Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Unia Europejska Dominik Krakowiak: Przekwitanie po europejsku

Dominik Krakowiak: Przekwitanie po europejsku


20 wrzesień 2008
A A A

Analiza wydarzeń z przeszłości wyraźnie wskazuje, iż kryzysów i trudnych momentów było w historii UE wiele, a momentów wyjątkowego przyspieszenia procesu integracji, czy pełnego poświęcenia się idei europejskiej – jak na lekarstwo.

 

Brukselskie bolączki, o które przyprawiają eurokratów różnej maści odrzucone w referendach traktaty: konstytucyjny (we Francji i Holandii w roku 2005) oraz lizboński (w Irlandii w roku 2008) nie są niczym wyjątkowym, kiedy spojrzy się na historię Wspólnoty z perspektywy jej kilkudziesięcioletniego istnienia. Kryzysów i trudnych momentów było w tych latach wiele, a momentów wyjątkowego przyspieszenia procesu integracji, czy pełnego poświęcenia się idei europejskiej – jak na lekarstwo.

Czy zatem obecnie powinniśmy być zatroskani aż w tak dużym stopniu brakiem instytucjonalnych rozwiązań, dających Wspólnocie szansę na skuteczniejsze działanie i rozwiązywanie problemów kontynentu zjednoczonego po latach zimnej wojny? Czy też może raczej powinniśmy się zastanowić nad przyczynami spadającego znaczenia idei, pomysłów i autorytetów, których istnienie na politycznej scenie Europy gwarantowało do tej pory społeczne zaufanie i przyzwolenie mieszkańców tej części świata na stopniowo postępujący mechanizm integracyjny rodziny europejskiej?

Dzieciństwo

Mariaż europejski szóstki krajów założycielskich, który nastąpił w latach 50. XX wieku, zainspirowany był wielkimi ideami przedstawionymi przez Jeana Monneta, Roberta Schumana, czy chociażby często zapominanego Winstona Churchilla (autora koncepcji ‘Stanów Zjednoczonych Europy’). Związek ten oparty był na wyjątkowo solidnych przesłankach natury politycznej, mimo iż produkt ojców założycieli Wspólnot Europejskich teoretycznie przybierał formę powiązania o czysto ekonomicznej naturze.

Starym prawidłem historii jest fakt, iż przemiany i zmiany rewolucyjne przyspieszają w momentach, w których istnienie struktur zapewniających stabilizację systemów politycznych czy rozwoju są zagrożone, lub nie gwarantują strukturalnej trwałości w dłużej perspektywie. Powojenna Europa znalazła się ponad pół wieku temu właśnie w takim położeniu.

Dogorywające ideologie nacjonalistyczne, charakterystyczne dla pierwszej połowy stulecia, nadal mogły stanowić zagrożenie i istniała silna potrzeba ich neutralizacji. Z drugiej strony nowa polityczna mapa kontynentu czy świata wymagała od krajów zachodniej Europy współdziałania w celu zapewnienia szeroko pojętego bezpieczeństwa w okresie „zimnej wojny”. Pozostawał również do rozwiązania problem wyciągnięcia wniosków z „niemieckiej lekcji” upokorzenia, które stało się jedną z przyczyn rozkwitu ideologii nazistowskiej po I wojnie światowej. Tym razem postanowiono pokonaną, ale i osłabioną przez podział część państwa niemieckiego zaprosić do współuczestnictwa w budowie nowego ładu.

Można wysunąć z powyższych przesłanek konkluzję, iż budowa Wspólnoty w jej początkowych latach była oparta na dwu podstawowych czynnikach: strachu przed nadal bliskimi pamięci „demonami” różnych odcieni totalitaryzmu (od nazizmu po komunizm) oraz na klarownej polaryzacji politycznych aliansów (zachód – wschód). Wzmocniona inwestycjami, będącymi częścią Planu Marshalla, zachodnia część naszego kontynentu przeżywała rozkwit w sposób zrównoważony.

Adolescencja

Dorastanie Wspólnoty w czasach „zimnej wojny” wcale nie było naznaczone wielkim integracyjnym pędem krajów zachodniej Europy. Mimo iż struktura napędzana francusko-niemieckim tandemem uzyskała wspólne instytucje gwarantujące realizację początkowych założeń, trudno doszukać się w latach 60. czy początku lat 70. XX wieku wyraźnych zmian o charakterze jednoczącym. Wydaje się, iż problematykę budowania wspólnego rynku głównie w sferze praktycznej posuwały do przodu orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości, jak słynna Cassis de Dijon z 1979 roku, zgodnie z którą ogólną zasadą jest, że towar legalnie wyprodukowany i wprowadzony do obrotu w jednym państwie UE powinien być dopuszczony na rynki pozostałych Państw Członkowskich.

Miano głównego europejskiego „hamulcowego” uzyskał w tamtych czasach francuski prezydent Charles de Gaulle. To jego obrona zasady jednomyślności w UE oraz budowania siły Francji w dużej niezależności od pozostałych krajów europejskich, a także przede wszystkim dwukrotne zawetowanie członkostwa Wielkiej Brytanii w strukturach europejskich, kładły się cieniem na planach integracjonistów czy zwolenników Europy federalnej. Kryzys „pustego krzesła” był najpoważniejszym załamaniem w funkcjonowaniu Wspólnoty Europejskiej. Trwał on w okresie od lipca do grudnia 1965 roku, kiedy to francuscy ministrowie zgodnie z wolą prezydenta Francji Charlesa de Gaulle’a zaprzestali uczestnictwa w Radzie Ministrów (obecnie Radzie Unii Europejskiej) blokując jej prace, natomiast francuski stały przedstawiciel został odwołany z Brukseli.

W kwiecie wieku

Wspólnoty europejskie w fazę najszybszego rozwoju wkroczyły dopiero pod koniec lat 70. i w latach 80. Kołem zamachowym stawał się wolny rynek; wspólna kiełkująca ponadnarodowa gospodarka wymagała nowych rozwiązań, znoszenia barier i granic nie tylko w handlu, ale również w sferze politycznej.

Kolejne rozszerzenia rodziny europejskiej o nowe kraje członkowskie, demokratyzacja struktur (pierwsze bezpośrednie wybory do Parlamentu Europejskiego) dawały obywatelom krajów zachodniej Europy nowe możliwości i przychylne nastawienie do projektów integracyjnych. To także lata znoszenia granic politycznych (powstaje strefa Schengen), prób kreślenia wspólnej polityki zewnętrznej i solidarności z nowymi, biedniejszymi członkami europejskiej rodziny. To pierwsze inicjatywy ekonomiczne w kierunku stworzenia wspólnej waluty (ECU), protoplasty dzisiejszego euro.

Siłą napędową tych czasów byli sprawnie działający politycy, jak przewodniczący Komisji Europejskiej w latach 1985-95 Jacques Delors, zmiana konserwatywnego kursu Wielkiej Brytanii na koncepcję „trzeciej drogi” i przede wszystkim umiejętność zawierania politycznych kompromisów, których efektami były traktaty reformujące działanie Wspólnot Europejskich, takie jak Jednolity Akt Europejski, czy późniejszy Traktat z Maastricht dający podwaliny Unii Europejskiej, opartej na systemie trzech filarów (wspólnota gospodarcza, wspólna polityka zagraniczna i bezpieczeństwa, koordynacja sprawy wewnętrznych i wymiaru sprawiedliwości).

Postępy w ekonomicznej i politycznej sferze integracji Europy nie uchroniły jej jednak od momentów bezradności, braku instytucjonalnego umocowania dla działań, które mogły uchronić od działań wojennych, które po raz pierwszy od dłuższego czasu nawiedziły kontynent w postaci wojny domowej w Jugosławii.

Dorosłość

Upadek „żelaznej kurtyny” otworzył po raz pierwszy szansę na włączenie środkowej i wschodniej części kontynentu w ramy powiązań ekonomicznych i politycznych, co zostało zrealizowane przez rozszerzenia UE w roku 2004 i 2007. Po raz pierwszy Unia Europejska zjednoczyła większą cześć kontynentu i większość europejskich narodów.

Nowe państwa członkowskie, nie zawsze w pełni przygotowane od strony organizacyjnej czy politycznej do partycypacji w europejskim projekcie, miały wnieść „powiew młodości” do skostniałej w ekonomicznej integracji struktury zachodniej części kontynentu, zarazić ją na nowo ideałami „solidarności”, wolności, walki o równość między obywatelami zjednoczonego kontynentu, zainspirować ku nowym drogom ponadnarodowej integracji...

Czy tak się stało? Czy nadal tak może się stać?

Przekwitanie?

Europa końca obecnej dekady wydaje się błądzić w poszukiwaniu swojej nowej tożsamości, nowego punktu odniesienia. Wiele z jej ekonomicznych celów zostało zrealizowanych. Upadły jednakże wyraziste zagrożenia natury politycznej, które dawałyby impuls społeczeństwom ku dalszemu zbliżaniu, budowaniu wspólnej europejskiej przestrzeni. Dla młodych pokoleń Europejczyków totalitarne zagrożenia pozostają już głównie zacierającymi się wspomnieniami własnych dziadków lub oddalonymi fizycznie problemami innych części współczesnego świata. Względnie wysokie poczucie bezpieczeństwa społeczeństw dzisiejszej Europy (nie wszędzie w sensie ekonomicznym) nie jest już czynnikiem, który łączyłby narody ponad podziałami na tyle silnie, by integrację Europy pogłębiać, a szczególnie zasypywać podziały między jej starą zachodnią częścią i świeżym „narybkiem” państw dawnego Układu Warszawskiego.

Ten mariaż wschodu i zachodu wewnątrz Unii, mimo wspólnego dziedzictwa kulturowego kontynentu, nie zachodzi bez rys czy zgrzytów. Pojawienie się nowych obywateli zjednoczonej Europy z jej mniej zamożnych krańców i na taką skalę stanowi zupełnie nowe doświadczenie dla krajów „starej” Wspólnoty. Dotychczasowe rozszerzenia wchłaniały gospodarki mniej rozwinięte w sposób bardziej stopniowy, lub przyjmowały do europejskiego klubu kraje o wysokim poziomie rozwoju ekonomicznego i stabilnych demokracji (głównie rozszerzenia z lat 90. ubiegłego wieku).

W ten oto sposób piękne idee połączenia rozdzielonych „pojałtańskim uskokiem” narodów Europy napotykają na problemy, do których to głównie obywatele „starej” Europy muszą się przyzwyczajać. Wielkie firmy czy korporacje krok po kroku znajdują na rynkach wschodnich krańców UE ludzi wykształconych oraz tańszą siłę roboczą i tam przenoszą coraz częściej swoje zakłady, od lat dające zatrudnienie obywatelom starej UE. Młodzi Polacy, Litwini, Słowacy czy Bułgarzy bez kompleksów udają się również na emigrację, oferując swoje usługi taniej i o wysokiej jakości w krajach dawnej ‘piętnastki’ – niejednokrotnie doprowadzając do konfliktów, poczucia zagrożenia w niektórych branżach.

Paradoksalnie – polski obywatel, którego niektóre formacje polityczne próbowały straszyć Unią Europejską przed rokiem 2004, sam staje się dla niektórych mieszkańców zachodu naszego kontynentu zagrożeniem, jednym razem w postaci „polskiego hydraulika’, innym w postaci młodego, zdolnego naukowca, pnącego się do góry po szczeblach kariery zachodniej uczelni czy korporacji. Nasza „mała” europejska globalizacja w sferze wolnego rynku europejskiego nie przebiega zupełnie bez „ofiar”. Stabilizacja w tej sferze i wyrównanie poziomu godnego życia, pracy i zarobków starych Europejczyków i nowych obywateli UE są niezwykle istotne z punktu widzenia możliwości pogłębiania integracji kontynentu w innych wymiarach.

W kontekście powyższych, nie do końca rozwiązanych problemów, łatwiej jest zrozumieć, dlaczego współczesne idee europejskie i procesy integracyjne mogą dla obywateli czy to Francji, czy Holandii lub Irlandii kojarzyć się z zagrożeniami pewnego wypracowanego latami ładu, czy względnego statusu quo. Ciężar gatunkowy rozszerzenia UE blokuje absorpcję dalszych zmian instytucjonalnych UE wśród społeczeństw europejskich.

…czy ponowne narodziny?

Reformowanie w celu sprawniejszego działania instytucji europejskich poprzez traktaty ratyfikowane w demokratycznych referendach ma nikłe szanse przeprowadzenia, co pokazały doświadczenia roku 2005. Z drugiej strony pominięcie opinii obywateli zjednoczonej Europy przy budowaniu aktów dających podwaliny dalszej integracji wydaje się być wyraźnym naruszeniem standardów demokratycznych i pogłębianiem deficytu demokratycznego, nad którym w UE rozpisywano się od lat.

Wydaje się, iż jeżeli pragniemy tworzyć wspólną, jeszcze bardziej zjednoczoną Europę, potrzeba nam nowych, podzielanych przez europejskie społeczeństwa idei, dążeń, które mogłyby dać impuls integracyjny na tyle silny, by pozostawił w cieniu problemy, z którymi spotykają się obywatele z obu stron świeżej jeszcze fuzji dwu części kontynentu. Czy to właśnie nie ich deficyt stanowi obecnie główną siłę hamulcową procesu zbliżania społeczeństw? Nawiązując do słów zmarłego tragicznie Bronisława Geremka, Europa, która zbudowała wspólne instytucje i rynek, powinna się w tej chwili zając wychowaniem swych obywateli, wychowaniem Europejczyka.

Wygląda na to, iż obecne działania Komisji Europejskiej, starającej się promować działania Wspólnoty niczym produkt z niebieską metką i dwunastoma gwiazdkami w postaci tańszych połączeń telefonicznych za granicą, ochrony praw pasażerów linii lotniczych, czy lepszej ochrony praw konsumenckich, nie są w stanie zastąpić prawdziwie wielkich idei, które mogłyby nam, Europejczykom, uświadomić, iż integracja europejska jest wyzwaniem nie tyle ku zapewnieniu nam wygodniejszego życia ile ku budowaniu silnej ideami, tożsamością, poczuciem przeszłości i przyszłości wspólnoty w globalnym świecie.

Czy tę sferę niszy ideologicznej można zapełnić jedynie walką ze zmianami klimatu i o przyjazne środowisko, czy też znajdzie ona nowe, wspólne Europejczykom wartości, czas pokaże... A może to właśnie my, nowi obywatele UE, powinniśmy pokazać?

Artykuł ukazał się pierwotnie w gazecie Liberte! . Przedruk za zgodą redakcji.