Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz: Węgier, Niemiec - dwa bratanki?


19 listopad 2007
A A A

I tak oto paradoksalnie, gdy znoszone są w Unii granice między państwami, zagęszcza się jednocześnie sieć aliansów rewizjonistycznych pleciona przez tych, co wojnę przegrali. Ich wieloletnia ofensywa przeciwko Polsce, Czechom i Słowacji przybiera w obecnej chwili na sile.

 

W piątek, 16 listopada 2007 w siedzibie węgierskiego parlamentu odbyło się specjalne węgiersko-niemieckie posiedzenie upamiętniające 60 rocznicę przesiedleń niemieckiej mniejszości z Węgier w następstwie „Układów Poczdamskich”. W konferencji wzięli udział dwaj prominentni niemieccy politycy: przewodniczący niemieckiego parlamentu Norbert Lammert (CDU) oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Pöttering (CDU).
 
Pomiędzy styczniem 1946 a wrześniem 1948 terytorium Węgier opuściło w kierunku Niemiec 200.000 osób, które poczuwały się do niemieckiej tożsamości. Posiedzenie parlamentu nosiło tytuł. „Tylko z tobołkiem...”, co ma wskazywać na fakt, że ludzie ci zostawili na Węgrzech całą swoją własność. Przewodnicząca parlamentu węgierskiego, socjaldemokratka Katalin Szili nazwała postanowienia Układów Poczdamskich „dokumentami hańby“. Odrzuciła także czeskie „Dekrety Benesza“ i niedawno na znak protestu demonstracyjnie zrezygnowała z wizyty na Słowacji, ponieważ słowacki parlament, inaczej niż węgierski, nadal uznaje ważność zarówno postanowień Układów Poczdamskich, jak i „Dekretów Benesza“. W czerwcu 2006 r. podczas odsłaniania pomnika dla „Niemieckiego Wypędzonego” w pobliżu Budapesztu poddała z kolei w wątpliwość postanowienia z Poczdamu i stwierdziła, że: „pozbawienie praw Niemców, wypędzenie ich z ojczyzny nie mogą być dzisiaj więcej zakazanym tematem”. Katalin Szili przez rozpoczęciem posiedzenia otrzymała z rąk zaproszonej do Budapesztu Eryki Steinbach (CDU) plakietkę członka honorowego BdV -Związku Wypędzonych.

Budapeszt blisko współpracuje w zakresie tej tematyki z Berlinem, ponieważ obiecuje sobie z tytułu zniesienia powojennego porządku cały szereg korzyści. M.in. setki tysięcy członków mniejszości węgierskiej na Słowacji mają nadzieję, że po zniesieniu „Dekretów Benesza“ będą miały prawo do restytucji i odszkodowań. Węgiersko-niemiecki proces rewizyjny powojennego porządku kuty jest już od ponad 20 lat i umocowany politycznie w pisemnych traktatach obu rządów. Ich wieloletnia ofensywa przeciwko Polsce, Czechom i Słowacji przybiera w obecnej chwili na sile.

Porządek powojenny

Przesiedlenia „węgierskich Niemców“ podobnie jak wysiedlenia Niemców z Polski i Czechosłowacji nastąpiły w wyniku postanowień „Umów Poczdamskich“ podpisanych przez aliantów i Związek Radziecki w pałacyku Cecilienhof w Poczdamie k/Berlina w 1945 r. W ustępie XIII zapisane są ustalenia dotyczące przesiedlenia ludności niemieckiej, co również, podobnie jak to miało miejsce w Polsce i Czechosłowacji, zostało zrealizowane z pomocą wewnętrznych krajowych przepisów wykonawczych na Węgrzech. Przesiedlenia miały zapobiec – i tak zapisano we wspomnianych Umowach - destabilizacji Europy Wschodniej wskutek rozpętanej i przegranej przez Niemcy wojny oraz przywrócić spokój i ład społeczny, szczególnie w tzw. Kraju Sudeckim i wszystkich okupowanych przez nazistowskie Niemcy krajach. Przesiedlenia miały zapobiec aktom indywidualnej zemsty za wyrządzone krzywdy, których rozmiar dopiero do świadomości sygnatariuszy Umów Poczdamskich docierał.

W żadnym wypadku nie interpretowano przesiedleń jako „zbiorowej zemsty na Niemcach”. Ta interpretacja szerzona jest od lat przez Związek wypędzonych oraz wielu niemieckich polityków. W 1940 r. podczas spisu ludności na Węgrzech aż 470 tys. obywateli przyznawało się do „niemieckości” (w 1945 r. liczba ta zmniejszyła się o więcej, niż połowę). Z tej liczby według szacunków historyków 120 tys. węgierskich Niemców walczyło w szeregach Waffen-SS.

Węgry mlekiem i miodem płynące…

W przeciwieństwie do Umów Poczdamskich i bazującego na nich porządku w Europie wschodniej Budapeszt już w r. 1989 przyznał cały pakiet koncesji niemieckiej mniejszości oraz wysiedlonym Niemcom. 28 marca 1990 r. parlament węgierski w specjalnej uchwale określił powojenne wysiedlenia „węgierskich Niemców“ jako niezgodne z prawami ludzkimi i dlatego nielegalne. Dwa lata później, w r. 1992 wydano specjalną ustawę odszkodowawczą dla niemieckich wysiedlonych. W praktyce zazwyczaj odszkodowania te miały formę bonu uprawniającego do nabycia po cenach preferencyjnych akcji lub mieszkań. Okazało się jednak, że wielu utraciło owe bony w podejrzanych transakcjach. Jednak dodatkowo wysiedleni otrzymali wypłaty odszkodowawczo-pomocowe na sumę ponad 11 milionów euro.

{mospagebreak} 

Niezależnie od tego 62.000 żyjących dziś na terenie Węgier „węgierskich Niemców” cieszy się specjalnymi uprawnieniami, korzysta – podobnie jak to jest w przypadku mniejszości niemieckiej w Polsce i na Słowacji – z dobrodziejstw kasy rządowej w Berlinie, jest włączone do europejskiej sieci organizacji mniejszości niemieckich sterowanej z Berlina oraz od r. 1995 posiada swoją własną reprezentację samorządową.

Zysk z kolaboracji

Niemiecko-węgierska polityka rewizjonistyczna świetnie opłaca się Budapesztowi pomimo ochłodzenia stosunków z Czechami, Słowacją i Polską. Jeśli powiedzie się obalenie „Dekretów Benesza” na Słowacji, wówczas 600.000 członków węgierskiej mniejszości w tym kraju mogą liczyć na zwrot własności i odszkodowania. Po II wojnie zostali oni ukarani za udział Węgier w aliansie z Hitlerem w zniszczeniu Czechosłowacji i skutkiem Dekretów częściowo przesiedleni. Po próbie anulowania „Dekretów”, jaką w parlamencie słowackim podjęła we wrześniu br. słowacka „Partia Koalicji Węgierskiej“ (SMK), czujny Parlament w Bratysławie przegłosował 2 września nienaruszalność „Dekretów Benesza”.
 
Od tego czasu węgierscy politycy nie popuszczają Słowakom. Prezydent Laszlo Solyom, który w latach 90-tych współpracował z wpływowymi ekspertami niemieckich Ziomkostw („Landsmannschaften“) skrytykował w ostrych słowach podczas wizyty w Bratysławie stanowisko Słowaków do „Dekretów“. Szefowa parlamentu węgierskiego odmówiła złożenia wizyty w Bratysławie, a premier Ferenc Gyurcsany uderzył w najwyższe dzwony stwierdzając, że: „Dekrety Benesza“ zagrażają nie tylko zasadom dobrosąsiedzkiego współżycia, ale i podstawowym zasadom Unii Europejskiej”. Na wniosek wspomnianej partii „piątej kolumny“ na Słowacji - SMK - sprawą legalności „Dekretów Benesza“ zajmowała się specjalnie powołana komisja Parlamentu Europejskiego. Wynik jej śledztwa pozostaje na razie nie znany.

Przynęta?

Już na kilka lat przed przełomowymi wydarzeniami 1989 r. udało się rządowi RFN zwabić Węgrów planami europejskiej rewizji granic i nakłonić do przyjaznego nastawienia ucha na życzenia wysiedlonych oraz pozostałej w „węgierskiej ojczyźnie“ niemieckiej mniejszości. Już w r. 1950 Budapeszt przyzwolił na utworzenie „Stowarzyszenia Węgierskich Niemców“, które z biegiem lat rozszerzało systematycznie swoją działalność. W rezultacie już r. 1984 ówczesny przewodniczący organizacji przesiedleńczej "Landsmannschaft der Deutschen aus Ungarn" meldował, że w stolicy Węgier zaczyna się publicznie podnosić temat „bezprawia wypędzeń”. W r. 1985 założone zostało w Peszcie pierwsze niemieckie stowarzyszenie ("Nikolaus-Lenau-Kulturverein"), a z końcem lat 80-tych tym śladem poszły dalsze organizacje „zgrupowań ludowych”. W r. 1987 wreszcie rząd w Bonn osiągnął długo oczekiwane zwycięstwo etapowe: w dniu 7 października oba rządy: Węgier i RFN podpisały Wspólne Oświadczenie, które powoływało do życia „Program specjalny dla promowania mniejszości niemieckiej oraz języka niemieckiego w Republice Węgier“ .

Czubek góry lodowej...

Obiecujące widoki na własny profit dzięki rewizji europejskich granic spowodowały, że we wrześniu 1989 Węgry nie zwlekały z otwarciem szlabanów granicznych z Austrią, by przepuścić za zachód obywateli NRD. Nieprzypadkowo w oku kamer stali w dzień i w nocy na tle tłumów pchających się trabantami przez granicę prominentni działacze niemieckiego Związku Wypędzonych. W następnych latach, podczas gdy Budapeszt w pocie czoła wypełniał wszystkie żądania „swoich“ Niemców, oba rządy pracowały nad treścią „Traktatu o Przyjaźni“ podpisanego w lutym 1992 r., którego Artykuł 1 określa jako wspólny cel: „zwartą, partnerską i odpowiadającą szczególnym więzom łączącym oba narody współpracę we wszystkich dziedzinach”. Artykuł 2 nazywa "mniejszości narodowe" (pomimo formy pluralis chodzi tu wyłącznie o niemiecką mniejszość narodową) „naturalnymi pomostami pomiędzy narodami”. Artykuł 19 wreszcie wyszczególnia explicit wyjątkowe uprawnienia „węgierskich Niemców” („niemieckiej mniejszości”). Kilka miesięcy później , we wrześniu 1992 r., paragraf ten został doprecyzowany we Wspólnym Oświadczeniu obu rządów, „o popieraniu rozwoju niemieckiej mniejszości”.

Pośpiech pożądany…

Piątkowe „upamiętniające“ wspólne niemiecko-węgierskie posiedzenie parlamentu w Budapeszcie wraz z przewodniczącym Parlamentu Europejskiego jest jak dotąd najwyrazistszym aktem planów rewizyjnych powojennego porządku w Europie i odbyło się w momencie, gdy Berlin po udanej zmianie rządu w Polsce przechodzi do ofensywy w założeniu przyrzeczonego wyborcom CDU przez Angelę Merkel „Centrum przeciw Wypędzeniom”. Jest to pilna sprawa, ponieważ już za parę tygodni, w grudniu planowana jest oficjalna europejska prezentacja założonego w tym roku w Trentino Europejskiego Stowarzyszenia Wypędzonych, w którym ogromną rolę odgrywają lokalne stowarzyszenia „włoskich Niemców”. Mowa inauguracyjna nie wystarczy. Berlin musi im przywieźć konkretny prezent.

Do pośpiechu zmusza także kalendarium aktywności przedwyborczych. Kanclerz Merkel znajduje się bowiem na półmetku i gwałtownie potrzebuje sukcesu. I tak oto paradoksalnie, gdy znoszone są w Unii granice między państwami, aby – jak chcą apologeci nowej Unii i jej Traktatu - móc stawić czoło globalnej konkurencji, w samej Unii zagęszcza się sieć powojennych aliansów rewizjonistycznych pleciona przez tych, co wojnę przegrali. Sieć ta z wielką troską sponsorowana jest przez swojego hegemona, który rośnie na naszych oczach do roli potęgi światowej.