali ci, którzy przyczynili się do jego sukcesu. Niewątpliwie jednak możemy oczekiwać głębokich przemian, włącznie ze zmianą konstytucji i powstaniem nowego ośrodka władzy – w postaci urzędu premiera. Z drugiej strony, obecność w kraju Dostuma, który być może znajdzie posadę państwową, czy Fahima, Tadżyka zamieszanego w przemyt narkotyków, którego Karzaj zgłosił na urząd wiceprezydenta, dowodzi, że w rzeczywistości Afganistan pozostanie krajem układów, korupcji. Paradoksalnie władza Karzaja może przyczynić się do konsolidacji opozycji i silniejszego wpływu opinii publicznej. Na to jednak, biorąc pod uwagę podziały w społeczeństwie afgańskim, trzeba poczekać. Przeciwstawia się Karzaja Pasztuna Tadżykowi Abdullahowi, ponieważ zakłada się, że ich naturalnymi sojusznikami są grupy etniczne, które reprezentują. Oczywiście jest to słuszne, bo gdy brakuje ukształtowanych partii, to współplemieńcy stanowią naturalne zaplecze polityczne. Faktem jednak jest, że w Afganistanie nie da się wygrać, mając poparcie tylko własnej grupy etnicznej.

Pewną prawidłowością w tych wyborach było zaprezentowanie jako wiceprezydentów przedstawicieli innych niż kandydat na prezydenta grup etnicznych. Karzaj przedstawił Qasima Fahima, Tadżyka, i Karima Chalilaego, Hazarę. Abdullah – Hamajuna Wasefi, Pasztuna i Czeraka Alego, Hazarę. Warto więc mieć na uwadze również podziały w obrębie poszczególnych grup, na przykład wśród Hazarów. Nie wiadomo, czy Karim Chalili, niegdyś przywódca hazarskiej partii Hezb-e Wahdat (Narodowa Partia Jedności), obecnie popierający Karzaja, spodziewał się tak dużego poparcia okazanego Baszardostowi. Z tych afgańskich podziałów najbardziej wyraziste są te między Pasztunami a Tadżykami. W zasadzie można mówić o dwóch kulturach politycznych: pasztuńskiej i tadżyckiej. Zdecydowanie bardziej aktywni są obecnie Tadżykowie, którzy podejmują wiele inicjatyw, takich jak utworzenie Zjednoczonego Frontu Narodowego czy przeprowadzenie, tuż przed wyborami, na stronach internetowych sondaży, według których większą przewagę miał Abdullah.

Południowe prowincje (pasztuńskie), traktowane jako źródło poparcia Karzaja, wykazują znacznie mniejsze zaangażowanie polityczne i zrozumienie potrzeb dzisiejszego Afganistanu, czego dowodzi też liczba, udokumentowanych nieprawidłowości wyborczych, do których doszło właśnie na tych terenach. Tradycyjnie jednak to Pasztunowie rządzili Afganistanem, niemniej już od czasu inwazji radzieckiej inne grupy aktywnie uczestniczą w walce o władzę, zwłaszcza Tadżykowie, którym udało się po upadku rządu Nadżibullaha powołać własny gabinet. Przewagę Tadżyków z Frontu Północnego widać było w powołanym tymczasowym rządzie Karzaja po 2001 roku.

Frustracje i zniechęcenie

Czy po wyborach Afganistan będzie jeszcze bardziej podzielony? Jego mieszkańcy, którzy angażowali się w wyborach, a jednocześnie dokumentowali wszelkie nieprawidłowości, przesyłając do agencji prasowych zdjęcia, informacje na ten temat, mają świadomość uczestniczenia w swego rodzaju teatrze politycznym. Zdaniem niektórych, Karzaj miał wygrać i nic nie mogło tego zmienić. Świadczy to jednak o ogromnej frustracji, apatii i zniechęceniu, jakie panują w kraju. Sugerowane masowe protesty, na wzór tych z Iranu, nie wydają się jednak prawdopodobne. Choć oczywiście można je brać pod uwagę, podobnie jak dwa inne rozwiązania: porozumienie między Karzajem a Abdullahem i drugą turę wyborów. W przypadku drugiej tury, która mogłaby okazać się katastrofą, zarówno pod względem frekwencji, jak i bezpieczeństwa, możemy mieć do czynienia z rzeczywistym kryzysem politycznym, związanym przede wszystkim z wygaśnięciem kadencji Karzaja.

Wojna i pokój

Już od dawna mówi się głośno, że nie da się wygrać w Afganistanie, opierając się jedynie na siłach militarnych. Po części miarą zaangażowania jest liczba obecnych tam żołnierzy, ale także personelu cywilnego. Zmiana strategii amerykańskiej, zapowiedzianej przez Baracka Obamę, z pewnością przyczyni się do zwiększenia jego liczby. I to jest też przesłanie dla Polaków – by w większym stopniu prowadzono badania nad potrzebami miejscowej ludności. Trzeba jednak zakładać długoterminowy proces. Przeprowadzone wybory w Afganistanie miały coś z iluzji – niestety nie idzie za nimi rzeczywista i głęboka przemiana społeczeństwa.

Czy grozi nam powrót Szaha Szudży do Afganistanu? To pytanie można jednak nieco inaczej rozumieć. Biorąc pod uwagę ogromną liczbę uchodźców afgańskich, można zapytać, czy mogą oni wrócić do swojego kraju, do ojczyzny? Czy Afganistan może być ich domem? To pytanie w rzeczywistości skłania do przyjęcia nieco innej perspektywy. Dla przeciętnego Afgańczyka możliwość wyboru między Karzajem a Abdullaham nie powinna być sprawą najważniejszą.
 
Artykuł ukazał się w Polska Zbrojna . Przedruk za zgodą Redakcji
 
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.