Jan Engelgard: Ameryka błądzi?
- Jan Engelgard
Można zrozumieć frustrację byłych prezydentów, że na naszych oczach kończy się pomarańczowy reżim na Ukrainie, który się montowało, że w Gruzji prezydent-rozrabiaka ledwie zipie pod naporem opozycji – ale to jeszcze nie powód, by straszyć rosyjskim rewizjonizmem.
„Takiego listu po 1989 roku jeszcze nie było” – tak ocenia zachwycona „Gazeta Wyborcza” list byłych prezydentów: Polski Aleksandra Kwaśniewskiego i Lecha Wałęsy, Czech Vaclava Havla, Litwy Valdasa Adamkusa, Rumunii Emila Constantinescu, Słowacji Michala Kovacza i Łotwy Vairy Vike-Freiberg do prezydenta USA Baracka Obamy. A co czytamy w liście? Ano, że panowie są zaniepokojeni, gdyż “NATO wygląda na słabsze, niż gdy do niego wstępowaliśmy”. Żalą się na to, że politycy z Europy Środkowej mają problemy, „by ich głosy słyszano”. No i zarzut główny: „Gdy nowa administracja Obamy wyznacza priorytety swej polityki zagranicznej nasz region jest jednym z tych, o które Amerykanie przestali się martwić. Chwilami mamy wrażenie, że polityka USA była [tu] tak udana, że wielu amerykańskich urzędników doszło teraz do wniosku, iż nasz region (…) można »odfajkować« i skupić się na innych kwestiach strategicznych. Wielu zakłada, że proatlantyckie nastawienie regionu, jego stabilność i dobrobyt będą trwały wiecznie. To pogląd przedwczesny”.
Bez owijania bawełnę zarzucają Amerykanom, że lekceważą zagrożenia ze strony Rosji: “Nasze nadzieje, że stosunki się poprawią, a Moskwa w końcu zaakceptuje naszą całkowitą suwerenność i wstąpienie do NATO i UE, nie ziściły się. Zamiast tego Rosja znów jest siłą rewizjonistyczną, która chce osiągać XIX-wieczne cele za pomocą XXI-wiecznych metod. (…) By rozszerzyć swe interesy w Europie Środkowej i zagrozić jej orientacji atlantyckiej, Rosja używa jawnych i tajnych sposobów wojny ekonomicznej, począwszy od blokad energetycznych i inwestycji motywowanych politycznie, a skończywszy na przekupstwach i manipulowaniu mediami”.
Co więcej, sygnatariusze przypominają Obamie ni mniej ni więcej czasy Jałty: „Nasz region cierpiał, gdy USA w Jałcie poddały się »realizmowi«. (…) Gdyby poglądy »realistów« zwyciężyły w latach 90., nie bylibyśmy dziś w NATO, a idea Europy jednej, wolnej i pokojowej byłaby odległym snem (…) „Nie chcemy dorzucać kolejnego problemu do długiej listy, z którą musi się Pan zmierzyć. Chcemy raczej pomóc, być silnymi sojusznikami we wspólnocie europejskoamerykańskiej, która jest poważną siłą na rzecz dobra w świecie. Ale nie jesteśmy pewni, gdzie będzie nasz region za pięć czy dziesięć lat. Musimy podjąć właściwie kroki, by mocne stosunki między USA a Europą Środkową z ostatnich 20 lat przetrwały”.
Pierwsze, co przychodzi na myśl po przeczytaniu tego listu to poczucie pewnego zażenowania – „byli” zdają się żalić niczym dzieci przed ojcem, za to, że je lekceważy. Ale przecież mamy do czynienia z ludźmi dorosłymi, z politykami, którzy powinni znać reguły gry. Tymczasem oni zwyczajnie leją krokodyle łzy, że ich porzucono, że o nich zapomniano. W przypadku Kwaśniewskiego uczucie zażenowania jest jeszcze silniejsze. Po pierwsze, zważywszy na jego polityczny rodowód podpisywanie się pod takim listem zwyczajnie nie uchodzi. Po drugie, to Kwaśniewski jest przykładem wręcz najbardziej jaskrawym zawiedzionych nadziei. No bo jak to, on, były „komuch” – tak gorliwie wychodził naprzeciw życzeniom Wielkiego Brata zza Oceanu, naraził się Moskwie (vide tzw. pomarańczowa rewolucja), został tam wręcz wyklęty – a w nagrodę nie otrzymał żadnego stanowiska, żadnej propozycji! No i teraz musi sobie organizować czas sam. Adamkus na żadne stanowisko już liczyć nie może (emeryt), ale boleśnie odczuwa, że linia, którą przez lata realizował już nie istnieje, a jego następcą jest adeptka szkoły partyjnej w Leningradzie.
Tyle, jeśli chodzi o odczucia, a teraz ocena polityczna. Nie mam pojęcia na co liczą sygnatariusze, ale chyba nie na to, że po przeczytaniu ich biadań – Stany Zjednoczone zmienią kurs. Nie po to obalono w USA rządy sekty neokonserwatystów, którzy prowadzili świat ku globalnemu konfliktowi, nie po to przez całe miesiące Henry Kissinger zszywał wytrwale to, co porwali panowie Perle, Rumsfeld czy Cheney – by teraz trąbić znowu do szarży. Zdumiewa lekceważące traktowanie przez sygnatariuszy realistycznego nurtu w polityce amerykańskiej. To zresztą sprawia, że nikt poważny w obecnej administracji nie będzie tego listu brał serio. Zdumiewa także oderwanie autorów od nastrojów społecznych w ich krajach. Po latach euforii i zachwycenia Ameryką – nastał czas rozczarowań. Ameryka nic realnego tym krajom nie dała, a przynajmniej tego, na co – naiwnie czy nie – liczono. Teraz Ameryka jest w tej części Europy passe, a politycy typu Kwaśniewski czy Adamkus są symbolami tego upadku. No i zdumiewa coś jeszcze – owa pewność, że ci panowie wiedzą lepiej na czym polega prawdziwy interes USA. W naszej historii zdarzało się to nie raz – my zawsze wiedzieliśmy, co powinni robić Amerykanie, i nie tylko Amerykanie. Problem w tym, że nikogo z wielkich to nie obchodziło i nie obchodzi.
Owszem, można zrozumieć frustrację byłych prezydentów, że na naszych oczach kończy się pomarańczowy reżim na Ukrainie, który się montowało, że w Gruzji prezydent-rozrabiaka ledwie zipie pod naporem opozycji – ale to jeszcze nie powód, by wytaczać ciężkie działa i straszyć rosyjskim rewizjonizmem w XIX-wiecznym stylu. Nie mam pojęcia kto tak naprawdę jest inicjatorem tego listu, być może ktoś z Ameryki, ale to nie usprawiedliwia sygnatariuszy. Śmieszność jest czymś najgorszym, na co można się narazić.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach blogu Jana Engelgarda. Przedruk za zgodą autora.