Niedziela, dzień, w którym Izrael zniszczył mi dom i wystawił rachunek za zburzenie
- Dominika Blachnicka
Jedziemy do Beit Haniny, podmiejskiej dzielnicy Jerozolimy, żeby zobaczyć dom Sufiana Tahy. A raczej to, co zostało z domu Tahtów, który w poprzednią niedziele został zupełnie zburzony przez izraelskie buldożery. Parkujemy przed płotem, wchodzimy do środka ... i przed naszymi oczami staje wielka hałda gruzu i pociętego metalu.
Sufian, który pracuje jako tłumacz dla Washington Postu i Guardiana, zapala papierosa i opowiada w szczegółach jak w niedziele przyjechały wielkie buldożery. Na oczach całej jego rodziny, wszystkich sąsiadów i dzieci zburzyły im dom oraz stajnie jego trzech koni. Trwało to godzinę, może półtorej. Czy zdążyli zabrać wszystko? Nie, nie zdążyli. W środku zostały niektóre meble. Jeśli straciłeś oko nie martwisz się o okulary - wyjaśnia Sufian. I co powiedzieć człowiekowi, którzy właśnie stracił wszystko? I to nie z powodu klęski żywiołowej lecz oficjalnego nakazu zniszczenia wystawionego przez izraelski sąd.
Do naszych nóg łasi się kudłaty kot. Zabraliśmy ją do rodziców - wyjaśnia Sufian - ale wróciła tutaj. Tutaj jest jej dom. I tak mieszka samotnie w tych ruinach. Widząc skalę zniszczeń i wykorzenienia dziwimy się, że i kot nie dostał nakazu opuszczenia ziemi.
Rodzina Sufiana nie jest pierwszą palestyńską rodziną, która straciła dom w wyniku wyburzenia. Oficjalna polityka miejska we Wschodniej Jerozolimie (oraz w obszarze C Zachodniego Brzegu kontrolowanym przez Izrael) ma na celu zapewnienie większości ludności żydowskiej nad ludnością "nieżydowską" do roku 2020. W tym celu prowadzone są różnego typu działania zmierzające do usunięcia jak największej ilości Palestyńczyków z obszarów Jerozolimy.
Jedną z tych polityk jest odmawianie Palestyńczykom prawa do budowania lub powiększania lub remontowania domów we Wschodniej Jerozolimie (to terytorium okupowane, zgodnie z prawem międzynarodowym nie należy do terytorium Izraela). Oznacza to, że Palestyńczycy mieszkający tam skazani są na "nielegalną" rozbudowę. Jak już wybudują, wręczane są im "nakazy wyburzenia". Zazwyczaj władze Izraela są tak "dobroduszne", że pozwalają samemu sobie zburzyć własny dom. Jeśli zaś tego nie zrobisz wcześniej czy później zawitają do domu buldożery, które zburzą dom, wystawią rachunek a następnie przekażą ziemię osadnikom (też nielegalne, bo nie można transferować własnej ludności na terytorium okupowane).
W przypadku Sufiana decyzja o wyburzeniu została podjęta jeszcze z innego powodu. Sufian kupił ziemię, na której wybudował dom legalnie od swojej sąsiadki wiele lat temu. Legalność tej transakcji potwierdził nawet izraelski notariusz i potwierdził też sąd. Ale po kilku latach okazało się, że ziemia Sufiana, na której wybudował dom wcale nie należy do Sufiana, bo jego sąsiadka miała dokumenty Zachodniego Brzegu a nie Wschodniej Jerozolimy, więc w zgodzie z prawem nazwanym tutaj "Absentee Law" była nieobecna i utraciła prawo do ziemi nawet jeśli zawsze była obecna. Zamieszkiwała budynek dalej, który był już w strefie należącej zdaniem władz Izraela do Zachodniego Brzegu (znów niezgodnie z prawem międzynarodowym, bo w zgodzie z nim całość tego terenu to terytoria palestyńskie). Sąsiadka jako "present absentee", czyli "obecna nieobecna" straciła prawo do swojej ziemi. Również Sufian nie ma prawa do tej ziemi, mimo, że kupił ją legalnie.
Po sześciu latach batalii sądowej Sufian Taha i jego rodzina stracili prawo do ziemi. Jego żydowski prawnik powiedział mu, że ta batalia była z góry przegrana. Podważenie prawa "Absentee Law", prawa o nieobecnych byłoby precedensem pozwalającym zatrzymać zawłaszczanie palestyńskiej ziemi i palestyńskich posiadłości przez Izrael - i tych z terenów zajętych w 1948 i tych zajętych w 1967. A to nie byłoby na rękę Izraelowi. Sąd postąpił więc politycznie, bo musiał. Była więc to tylko gra na czas. Gra, w której uczestniczą tysiące Palestyńczyków każdego dnia.
I każdego dnia próbują trwać, trwać i trwać w coraz bardziej okrojonych kawałach ich życia. Bo tylko to można robić legalnie pod okupacją.
Co teraz - pytamy Sufiana. Teraz to martwię się o moje konie. Moja rodzina jest bezpieczna, żyjemy, mamy dach na głowie. Życie toczy się dalej, bo musi.
Autorka tekstu jest wolontariuszką Ekumenicznego Programu Współtowarzyszenia w Palestynie i Izraelu (EAPPI).
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.