Jan Muś: Trzy narody, trzy Bośnie
- Jan Muś
System polityczny zawarowany w konstytucji Bośni i Hercegowiny funkcjonuje źle. Czy można jednak znaleźć kompromisowe rozwiązanie pomiędzy trzema wizjami trzech narodów zamieszkujących tę górzystą republikę? Bośnia i Hercegowina to kraj od dłuższego czasu ogarnięty kryzysem. Zamieszkujący go Bośniacy, Chorwaci i Serbowie mają odmienne wizje przyszłości tzn. politycznego i administracyjnego systemu i podziału tego kraju. Wydaje się, że jeśli chodzi o politykę wewnętrzną spór pomiędzy tymi trzema nacjami leży u podstaw politycznego kryzysu i gospodarczego paraliżu.
Dotychczas najważniejszym problemem ilustrującym ten podział szczególnie pomiędzy Bośniakami a Serbami była reforma policji. Unia Europejska wymagała od władz w Sarajewie, a przede wszystkim od polityków rządzących Bośnią i Hercegowiną, przeprowadzenie reformy policji, której struktury podzielone były (i są do dzisiaj) na dwie niezależne do siebie części – serbską oraz chorwacko-muzułmańską (zgodnie z administracyjno-politycznym podziałem kraju na Republikę Serbską i bośniacko-chorwacką Federację Bośni i Hercegowiny). Bruksela postawiła sprawę jasno, uzależniając podpisanie Porozumienia o Stabilizacji i Stowarzyszeniu od unifikacji służb policyjnych BiH. Bośniaccy politycy dążyli do całkowitej unifikacji sił policyjnych, które podlegałyby władzom w Sarajewie, natomiast Serbowie bronili się przed tym zaciekle pragnąć zachować kontrolę nad policją w Republice Serbskiej. Spór trwał o wiele dłużej niż się tego spodziewano (prawie dwa lata) i dopiero niedawno zakończył się zupełnie nieoczekiwanym dla wielu obserwatorów podpisaniem porozumienia przez sześć partii politycznych BiH – dwie serbskie, dwie bośniackie i dwie chorwackie. Koszty oraz czas potrzebny na osiągnięcie porozumienia w sprawie reformy policji uzmysłowiły jak bardzo niefunkcjonalny jest system polityczny BiH. Można w związku z tym się spodziewać, że to właśnie reforma ustrojowa będzie przedmiotem kolejnych sporów i negocjacji pomiędzy Bośniakami, Chorwatami i Serbami. Warto więc przyjrzeć się bliżej czego narody te oczekują po rozmowach, jak widzą przyszłość swojego kraju.
Na samym początku nasuwa się zasadniczy problem. Dwanaście lat od zakończenia wojny to oczywiście wystarczający czas aby dokonać przynajmniej jednej transformacji ustrojowej. Istniejący stan rzeczy został jednak zatwierdzony prawnie przez Konstytucje Bośni i Hercegowiny. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że konstytucja BiH to w rzeczywistości załącznik numer 4 do Porozumienia Pokojowego z Dayton, kończącego wojnę w Bośni i Hercegowinie. A zmieniać lub zakwestionować porozumienie pokojowe to już zupełnie coś innego niż poprawka do konstytucji. Właśnie to porozumienie gwarantuje porządek prawny, który ułatwia raczej dostęp do władzy partiom reprezentującym poszczególne narody niż stronnictwom wieloetnicznym, zorientowanym na promowanie i wprowadzanie w życie „klasycznych” programów politycznych.
Życie polityczne Bośni i Hercegowinie jest wyjątkowo specyficzne. Scena ta nie dzieli się „klasycznie” na lewicę, prawicę, centrum, liberałów, konserwatystów, czy socjalistów itd. Najważniejszą granicę stanowi kryterium etniczne, tzn. partie polityczne reprezentują przede wszystkim jeden z trzech konstytutywnych narodów tzn. Serbów, Chorwatów lub Bośniaków. Dzieje się tak z powodu konfliktu zbrojnego, który miał miejsce na początku lat dziewięćdziesiątych. Wojna skończyła się dwanaście lat temu ale charakterystycznym dla polityków i części społeczeństwa Bośni i Hercegowiny jest utrata zaufania i duża podejrzliwość wobec przedstawicieli innych nacji.
Kraj podzielony jest na dwie części zwane „entietami”: Federację Bośni i Hercegowiny zdominowaną przez Bośniaków i Chorwatów oraz Republikę Serbską, gdzie ponad 80 procent mieszkańców stanowią Serbowie. Ten podział jest naturalną konsekwencją działań wojennych i gwarantuje obydwu. „entitetom” dużą niezależność. Władza centralna ma bardzo ograniczone kompetencje.
Serbowie starają utrzymać istniejący stan rzeczy i zachować szeroką autonomię w ramach Republiki Serbskiej. Obawiają się bowiem dominacji liczniejszych Bośniaków i Chorwatów, którzy stanowią dla nich bardziej „tradycyjne” niż realne zagrożenie, traktowane jednak w społeczeństwie serbskim zupełnie poważnie. Problem polega na tym, że od początku wojny nie przeprowadzono spisu powszechnego i nie do końca wiadomo ile osób i jakiej narodowości zamieszkuje Bośnię i Hercegowinę. Przyjmuje się, że prawie 50 procentową większość stanowią Bośniacy, Serbów jest około 40 procent a pozostali to Chorwaci i nieliczne grono tzw. „innych” czyli Cyganów, Żydów, Czarnogórców itp.
Dwie największe partie serbskie czyli SDS – Srpska Demokratska Stranka – Serbska Partia Demokratyczna i SNSD - Savez Nezavisnih Sojaldomkrata Związek Niezależnych Socjaldemokratów opowiadają się stanowczo za obroną autonomii Republiki Serbskiej. Widmo referendum niepodległościowego w Republice Serbskiej ciągle krąży nad bośniackim życiem politycznym. Oficjalnie nikt go nie planuje ale wystarczy, że taka możliwość istnieje. Secesja Republiki Serbskiej to w rzeczywistości najgroźniejsza broń serbskich polityków. Republika Serbska i jej „separatystyczna” polityka jest stanowczo popierana przez Belgrad, któremu tenże straszak „secesji” także jest na rękę ze względu na toczące się rozmowy w sprawie przyszłego statusu Kosowa. Bośniaccy Serbowie starają się zachować istniejące status quo, uważając, że autonomia tych dwóch entitetów tj. Federacji BiH i Republiki Serbskiej nikomu nie powinna przeszkadzać a każdy powinien zajmować się sprawami własnej części.
Bośniaccy politycy, czyli przede wszystkim SDA – Stranka Demkratske Akcije - Partia Akcji Demokratycznej oraz SBiH – Stranka za BiH – Partia dla Bośni i Hercegowiny dążą do czegoś zgoła innego – do centralizacji władzy w Sarajewie. Obecna sytuacja polityczna wyklucza bowiem właściwie podejmowanie ważniejszych decyzji na szczeblu centralnym. Każda z nacji ma przynajmniej dwie możliwości aby zablokować każdą inicjatywę ustawodawczą zanim ta wejdzie w życie. Entitety też jednak mają ograniczone pole manewru, gdyż są tylko jednostkami administracyjno-politycznymi i jako takie nie posiadają ani możliwości prawdziwego działania na arenie międzynarodowej, ani prestiżu charakterystycznego dla tworów państwowych. Bośniacy uważają więc, że najlepszym rozwiązaniem będzie centralizacja władzy i zmiana Konstytucji. Do tego potrzebna jest jednak zgoda zarówno Serbów jak i Chorwatów. Ponadto, jeśli zmiany będą zbyt dyskusyjne, należy liczyć się ze sprzeciwem wspólnoty międzynarodowej, która już nie raz interweniowała w wewnętrzne sprawy BiH. Istniejący kryzys jest więc bośniackim politykom na rękę. Uwydatnia słabe strony obecnie funkcjonującego sytemu. A tych jest naprawdę wiele. Ani rząd ani parlament nie są bowiem w stanie wykonywać właściwie swoich funkcji. Rada ministrów podjęła w 2007 roku zaledwie kilka decyzji, z czego tylko jedna zwiana była z integracją europejską
Trzecim narodem, który odgrywa ważną rolę na politycznej scenie Bośni i Hercegowiny są Chorwaci reprezentowani przede wszystkim przez dwie partie HDZ – Hrvatska Demokrastka Zajednica Chorwacka Wspólnota Demokratyczna i jej odłam HDZ – 1990. Obydwie partie starają się z lepszym lub gorszym skutkiem polepszyć położenie Chorwatów na lokalnej scenie politycznej. Popełniają jednak błąd. Zamiast, co nasuwa się jako najbardziej logiczne rozwiązanie, stanowić „języczek u wagi”, starają się po prostu ugrać coś dla siebie. Najbardziej pożądany z celów chorwackich polityków to własny, trzeci entitet. Problem w tym, że Serbowie, co prawda popierają ten pomysł, ale widzą to jako podział Federacji, nie chcą się natomiast zgodzić na oddanie części swojego terytorium na potrzeby chorwackiego entitetu. Na podział Federacji, czyli dalszą decentralizację władzy i dalsze osłabienie Federacji nie chcą się oczywiście zgodzić politycy bośniaccy.
Do tej skomplikowanej sytuacji należy dołączyć jeszcze udział wspólnoty międzynarodowej, a w szczególności Unii Europejskiej reprezentowanej przez Wysokiego Przedstawiciela i jednocześnie Specjalnego Przedstawiciela Unii Europejskiej, którym obecnie jest Słowak – Mirolsav Lajcak. Jako, że reprezentuje on praktycznie większą część świata, jego uprawnienia obejmują wydawanie decyzji i odwoływanie polityków, nawet tych demokratycznie wybranych według jego własnego uznania. Taka siła uprawnień automatycznie może narzucać podobną odpowiedzialność, co z kolej stawia w innym świetle skłóconych polityków w Bośni i Hercegowinie, którzy są „nie do końca” odpowiedzialni za losy kraju.
Obecna sytuacja polityczna na Bałkanach to swoista mieszkanka frustracji spowodowanych zmianami ustrojowymi oraz nacjonalistycznej, powojennej retoryki. Najbardziej przygnębiający jest fakt, że scena polityczna Bośni i Hercegowiny, a wraz z nią także społeczeństwo tego kraju, coraz szczelniej zamyka się w ramach swoich narodowości. Postępująca dezintegracja społeczeństwa jest tak naprawdę zwycięskim owocem nacjonalistycznej polityki, która zebrała tak krwawe żniwo w pierwszej połowie lat 90-tych. Zmiana istniejącego stanu rzeczy to proces skomplikowany, trudny a przede wszystkim złożony, wymagającym podjęcia odpowiednich działań na wielu płaszczyznach jednocześnie. Narazie wiele wskazuje na to, że proces zmian politycznych będzie bardzo długotrwały i bez mediacji oraz odpowiedniego motywowania ze strony UE się nie obejdzie. Niesłychanie ciężko będzie, podobnie jak w przypadku Kosowa, znaleźć rozwiązanie kompromisowe wśród tak sprzecznych postulatów.