Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Dariusz Materniak: Moda na bojkot, czyli dlaczego nie byłem na paradzie Schumana

Dariusz Materniak: Moda na bojkot, czyli dlaczego nie byłem na paradzie Schumana


12 maj 2012
A A A

9 maja to już tradycyjnie święto Europy. Data została wybrana nieprzypadkowo, gdyż symbolicznie nawiązuje do faktu, który można uznać za przełomowy dla procesu jednoczenia Europy po II wojnie światowej. Tego dnia, 9 maja 1950 roku, ówczesny minister spraw zagranicznych Francji, Robert Schuman przedstawił dokument, znany później jako deklaracja Schumana. Jego podstawowym założeniem było budowanie powiązań gospodarczych pomiędzy krajami kontynentu europejskiego, aby nie doszło do kolejnej wojny. „Europa nie powstanie od razu ani w całości: będzie powstawała przez konkretne realizacje, tworząc najpierw rzeczywistą solidarność” – czytamy w deklaracji.

Od tamtego dnia minęło ponad 60 lat. Wspólnoty Europejskie z czasem przekształciły się w Unię Europejską, która rozszerzając się stopniowo „urosła” z sześciu do dwudziestu siedmiu krajów; wkrótce do tego grona dołączy Chorwacja, a o swoich aspiracjach mówią otwarcie kolejne kraje. Jeśli jednak zastanowić się co pozostało z idei ojców-założycieli Zjednoczonej Europy – bilansu tego nie można uznać za zadowalający. Bowiem Zjednoczona Europa znajduje się dziś w stanie bardzo poważne kryzysu – i to nie tylko kryzysu gospodarczego, ale także, a może przede wszystkim kryzysu wartości oraz jej własnej tożsamości, który trzeba uznać za największe zagrożenie dla jej dalszego istnienia.

Unia Europejska pozostaje synonimem dobrobytu i szybkiego rozwoju gospodarczego, chociaż w związku z aktualnym kryzysem nie jest to już tak oczywiste jak jeszcze kilka lat temu. Dotyczy to w szczególności krajów tzw. „starej Unii”, czyli krajów Europy Zachodniej. Kraje Europy Środkowej radzą sobie z kryzysem o wiele lepiej. Z czego to wynika?

Paradoksalnie, być może z nadmiaru dobrobytu i braku odporności społeczeństw krajów zachodnich na jakiekolwiek trudności, w tym zwłaszcza gospodarcze. Modelowym wręcz przykładem wydaje się tu być Grecja – nadmierny rozrost wydatków na cele socjalne i przyzwyczajenie do wysokiego poziomu życia przy minimalnym nakładzie pracy spowodował, że społeczeństwo w obliczu kryzysu i problemów gospodarczych (będących konsekwencją nieodpowiedzialności zarówno polityków jak i samych obywateli – w końcu ktoś wybierał tychże polityków w demokratycznych wyborach) zareagowało masowymi protestami przeciwko oszczędnościom, dla których jedyną alternatywą jest bankructwo państwa. Innymi słowy: przyzwyczajeni do życia w dobrobycie ludzie gotowi są na finansowe samobójstwo ich własnego kraju, byleby tylko ich standard życia pozostał na dotychczasowym poziomie. Zanik instynktu samozachowawczego? Być może. Podobne procesy, choć mniej intensywne można obserwować także w innych krajach Europy Zachodniej. Społeczeństwo, które osiągnęło już niemal wszystko, nie czuje także potrzeby pracy na rzecz rozwoju, a to musi wcześniej czy później spowodować jego zastój i upadek (warto to przeanalizować choćby na przykładzie Cesarstwa Rzymskiego). To wyjaśnia dlaczego kraje Europy Środkowej, czy gospodarki krajów Dalekiego Wschodu rozwijają się o wiele bardziej dynamicznie niż część „starych” krajów UE. I jeśli nie zmieni się podejście mieszkańców Europy Zachodniej do tej kwestii, Unia niedługo znajdzie się daleko w tyle za Chinami, Indiami i innymi krajami, które już dziś rozwijają się o wiele bardziej dynamicznie.

Druga sprawa to wartości, jakie leżały u podstaw powstania Wspólnoty Europejskiej. Wartości chrześcijańskie przyświecały samemu Robertowi Schumanowi, który jak wiadomo był gorliwym katolikiem. O ile rozwój gospodarczy i ekonomia są sprawami ważnymi, to rola tego, co można nazwać „kręgosłupem moralnym” jest nie mniej ważna. A wydaje się, że w dzisiejszej Europie ten „kręgosłup” nawet jeśli nie jest złamany, to doszło do jego poważnego upośledzenia. Warto choćby zwrócić uwagę na dyskusję, jaka toczyła się wokół wpisania do preambuły Traktatu Konstytucyjnego UE zdania o chrześcijańskich korzeniach Europy. Czym był spowodowany tak ostry sprzeciw niektórych „postępowych” i podobno „proeuropejskich” środowisk? Czy faktycznie deklarowanym przywiązaniem do pluralizmu i demokracji, czy też może faktem, iż tak naprawdę problemem nie jest samo odwołanie do chrześcijaństwa, ale do wartości które ono reprezentuje? O ile bowiem wygodniej żyje się w świecie, w którym nie obowiązują zasady…

Warto wiedzieć – choć dzisiaj wydaje się to nie do pomyślenia – że po podpisaniu traktatu powołującego EWWiS przywódcy sześciu krajów tworzących tę wspólnotę udali się na mszę do bazyliki Św. Piotra w  Rzymie. Gdzie więc leży problem? Może w tym, że w dzisiejszej Europie mamy do czynienia z niemalże terrorem ze strony różnych mniejszościowych grup i środowisk, które dążą do narzucenia swojej (mniej lub bardziej skrzywionej) wizji świata pod presją tzw. „poprawności politycznej”?

Kolejna sprawa to tożsamość Europy jako taka. Trzeba powiedzieć to wprost: tożsamości europejskiej, rozumianej jako przekonanie mieszkańców UE o tym, że są „obywatelami Europy” nie ma i jeszcze bardzo długo nie będzie. Większość mieszkańców krajów Unii identyfikuje się w pierwszej kolejności ze swoimi własnymi krajami. I nie ma w tym nic dziwnego, bo UE jest tworem na tyle młodym, że owa „europejska tożsamość” nie miała szansy się wykształcić – upłynęło po prostu za mało czasu. Dotyczy to zwłaszcza krajów, które przystąpiły do struktur unijnych po roku 2000. Wszelkie próby siłowego narzucania tej tożsamości w imię „wspólnego interesu Europy” będą powodować opór i efekt będzie dokładnie odwrotny od zamierzonego. Zwolennikiem stopniowej integracji był także współtwórca deklaracji, Jean Monnet, uznawany za jednego z „ojców-założycieli” Unii Europejskiej”.

Warto byłoby raczej postarać się aby umacniane stale było przekonanie, iż członkostwo przynosi korzyści, nie tylko gospodarcze, ale i polityczne czy kulturowe. Ażeby tak się stało, głos każdego kraju powinien być tak samo szanowany, niezależnie od jego potencjału gospodarczego czy innych czynników stanowiących o sile państwa jako takiej. Jak uczą bowiem przypadki krajów o ustroju federalnym (takich jak USA czy Szwajcaria, które  z czasem dojrzewały do powołania federacji) model demokratycznego zarządzania sprawdza się w praktyce. Model odgórnego narzucania decyzji silniejszego – słabszym jest skazany na niepowodzenie (dobrze pokazuje to przykład ZSRR). Lepiej więc, żeby w świadomości unijnych polityków w Brukseli dominowało dążenie raczej do tego pierwszego modelu sprawowania swoich obowiązków. Bo jeżeli dyrektywy płynące z Brukseli zamienią się w „dyktat”, to mało prawdopodobne, aby Unię Europejską czekała świetlana przyszłość…

Wszystko to przekłada się także na politykę UE wobec krajów trzecich. Tutaj w najlepsze królują podwójne standardy, które z wartościami o których myślał Robert Schuman mają delikatnie mówiąc niewiele wspólnego. Politycy z pewnych krajów z jednej strony głoszą konieczność zacieśnienia integracji europejskiej (ponoć dla skuteczniejszej walki z kryzysem) z drugiej zaś realizują bez skrupułów swoje partykularne interesy. Dlatego właśnie w pewnych krajach będących ich bliskimi partnerami można bezkarnie naruszać prawa człowieka, przez wiele lat przetrzymywać w więzieniach opozycjonistów i nikomu to nie przeszkadza, pod warunkiem, że ceny gazu ziemnego nie ulegają zmianie. W tym samym czasie, jeżeli problemy z traktowaniem opozycji politycznej pojawiają się w innym kraju, już nie tak znaczącym z punktu widzenia interesów owych europejskich polityków, otwarcie deklarują oni bojkot, w tym także imprez sportowych, które mogłoby się wydawać powinny raczej łączyć niż dzielić. W tym kontekście, powiewające na warszawskiej Paradzie Schumana (podobno, osobiście nie widziałem) flagi Ukrainy należy uznać co najmniej za ironiczny żart…

Dlatego właśnie podpisany niżej postanowił zrezygnować z udziału w tegorocznej Paradzie Schumana. Choćby po to, żeby nie robić dobrej miny do złej gry. Idee Zjednoczonej Europy, choć piękne, to jednak jak na razie nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. A szkoda.

Dariusz Materniak