Anna Głąb: Klęska "na siłę"
Po niedzielnych wyborach parlamentarnych szeroko omawiano klęskę Jednej Rosji. Ale rzeczywistą klęską władzy nie było zdobycie „jedynie” 50 proc. głosów, a alergiczna i siłowa reakcja na wystąpienia przeciwników takiego rezultatu.
Po co Rosji parlament?
Przewodniczący Dumy Państwowej uznaje, że nie jest to miejsce do dyskusji. Dmitrij Miedwiediew cieszy się, że przyszły parlament będzie „wesoły”. Władza jest skupiona wokół Putina, jego współpracowników i partii, wybory i tak by tego nie zmieniły.
Rosyjskim wyborom, parlamentarnym szczególnie, od dawna brakuje emocji - zwycięzca jest znany. Jeśli się o coś walczy, to głównie o frekwencję. W dniu głosowania w lokalach wyborczych czekało mnóstwo atrakcji, byleby tylko przyciągnąć obywatela na wybory. Bez ogródek o takich „przedsięwzięciach” opowiadał nawet prezes Centralnej Komisji Wyborczej Władymir Czurow, chwaląc pomysłowość Rosjan.
Nie ma wypełnionych po brzegi sztabów wyborczych, w których zwycięzcy otwierają szampana i świętują, a przegrani wymykają się cicho, żeby zaszyć się chociażby na kilka godzin. Miedwiediew i Putin, podsumowując wstępne wyniki wyborów, występowali przed kamerami w bardzo kameralnym gronie. I taki widok najlepiej odzwierciedla, kto pracuje na sukces kampanii wyborczej - setki aktywistów i działaczy czy administracja.
Zachłanność gubi najszybciej
Co z tego, że Jedna Rosja ma „tylko” ponad połowę mandatów, skoro reszta stanowi opozycję systemową. Potrzebne władzy nowelizacje konstytucji zostały już wprowadzone, na razie nic więcej nie trzeba zmieniać, a kontrola procesu ustawodawczego mimo wszystko została utrzymana. Wyższe zwycięstwo miałoby znaczenie jedynie prestiżowe. Ale wyższy wynik byłby jeszcze bardziej dyskusyjny, niż obecny. System i tak wykorzystał wiele możliwości „podkręcenia” rezultatu na korzyść Jednej Rosji. I prawdopodobnie właśnie ten „umiar” pozwoli mu przetrwać.
Co innego obywatele. Ci zaczęli organizować protesty na większą skalę niż dotychczas. Władza dmucha na zimne i ściąga funkcjonariuszy milicji i służb specjalnych, dokonuje masowych aresztowań i stara się nie dopuścić do kolejnych akcji. Te w Moskwie, Petersburgu czy Kaliningradzie za granicą odbijają się szerokim echem. W Rosji media państwowe milczą, pokazują jedynie wiece poparcia dla Jednej Rosji.
Na sobotę, 10 grudnia zaplanowano wielki protest przeciwko fałszerstwom wyborczym, na który ludzie umawiają się na Facebooku czy bardziej popularnym w Rosji serwisie społecznościowym Vkontakte. Swój udział już zadeklarowało ok. 33 tys. osób. Władze Moskwy wydały zgodę na mityng, ale nie może brać w nim udziału więcej niż 300 uczestników. Organizatorów uprzedzono, że przekroczenie tej liczby będzie skutkować sankcjami. A Plac Rewolucji, na którym wszystko ma się odbyć, w środę został zamknięty na remont. Ponoć ma się zakończyć do soboty, ponoć…
Słabością opozycji jest to, ze protestują bardziej „przeciw” niż „za”. Nie chcą Rosji takiej, jaka jest obecnie, ale poza hasłami „wolności”, „przestrzegania praw człowieka” i „demokracji”, nie są w stanie zaproponować przeciętnemu Rosjaninowi nic więcej. A tego przeciętnego najbardziej interesują hasła socjalne – dobra praca, dobre wynagrodzenie a przede wszystkim – brak korupcji. I między innymi z tego powodu Władimir Putin jest pewny swego – 7 grudnia złożył dokumenty, potrzebne do rejestracji swojej kandydatury w wyborach prezydenckich.
Miedwiediew po zakończeniu wyborów ogłosił sukces demokracji. Ale właśnie wybory i wydarzenia tuż po nich pokazały jej porażkę. Wygrana Jednej Rosji miała zapewnić spokojną zamianę stanowisk w tandemie. Tymczasem konieczność konserwowania systemu (który do tej pory zdawał egzamin) prowadzi do utraty stabilności. W najbliższym czasie ważny będzie przebieg protestów – ich faktyczna skala, intensywność, charakter i stosunek władzy do nich – czy nadal jedyną reakcją będzie pacyfikacja czy też władza znajdzie na nie inny sposób (łącznie z jakimiś ustępstwami). Przykład wielu krajów pokazuje jednak, że konsekwentne stosowanie pierwszego wariantu, prędzej czy później prowadzi do porażki. Uciekanie się do rozwiązywania sytuacji „na siłę” kończy się na zamówienie rządzących klęską „na siłę”.