Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Dariusz Kałan: Kontynuacja czy restauracja?


05 marzec 2010
A A A

Czy Ukraina potrzebuje prezydenta wizjonera? Wydarzenia minionego pięciolecia pokazały, że ogromne aspiracje niewspółmierne do zakresu kompetencji działają na państwo destrukcyjnie. Brak wizji i wielkich politycznych ambicji może być cnotą Wiktora Janukowycza.

Image
fot. yanukovych.ua
Po zwycięstwie w wyborach prezydenckich Wiktor Janukowycz robi wiele, aby świat zobaczył w nim odpowiedzialnego i kompetentnego męża stanu. Na tle histerycznej Julii Tymoszenko i kasandrycznego Wiktora Juszczenki prezentuje się wiarygodnie, kiedy z powagą i spokojem ogłasza koniec pięcioletniego politycznego pata. Ustami swojej zaufanej współpracowniczki, Anny Herman, deklaruje, że nie ma żalu do Polski za zaangażowanie podczas pomarańczowej rewolucji i obiecuje podtrzymanie przyjacielskich stosunków. Zaznacza, że od zawsze był zwolennikiem zbliżenia z Unią Europejską. Normalizacja relacji z Rosja – przypomina – leży w narodowym interesie Ukrainy. Jedni komentatorzy nie dowierzają i zalecają ostrożność, drudzy rozczulają się nad niesprawiedliwością dziejów, jeszcze inni oddychają z ulgą po odejściu coraz bardziej nieprzewidywalnego Juszczenki. Ferment panujący na łamach prasy polskiej i zagranicznej można sprowadzić do zarysowania dwu koncepcji przyszłych losów Ukrainy pod rządami nowej głowy państwa.

W którą stronę?

Zwolennicy pierwszej upatrują w Janukowyczu kontynuatora polityki pomarańczowych, bardziej zresztą w powodu trwałego zakorzenienia ich dorobku niż jego osobistych sympatii. Prezydent będzie musiał nauczyć się funkcjonować w świecie wolnych mediów, hiperaktywnego parlamentu i ograniczonych kompetencji własnych, co, zdaniem entuzjastów tej teorii, uniemożliwi powrót do smutnych czasów kuczmizmu. Choć zbliżenie z Zachodem w ciągu ostatnich pięciu lat okazało się mniej owocne niż się powszechnie spodziewano, to prezydent nie będzie mógł bagatelizować coraz silniejszych europejskich aspiracji Ukraińców. Nie będzie mógł również lekceważyć nacisków oligarchów, dla których pogrążona w paraliżu gospodarczym Ukraina staje się coraz bardziej duszna, a ambicje ekonomiczne domagają się realizacji na nowym, nie odkrytym w pełni polu działania. Stąd też przekonanie, że kurs prounijny, bez względu na wątpliwości prezydenta i jego otoczenia, zostanie utrzymany.

Zgodnie z drugą popularną teorią Janukowycz, jako nominat Kuczmy sprzed pięciu lat, uzna za koniecznie przywrócenie status quo ante: porządku zakłóconego brutalnie przez awangardzistów z Majdanu i ich nieudolne rządy. W nurt „powrotu do przeszłości” wpisuje się więc możliwe wskazanie demokracji jako kozła ofiarnego obecnego stanu rzeczy oraz zapowiadane umocnienie władzy centralnej i zbliżenie z Rosją, choćby przez zmianę statusu języka rosyjskiego. Z pewnością niektóre działania poprzedniego reżimu zostaną potępione jako błędy i wypaczenia (zabójstwo Gongadzego), ale główna zasada polegająca na koncentracji władzy w jednym ośrodku przy jednoczesnym umacnianiu fasady demokratycznej zostanie utrzymana. A Janukowycz podobnie jak jego mentor będzie balansował między różnymi rywalizującymi ze sobą grupami wpływu. Niepokojąco, według zwolenników tej koncepcji, brzmią także zapowiedzi prezydenta o przywróceniu w polityce zagranicznej doktryny neutralności, co odczytywane jest jako pierwszy krok ku osławionej dwubiegunowości z czasów Kuczmy. 

Obie teorie, posiadające szereg przeróżnych niuansów i w niektórych kwestiach nakładające się na siebie nawzajem, w istocie sprowadzić można do dwu zgrabnych epitetów: prezydentura kontynuacji versus prezydentura restauracji.

Za bardziej niebezpieczną należy uznać drugą możliwość. Jednakże kiedy przyjdzie rozważyć dokładnie tę pierwszą, zapytać trzeba: kontynuacji właściwie czego? Ostatnie pięciolecie to triumf polityki deklaratywnej. Wspomniane na początku osiągnięcia rewolucji są niekwestionowane, ale były one rezultatem wspólnego – elit i społeczeństwa – wysiłku w warunkach ekstraordynaryjnych. Kiedy wyeliminowano z życia publicznego (przynajmniej na chwilę) większość głównych urzędników ancien regime’u i zburzono rewolucyjne barykady, pomarańczowi mieli trudności z odnalezieniem się w sytuacji politycznej stabilizacji, w której dodatkowo to oni rozdawali wszystkie karty. Kto wie, może krew rewolucjonisty nie znosi próżni i wrze nawet wtedy, gdy nie wymagają tego okoliczności. W ostatnim pięcioleciu kontynuowano wyniszczającą batalię, tym razem we własnym obozie, z niedawnymi sojusznikami. Różnica jednakże między okresem władzy a okresem aspiracji do władzy (prawdziwej rewolucji) polegała na tym, że w tym pierwszym trzeba było, niejako przy okazji, uprawiać realną politykę. Zaangażowanie wszystkich sił w rozprawę z oponentem sprawiło, że była to polityka werbalna.

I tak: mówiono o integracji z Unią Europejską, o przecięciu bliskich związków władzy i biznesu, o rezygnacji ze szkodliwej noweli konstytucyjnej, o reformie administracyjnej, o poprawie klimatu inwestycyjnego, o walce z korupcją, o przystosowaniu prawa ukraińskiego do unijnego, o poprawie stosunków z Rosją, wreszcie o walce z kryzysem finansowym i gospodarczym. Język, a nie instytucje państwowe, stał się podstawowym instrumentem wpływania na rzeczywistość, a znaczy to tyle, że rzeczywistość pozostała niewrażliwa na jego siłę. Na koniec kampanii wyborczej doszło do tego, że premier Tymoszenko prosiła o wybaczenie za zło, które uczyniła władza pomarańczowych i poleciła swoim zwolennikom modlitwę za siebie. Czy nie byłoby rozsądniej życzyć Janukowyczowi, aby nie kontynuował werbalnej polityki poprzedników, ale zerwał z nią szybko i efektownie?

Neutralność czy wielowektorowość  

Ale powrót do przeszłości jest już niemożliwy. Janukowycz, inaczej niż jego mentor Kuczma, będzie działał w trudniejszych warunkach. Owoce pomarańczowej rewolucji, takie jak stała obecność silnej opozycji, rozwinięte społeczeństwo obywatelskie i wolne media, na trwałe wpisały się w krajobraz ukraińskiej sceny politycznej. Ponadto, dosadnymi komentarzami o zbliżeniu Ukrainy z NATO nowy prezydent zamknął sobie jedną z furtek w polityce zagranicznej. Takiego błędu nie popełnił Kuczma, który prowadził umiejętną politykę dryfowania między trzema wyspami: Unią, Rosją i właśnie NATO. Janukowyczowi pozostały tylko dwa kierunki. Wydaje się, że zainteresowane strony, czyli Bruksela i Moskwa, przyjęły pozycję wyczekującą. Pierwszy krok Janukowycza może zdeterminować politykę zewnętrzną Ukrainy na kolejne lata. Takim krokiem może być przystąpienie do unii celnej z Rosją lub uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Południowej (o czym wspominali podczas kampanii deputowani Partii Regionów), co oznaczałoby koniec poważnych rozmów z Unią. Ale takim krokiem może być również domknięcie negocjacji ws. umowy stowarzyszeniowej i przyjęcie zaproszenia do Wspólnoty Energetycznej, a więc narażenie się na gniew Kremla.

Podczas kampanii Janukowycz zapowiadał powrót do neutralnego statusu Ukrainy, czyli przywrócenie tzw. „doktryny Pawłyczki” w polityce zagranicznej. Kto wie, być może należy potraktować to jako niewinne faux pas człowieka, który publicznie przyznał się do tego, że nie odróżnia Kosowa od Czarnogóry. Ukraina nie jest Szwajcarią albo Laosem i – w perspektywie długookresowej – nie może być poza wszystkimi blokami, co zresztą pokazał początek lat 90., kiedy próbowano wprowadzić tę doktrynę w życie. Jej położenie ekonomiczne (brak samodzielności gospodarczej) oraz geopolityczne (przesył surowców) nie tylko wykluczają neutralność, ale także mogą służyć za argument na rzecz rewitalizacji kursu wielowektorowego. Jeśli tak, to kolejne pięć lat będzie stanem zawieszenia, w którym nie rozstrzygnie się o przynależności cywilizacyjnej i gospodarczej Ukrainy.     

Jakkolwiekby Janukowycz nie wybrał, jedno można uznać za pewne – w polityce zagranicznej Kijowa głównymi (a może jedynymi) liczącymi się aktorami będą właśnie Unia i Rosja. Nowy prezydent nie będzie angażował się jak poprzednik w rozwiązywanie problemów Naddniestrza, a relacje z nowym rządem mołdawskim oparte będą na czystym pragmatyzmie. Nie sposób również wyobrazić sobie Janukowycza stojącego u boku Micheila Saakaszwiliego na alei Rustawelego w Tbilisi. Minister spraw zagranicznych w jego gabinecie cieni, Łeonid Kożar, wspomniał nawet o wprowadzeniu wiz dla obywateli gruzińskich. Trudno liczyć także na jakieś sentymenty czy zobowiązania wobec Warszawy, a podnoszące się gdzieniegdzie odgłosy ulgi po odejściu „tego nacjonalisty” Juszczenki mogą wkrótce zmienić się w okrzyki oburzenia, gdy Janukowycz w ramach przeciwwagi zacznie forsować sowiecką wizję historii, z afirmacją Paktu Ribbentrop-Mołotow na czele. Tak więc, w pewnym sensie Kreml może odnotować pierwsze zwycięstwo – Ukraina Janukowycza znacznie ograniczy swoją samodzielność w polityce regionalnej.

{mospagebreak} 

Prezydent nie musi być wizjonerem 

Czy jego prezydentura stanowi szansę czy zagrożenie? Dzisiejsza wstrzemięźliwość opinii publicznej wobec Janukowycza spowodowana jest głównie tym, że jego osoba nie tchnie świeżością. Jako dwukrotny szef rządu i długoletni lider opozycji nie jest z pewnością Barackiem Obamą, któremu, jako politykowi względnie anonimowemu i nie wypalonemu przez sprawowanie władzy, bardzo długo towarzyszyło życzliwe zainteresowanie. Janukowycz nie może na to liczyć, gdyż, zdaniem swoich oponentów, jest przewidywalny aż do bólu. Kiedy pięć lat temu „trzecią” turę wyborów prezydenckich wygrywał Wiktor Juszczenko, panowało powszechne przekonanie, że Ukraina wybrała drogę „nowego otwarcia”. Oczekiwano, że po zmianie konstytucji osłabną tendencje autorytarne, bliskie związki władzy i biznesu zostaną poddane daleko idącej redefinicji, a chwiejna i koniunkturalna polityka zagraniczna ustąpi miejsca zdecydowanemu kursowi prozachodniemu. Pomarańczowa rewolucja utwierdziła nas w przekonaniu, że świat można zacząć na nowo. Dzisiaj nikt nie stawia takich postulatów. Nie tylko dlatego, że ostatnie pięć lat udowodniło jak zawodne może się okazać formułowanie podobnych życzeń. Przede wszystkim dotychczasowa działalność publiczna nowego prezydenta pokazała, że nie stoi za nim ani chęć radykalnej zmiany ani wielka wizja

Czy jednak dzisiaj Ukraina potrzebuje prezydenta wizjonera? Zważywszy na to, jak niewielkie uprawnienia posiada głowa państwa w systemie politycznym – niekoniecznie. Wydarzenia minionego pięciolecia pokazały, że ogromne aspiracje niewspółmierne do zakresu kompetencji działają na państwo destrukcyjnie. Doprawdy, trudno wyobrazić sobie, jak na tym stanowisku poradziłby sobie polityk o tak rozbudowanym ego jak Julia Tymoszenko. Brak wizji i wielkich politycznych ambicji może być cnotą Janukowycza. Ośrodkiem władzy realnej jest dzisiaj parlament i rząd. W kraju przeoranym przez gospodarczy kataklizm i polityczne spory obowiązkiem odpowiedzialnego prezydenta jest namaszczenie odpowiedniego kandydata na premiera i umożliwienie mu – poprzez stworzenie silnej koalicji w Werchnowej Radzie – skutecznego działania. Janukowycz potrzebuje kogoś, kto gwarantowałby przeprowadzenie radykalnych i bolesnych reform ekonomicznych (decentralizacja struktury administracyjnej, reforma emerytalna i podwyższenie taryf energetycznych dla ludności), ale jednocześnie nie należałby do jego najbliższego otoczenia, tak aby odium niezadowolenia społecznego nie dotknęło Pałacu Prezydenckiego i Partii Regionów. Kandydatów jest dwóch, w zależności od tego, czy Janukowycz zdecyduje się rozpisać nowe wybory. Jeśli tak, to premierem będzie czarny koń wyścigu prezydenckiego, Sierhij Tihipko, były szef Banku Narodowego i dawny współpracownik prezydenta. Jeśli nie, tekę szefa rządu może ponownie objąć inny ekonomista, Jurij Jechanurow, co oznaczałoby zawiązanie nieformalnej koalicji z częścią Naszej Ukrainy-Ludowej Samoobrony.

To reakcja Janukowycza na kryzys gospodarczy pokaże, czy rzeczywiście nadaje się na stanowisko głowy państwa. Utworzenie rządu na czele z partyjnym zausznikiem (np. Mykołą Azarowem) będzie oznaczało wybór mało ambitnego planu minimum, czyli bezpieczne dotrwanie do wyborów parlamentarnych w 2011 roku. Jednak tym razem Międzynarodowy Fundusz Walutowy, organizacja de facto utrzymująca państwo przy życiu, może mieć mniej cierpliwości niż przy poprzednim „pro-wyborczym” gabinecie Tymoszenko i alternatywa: albo reformy albo koniec współpracy zostanie jasno i precyzyjnie zarysowana władzom w Kijowie. Stymulujące powinno być także coraz większe zniecierpliwienie wschodnich oligarchów, czyli biznesowego zaplecza Janukowycza, które jest jedną z ofiar gospodarczej zapaści.

Lekcja z niedawnej historii 

Rodzima i zagraniczna prasa niemal codziennie formułuje nowe koncepcje, fachowe analizy i kontranalizy oraz emocjonalne komentarze, w których przewiduje przyszłość Ukrainy po wyborach prezydenckich. Należy docenić wysiłki znawców i owoce ich pracy, jednak przy ostatecznej ocenie warto pamiętać, że jesteśmy na Ukrainie, a tu przecież nic nie jest takie, jak się wydaje. Minione lata pokazały, że ukraińscy prezydenci mają niespotykaną skłonność do autotransformacji. Kuczma, który zaczynał jako prorosyjski aparatczyk, przeszedł drogę twórcy doktryny niezależnej polityki zagranicznej i obrońcy przed powrotem twardogłowych komunistów, aby skończyć jako osamotniony autokrata. Jeszcze bardziej spektakularna jest przemiana Juszczenki, dawnego reformatora i „pomarańczowego” mesjasza, który odchodzi z łatką zblazowanego nacjonalisty. Dziś trudno przewidzieć, jakie będą etapy i finał prezydentury Janukowycza, który rozpoczyna swoją działalność jako były kryminalista i arcyłotr pomarańczowej rewolucji.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.