Piotr Wołejko: Niekompatybilność historii
- Piotr Wołejko
Historia to materia podatna na manipulacje, elastyczna niczym plastelina. Każdy, kto ma nad nią władzę, może ulepić cokolwiek zechce. Wierzę jednak, że ludzie wykorzystują rozum i samodzielnie lepią własną wizję historii, nie kupując w ciemno tego, co wciska im państwo.
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew podpisał dekret tworzący specjalną komisję historyczną ds. zwalczania kłamstw historycznych działających na szkodę Rosji. Na czele nowego, 28-osobowego ciała stanie szef administracji prezydenckiej Sergiej Naryszkin. Reakcje na powstanie speckomisji są skrajnie różne.
Szef Stowarzyszenia Memoriał Andriej Rogiński ostro skrytykował utworzenie przez Miedwiediewa komisji histycznej: "pod względem funkcji komisja ta przypomina dawną Komisję Ideologiczną Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (...) Z jednej strony, nie ma ona jakichś szczególnych uprawnień, jednak z drugiej - może stać się wyjątkowo wpływową strukturą."
Krystyna Kurczab-Redlich, wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji przyznała, że nie jest zaskoczona decyzją rosyjskiego prezydenta. Stwierdziła, że polska i rosyjska prawda o chociażby drugiej wojnie światowej są niekompatybilne - "to, co my nazywamy II wojną światową, Rosjanie określają jako Wielką Wojnę Ojczyźnianą, która dla nich rozpoczęła się 21 czerwca 1941 roku". Zdaniem Kurczab-Redlich Kreml nie uznaje "naszej wojny", która toczyła się od 1 września 1939 roku, zaś informacje o współudziale USA czy, drugim froncie w Normandii czy walkach w Afryce są w rosyjskich podręcznikach marginalizowane.
Niezależna rosyjska komentatorka Julia Łatynina porównuje działania prezydenta do powieści Orwella: "Cały pomysł został skopiowany z "Roku 1984" (George'a) Orwella i słynnego zdania o Rosji jako kraju o nieprzewidywalnej przeszłości - dodała Łatynina".
Zupełnie inny punkt widzenia prezentują komuniści i nacjonaliści, którzy z aplauzem przyjęli powstanie historycznej speckomisji. "Nie można dopuszczać do linczowania wybitnych postaci historycznych, w tym z czasów ZSRR" - głosi stanowisko Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej. Zachwytu nie kryje także populistyczny Władimir Żyrinowski: "Decyzja prezydenta jest słuszna. Historii trzeba poświęcać więcej uwagi". Andriej Sacharow z Rosyjskiej Akademii Nauk stwierdził wyłożył zaś kawę na ławę: "W ostatnich latach pojawiło się bardzo wiele różnego rodzaju koncepcji, faktycznie wyrządzających szkodę rosyjskiej historii, świadomości i państwowości". Jego zdaniem są one typowe dla "niektórych państw postsowieckich, republik nadbałtyckich, dla oficjalnego kierownictwa gruzińskiego, dla oficjeli ukraińskich, dla niektórych działaczy polskich".
Czy zaskakuje nas jednak próba kontrolowania historii przez państwo? Absolutnie nie. "Kto rządzi przeszłością, w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość". Cytat z "Roku 1984" Georga Orwella jest jak najbardziej aktualny. Nie tylko Rosja podejmuje się majstrowania przy historii i nie tylko ona protestuje, gdy państwa trzecie wyrażą swoje, odmienne zdanie w sprawie przeszłych wydarzeń.
Nie trzeba daleko szukać, aby znaleźć inne przykłady różnego podejścia do historii. Fakty niby te same, ale nie takie same - modyfikując nieco słynne powiedzenie M. Rakowskiego dotyczące partii komunistycznej w Polsce. W Niemczech istnieje spora grupa ludzi, którzy pod płaszczykiem tzw. wypędzenia promują alternatywną wersję przebiegu drugiej wojny światowej. Według niektórych to Niemcy są poszkodowanymi, a inni, w tym Polacy, oprawcami. Kiedy tylko słyszymy takie słowa, krew się gotuje a na usta cisną się najmocniejsze słowa. Czy powinniśmy się więc dziwić, że rosyjskie władze trafia szlag, gdy Ukraina czy Łotwa "wyskakują" ze swoim obrazem minionych dziejów?
A Japonia i Chiny w okresie lat 30. i 40. ubiegłego stulecia? Demokratyczna Japonia od sześciu dekad nie może nazwać po imieniu wydarzeń z Nankingu z przełomu 1937 i 1938 roku. Dla Chińczyków, i dla większości świata, wydarzenia te to zwyczajna masakra ludności cywilnej, prawie zbrodnia przeciwko ludzkości. Japończycy tymczasem dostrzegli co najwyżej pewne godne pożałowania incydenty. Nie lepiej przedstawiają się inne kwestie, m.in. przymuszanie kobiet z Chin czy Korei do prostytuowania się w burdelach prowadzonych dla japońskich żołnierzy.
Czymże wreszcie jest masakra Ormian z lat 1915-16? Szacuje się, że około półtora miliona Ormian straciło życie w wyniku zaplanowanej przez władze tureckie eksterminacji. Turcja traktuje zaprzeczanie masakrze niczym niepodległość, głośno krytykując każdego, kto ośmieli się o niej wspomnieć. Kiedy amerykański Kongres zaczął rozważać przyjęcie rezolucji potępiającej ówczesne wydarzenia, administracja Busha zdecydowała się, pod presją turecką, na zablokowanie takiej możliwości. Obama również nie kwapi się do nazwania rzeczy po imieniu - kilka tygodni temu gościł w Ankarze i z uśmiechem na ustach zapewniał premiera Erdogana o kluczowej roli jego kraju w polityce Stanów Zjednoczonych.
Historia to materia podatna na manipulacje, elastyczna niczym plastelina. Każdy, kto ma nad nią władzę, może ulepić cokolwiek zechce. Niektórzy przywódcy, elity rządzące korzystają z tego przywileju, inni starają się trzymać z daleka od mieszania w historycznym kotle. Historia ex definitione nie może być kompatybilna, tzn. niemożliwa jest wspólna interpretacja historii przez więcej niż jedno państwo. Wbrew pozorom, choć bez wątpienia powszechna, historia jest zamknięta w granicach państwowych.
Spójrzmy choćby na Polskę. Niby przyjazne i bliskie stosunki z Litwą i Ukrainą, a problemów historycznych wynikających ze skrajnie różnych ocen wydarzeń przeszłych mamy całe mnóstwo. Z żadnym z sąsiadów nie bylibyśmy w stanie napisać wspólnego podręcznika do historii. Faktom nie da się co prawda zaprzeczyć, ale za każdym wydarzeniem stały różne motywacje polityczne, społeczne, a często także kulturowe i religijne. Nie można oceniać np. konkretnej bitwy bez szerszego spojrzenia na ówczesne realia, stosunki, układy itp.
Pomysł napisania wspólnego, europejskiego podręcznika do historii odszedł do lamusa tak szybko, jak się pojawił. Skoro dwa państwa nie mają praktycznie żadnych szans, aby ustalić wspólną wersję przeszłości, jak można wymagać tego od dwudziestu siedmiu państw? To absolutna aberracja.
Zamiast próbować uwspólniać to, czego nie da się uwspólnić, należy twardo przedstawiać własną wersję historii - oczywiście starając się unikać propagandy, a opierać się tak dalece, jak to możliwe, na faktach. Stąd można oczekiwać, żeby Rosjanie przestali zaprzeczać zbrodni katyńskiej, ale już nie należy się spodziewać, aby nagle zmienili swoje podejście i przyjęli wszystkie (czy nawet większość) argumentów ukraińskich, litewskich i innych. Większość państw, pod mniejszym bądź większym wpływem władz centralnych, ulepiła z historycznej plasteliny własną wizję przeszłości - i tego się trzymają.
Niekompatybilność historii jest jej cechą wrodzoną. Rzekłbym nawet, jest pięknem historii, gdyż praktycznie nigdy nie uświadczymy wspólnego, jednostronnego przekazu. To, w co uwierzymy, zależy od dostępnych materiałów, ilości publikacji i naszego własnego rozumu. Wierzę w to, że ludzie wykorzystują rozum i samodzielnie lepią własną wizję historii, nie kupując w ciemno tego, co wciska im państwo.
Artykuł ukazał się pierwotnie na blogu Piotra Wołejki. Przedruk za zgodą autora.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.