Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Anna Głąb, Paweł Świeżak: Ciemne chmury nad Unią? Relacja z konferencji

Anna Głąb, Paweł Świeżak: Ciemne chmury nad Unią? Relacja z konferencji


27 grudzień 2005
A A A

Unia Europejska 2006 - zażegnanie czy pogłebienie kryzysu? Konferencja zorganizowana przez Centrum Stosunków Międzynarodowych, Warszawa 20 grudnia 2005 r.

Czy Unię Europejską czeka w 2006 roku poważny kryzys? – takie pytanie stanowiło temat przewodni konferencji zorganizowanej przez Centrum Stosunków Międzynarodowych, która odbyła się w Warszawie 20 grudnia. Uczestnicy trzech paneli dyskusyjnych zmagali się z powyższą kwestią, prezentując – z racji pełnionych funkcji – nieco odmienne podejście do sprawy. W pierwszym z paneli poznaliśmy poglądy polskich polityków znających niejako „od środka” tematykę unijną: udział w dyskusji wzięli byli ministrowie spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld i Andrzej Olechowski, a także Jarosław Pietras i Stanisław Komorowski, posiadający bogate doświadczenie w negocjacjach z Brukselą. Drugą część poświęcono na omówienie rezultatów „pracy organicznej”, jaką wykonało w listopadzie i grudniu CSM w ramach projektu „Unia Europejska bliżej” (polegał on, generalnie rzecz biorąc, na akcji informacyjno-promocyjnej, lansującej ideę eurointegracji w trzynastu polskich miastach, byłych ośrodkach wojewódzkich). Wreszcie w ostatnim bloku głos zabrali goście z zagranicy: Francuz Jean Dominique Giuliani, prezydent Fundacji Schumana, niemiecka europarlamentarzystka Ruth Hieronymi, brytyjski polityk Dennis MacShane, a wspierali ich szefowa przedstawicielstwa KE w Polsce Róża Thun oraz przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych Paweł Zalewski.

Przyjęty układ konferencji był sam w sobie niezłym pomysłem – dawał bowiem możliwość spojrzenia na omawiany problem pod różnym kątem, przez co spotkanie było z pewnością ciekawsze. Troszkę szkoda, że nieco „po macoszemu” potraktowano drugą część, w której głos zabrali m.in. przedstawiciele społeczności lokalnych: mocny akcent można było w większym stopniu położyć właśnie na doświadczenia ludzi zwykle niedostrzeganych przez „wielkich” tego świata, na to, co UE dla nich praktycznie oznacza, z jakimi problemami muszą się na co dzień przy tej okazji zmagać (zresztą „oddalenie” unijnych instytucji od obywateli było w czasie konferencji wymieniane jako jeden z głównych powodów kryzysu Unii). Tym niemniej, jako całość konferencja z pewnością nie rozczarowała, wprost przeciwnie – była przedsięwzięciem według mnie udanym.

W 2005 roku w dwóch ważnych krajach UE odrzucono projekt traktatu ustanawiającego tzw. „konstytucję europejską”, długo także nie można było osiągnąć porozumienia w sprawach budżetowych na lata 2007-2013. Dodajmy do tego rachityczny wzrost gospodarczy, dwudziestomilionową rzeszę bezrobotnych, problemy z polityką imigracyjną. Czy w świetle tych faktów uprawnione jest mówienie o kryzysie, i czy rok 2006 przyniesie pogłębienie negatywnych tendencji?

Zadanie określenia, czy Unia w ogóle przechodzi kryzys, postawił przed uczestnikami pierwszego panelu („okrągłego stołu ministrów”) prowadzący dyskusję szef CSM, Eugeniusz Smolar. Dyskutanci byli na ogół zgodni, że obecne problemy UE można określić mianem kryzysu, aczkolwiek A. Rotfeld trzeźwo zauważył, iż „twórczy kryzys” jest dla Unii stanem wręcz charakterystycznym i na dobrą sprawę permanentnie występującym od samego początku jej istnienia. Rozwijając swoje przemyślenia, Rotfeld zwrócił uwagę, że Unia nie ma problemu ze sprawnością działania swoich wspólnotowych instytucji i w gruncie rzeczy funkcjonuje bardzo dobrze. Źródłem jej problemów są natomiast kwestie „mentalne”: rozwiązaniu dwóch wielkich dylematów z lat 90.-ych (czy się otwierać na nowe kraje czy nie oraz czy priorytetem winno być rozszerzenie czy pogłębienie integracji) nie towarzyszyła odpowiednio pogłębiona refleksja. W rezultacie działania elit „wyprzedziły” nastawienie opinii publicznej, zdezorientowanej i przestraszonej tempem zmian. Można więc powiedzieć, że w takich warunkach głosowanie nad Traktatem Konstytucyjnym anno domini 2005, którego fiasko stało się symbolicznie głównym przejawem przeżywanych przez Unię trudności, dotyczyło w zasadzie nie treści samego dokumentu, ale raczej było rozpoczęciem odrabiania „spóźnionej lekcji domowej” przez Europejczyków.

J. Pietras i S. Komorowski, choć zgodzili się z tezą, że Unia przeżywa trudne chwile, to jednak zaprezentowali optymistyczną wizję przyszłości. Pietras stwierdził, ze pomyślny finał negocjacji finansowych oznacza „uspokojenie burzy” i stworzenie warunków do spokojnej dyskusji nad niezbędnymi reformami. W swoim wystąpieniu przypomniał, że długoterminowe cele strategiczne realizowane przez UE, co do których obecnie najwyraźniej nie ma pełnej zgody, częstokroć nie są nawet spisane, a raczej wypływają z praktyki codziennych konkretnych działań. Dlatego też do wszelkich zmian kursu czy choćby do prowadzenia samej dyskusji zmierzającej do „ulepszenia” UE, niezbędne jest osiągnięcie zgody w kwestiach „technicznych”. Zawarcie porozumienia budżetowego, w którym przedmiotem sporu były przysłowiowe „tysięczne części procenta”, uznał on zatem za duży sukces, ponieważ przynosi ono zarówno czysto techniczne uregulowania, jak i daje czas na refleksję.  Także i Komorowski podkreślając, że na ostatnim szczycie osiągnięto w sprawach finansowych „optymalny kompromis” stwierdził, że UE wychodzi z impasu, wyliczył jednak równocześnie cały pakiet wyzwań, z jakim jego zdaniem Unia musi się w najbliższym czasie uporać (m.in. poprawa konkurencyjności gospodarczej, wzmocnienie pozycji na arenie międzynarodowej, stworzenie nowych ram traktatowych, położenie nacisku na kwestie tożsamościowo-kulturowe).

Intrygującą diagnozę kondycji UE postawił A. Olechowski. W przeciwieństwie do pozostałych uczestników debaty zakwestionował zasadność użycia słowa „kryzys” (nie możemy o nim mówić, ponieważ idea samej Unii oraz integracji europejskiej jako taka nie jest na poważną skalę kwestionowana i zagrożona). Ale paradoksalnie, nie oznacza to, że Olechowski przedstawił optymistyczną wizję przyszłości – w zasadzie jego wypowiedź była wręcz najbardziej spośród wszystkich krytyczna. Dwie główne przyczyny „trudnych chwil” jakie przeżywa Stary Kontynent mają zdaniem byłego ministra spraw zagranicznych fundamentalny charakter. Po pierwsze, UE jest obecnie w samych państwach należących do organizacji tematem „niemodnym”. Winę za to ponoszą częściowo „narodowi” politycy z państw unijnych, przedstawiający z reguły UE jako „problem, z którym trzeba się zmierzyć” i używający Unii jako „piorunochronu”, czyli kozła ofiarnego, na którego można zrzucić wszelkie krajowe kłopoty i wytłumaczyć niepowodzenia. Przywódcy państw członkowskich jeżdżą do Brukseli „do nich”, załatwić coś „dla nas”, a ich sugerowanym lub deklarowanym wprost celem jest walka z ponadnarodową brukselską biurokracją. W ten sposób łatwiej im jest się wstrzelić w modne, nierzadko populistyczne nastroje. Zresztą, przy tak kreowanym nastawieniu, społeczeństwa europejskie istotnie odwracają się od UE, nie widząc korzyści, jakie daje przynależność do organizacji, nie identyfikują się też z Unią, jest ona „ciałem obcym”. Drugi zarzut Olechowskiego łączy się z pierwszym: problemem jest bowiem jego zdaniem „słabość kadr”, to znaczy słaba jakość europejskich liderów, brak wśród nich postaci charyzmatycznych, wizjonerów zdolnych tchnąć nowego ducha w europejskie struktury i przekonać społeczeństwa do idei silnej Unii. Sytuacja w tym obszarze wygląda, w opinii Olechowskiego, nadzwyczaj marnie, a rokowania nie są nadzwyczaj optymistyczne.

Ciekawe pytania padły następnie z sali. Czy promowanie przez Polskę, zwłaszcza ostatnio, roli jaką w Unii odgrywa solidarność państw członkowskich, nie jest dwulicowe w obliczu przejawianych od czasu do czasu „mocarstwowych ambicji” (przykładem rzekome „specjalne stosunki” łączące Polskę i USA), rychłej konieczności podzielenia się środkami pomocowymi z państwami od nas biedniejszymi (Rumunia, Bułgaria), blokowania niektórych wspólnych, teoretycznie „solidarnych” inicjatyw (np. w sprawie harmonizacji podatków)? Czy nie jest tak, że europejskiej solidarności Polska broni tylko wtedy, kiedy jest ona korzystna dla polskich interesów, w myśl „prawa Kalego”, a przez to argument „solidarnościowy” traci oczywiście swoją wiarygodność? Żal, że do tej kwestii paneliści szerzej się nie odnieśli.

Unia Europejska blizej?

Kolejna część konferencji poświęcona była prezentacji projektu „Unia europejska – bliżej”, realizowanego przez Centrum Stosunków Międzynarodowych w listopadzie i grudniu 2005 roku. Jego celem było przybliżenie tematyki Unii Europejskiej mieszkańcom tych polskich miast, których głos jest często słabiej słyszalny w ogólnokrajowej dyskusji. Seminaria odbywały się więc w Słupsku, Koszalinie, Bydgoszczy, Lesznie, Legnicy, Kaliszu, Zamościu, Tarnobrzegu, Przemyślu, Siedlcach, Łomży i Ostrołęce. Paneliści zgodnie podkreślili brak pełnej informacji dotyczącej integracji europejskiej oraz wyrazili swoje poparcie właśnie dla tego rodzaju inicjatyw. Zainteresować Unią należy bowiem nie kręgi władzy, ale przede wszystkim zwykłych obywateli.

Bartłomiej Nowak, pracujący na co dzień w Parlamencie Europejskim, podkreślił brak powiązań między Unią jako strukturą a ludźmi. Podział kompetencji między instytucje europejskie i krajowe powoduje, że politycy usprawiedliwiają własne niepowodzenia działaniem Unii. To z kolei prowadzi do braku zaufania społeczeństwa do elit politycznych i elit do społeczeństwa. Obecnie zauważalny jest brak zainteresowania tematyką integracji. Młode pokolenie nie zaczęło formułować celów Wspólnoty od nowa. A jest to potrzebne by można było zburzyć mity i nie poddawać się schematom.

Przemysław Jaroń, reprezentujący Polską Fundację im. Roberta Schumana, również zauważył problem komunikacji. Trudności sprawiają:
1. Kryzys tożsamości europejskiej na całym kontynencie (potwierdzeniem tego jest odrzucenie konstytucji przez społeczeństwa Francji i Holandii).
2. Bierność społeczna: pomimo tego, że w Polsce działa 52 tysiące organizacji pozarządowych, w których znajduje się 9 milionów osób, to jednak statystyki wyborcze i frekwencja wskazują na istnienie problemu aktywizacji społeczeństwa.
3. Zmęczenie tematem europejskim.
4. Posługiwanie się „euroslangiem”. Ludzie oczekują konkretnych informacji, szczegółowego przekazu, budowania poczucia europejskości.
5. Rozczarowanie polityką i politykami, brak optymizmu.
6. Problemy wewnętrzne, m.in. bezrobocie.

Aby rozwiązać te problemy potrzebna jest współpraca między sektorami administracji publicznej, organizacjami pozarządowymi (także lokalnymi) i administracją europejską. Istotny jest udział mediów lokalnych, które mają silną pozycję w poszczególnych regionach. Należy korzystać z przeszłych doświadczeń własnych i obcych. Poprzez Internet można dotrzeć do ludzi młodych, a wprowadzenie do szkół ścieżki europejskiej może pozytywnie wpłynąć na budowanie europejskiej tożsamości i świadomości.

Zdaniem Nalan Sarkady, pochodzącej z Turcji a mieszkającej od dawna w Przemyślu, należy przybliżać Unię nie tylko jako całość, ale też poszczególne kraje. Poza tym, konferencje „unijne” są często organizowane dla wąskiego grona zainteresowanych i najczęściej brakuje o nich szerszej informacji (Również o inicjatywie CSM pani Sarkady dowiedziała się przypadkowo). Należałoby też więcej mówić o konkretach, o tym, w jaki sposób regiony np. takie jak Przemyśl mogą skorzystać na integracji europejskiej.

Fakt, że wiedza o Unii Europejskiej jest powierzchowna i nieusystematyzowana, potwierdził Zdzisław Załuska, wiceprezes Towarzystwa Przyjaciół Ostrołęki. UE jest traktowana nieufnie, brakuje odpowiednich kanałów i sposobów przekazywania wiadomości o niej. Istnieje potrzeba zaangażowania środowisk intelektualnych, a nie działających w strukturach partyjnych.

Jednak żaden „medialny przekaz” nie zastąpi bezpośredniego kontaktu osób kompetentnych z osobami zainteresowanymi, lub tymi, których należy zainteresować. Po raz kolejny okazało się, że Wspólnota jest postrzegana przez pryzmat dopłat dla rolników, funduszy pomocowych, biurokracji europejskiej (np. ustalania nie zawsze zrozumiałych norm). Z drugiej strony, należy mówić o tym, że otrzymanie środków jest możliwe. Obawy wobec integracji dotyczą głównie utraty suwerenności, zatracenia tożsamości i ekonomicznego wykorzystania Polski czy dominacji interesów narodowych. Konieczna jest zintensyfikowana i nagłośniona dyskusja: po co nam Unia?, jak powinna działać?, jakie cele osiągać?, jakiej Europy chcemy? Póki co słyszalne są jedynie pojedyncze hasła. Dzięki szerokiemu uczestnictwu w takiej dyskusji będzie można doprowadzić do sytuacji, w której będziemy dumni z bycia obywatelami Wspólnoty, którą możemy razem kształtować.

Debata europejska

Bezsprzecznie najbardziej „energetyczną” częścią debaty zorganizowanej przez CSM był ostatni z paneli, na temat roli europejskiej debaty publicznej. Można też powiedzieć, ze goście z zagranicy, którzy wzięli w niej udział, zaprezentowali wobec spraw unijnych podejście, które w pewnym stopniu potwierdza narodowe stereotypy. I tak Brytyjczyk bronił znaczenia roli dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, krytykował europejską konstytucję, ogólnie z nieufnością odniósł się do unijnych instytucji, a za pierwszoplanowy problem uznał kwestie gospodarcze (przede wszystkim zwalczanie bezrobocia). Z kolei tandem francusko-niemiecki bronił idei ściślejszej integracji: „jeśli chcesz tylko „narodów działających razem”, to nie potrzebujesz do tego Unii”, argumentowała Niemka. UE to bowiem coś więcej, projekt o szerszych założeniach, a przy tym unikalny w skali świata „eksperyment”, w którym suwerenne państwa dobrowolnie zrzekają się znacznej części swoich uprawnień. Zdaniem R. Hieronymi w przeszłość odeszła „Europa Metternicha”, a przyszłością jest w dalszym ciągu powstająca metodą drobnych kroków „Europa Monneta”. W tej optyce kluczową sprawa jest lepsza polityka informacyjna Unii, podkreślanie korzyści płynących z integracji oraz wyjaśnianie „przeciętnym zjadaczom chleba” sensu i zarazem sensowności zawiłych unijnych procedur.

Z powyższym stanowiskiem, a przede wszystkim z koniecznością szerokiej debaty w sprawach Unii zgodził również Francuz J. Giuliani. Także i jego zdaniem najważniejszym zadaniem w nadchodzącym czasie będzie dla Unii odzyskanie zaufania ludzi, gdyż to właśnie utrata kontaktu ze społeczeństwem stała się przyczyną ostatnich unijnych porażek (referenda we Francji i Holandii). W podobnym duchu wypowiedziała się też R. Thun, natomiast większy „eurosceptycyzm” zaprezentował w moim odczuciu P. Zalewski.

***

Całą konferencję „Unia Europejska 2006 – zażegnanie czy pogłębienie kryzysu?” dobrze spointował D. MacShane: o Europie należało by czasem mniej mówić, a więcej robić. Chociaż mam uzasadnione przeczucie, że poszczególni uczestnicy paneli, jak i pewnie również przysłuchująca się dyskutantom publiczność, zgadzając się w ogólności z tą opinią, mogli zrozumieć ów zwięzły przepis „po swojemu” i nieco odmiennie go na swój użytek zinterpretować.