Joanna Mieszko Wiórkiewicz: Zmieniony szyld i niemiecka marchewka
Zastosowana metoda jest dokładnie taka sama, jak z potworkiem pod nazwą „Konstytucja Europejska”- należy zmienić szyld i potworek zamieni się w cudne dziecię. Tak samo postąpiono z kontrowersyjnym „Centrum przeciw wypędzeniom” Zmieniono szyld na eufemistyczną, nic nie mówiącą nazwę „Widoczny Znak” i już Europa pogubiła się całkowicie. Tym bardziej, że nawet polskie komentarze na ten temat (vide- „Rzeczpospolita”) nie wybijają tego określenia jako nazwy własnej. Dlatego niewprawiony czytelnik nie bardzo wie, o co chodzi.
I dokładnie o to chodzi – aby pogubiona Europa przestała się tematem interesować. Ma do niej dotrzeć tylko tyle, że rząd Niemiec w jedwabnych rękawiczkach i przepełniony chrześcijańską miłością robi wszystko, co w jego mocy, aby przekonać nieprzekonanych, wierzgających i zakochanych w swojej wiecznej roli ofiary Polaków. Wycinki z prasy europejskiej na ten temat mają wypełnić teczkę, na dowód, gdyby ktoś z braku lepszego zajęcia chciał udowadniać kiedykolwiek, że było inaczej. W teczce z wycinkami nie może zabraknąć przypadkowo zbieżnych publikacji o tym, jak Polacy, kiedy w przestrzeni kosmicznej zniknęli naziści, wymordowali swoich ocalałych z holocaustu Zydów i jak mordowali bezbronnych Niemców.
Z takim propagandowym podkładem zjawił się w Warszawie stary wyga, minister kultury Niemiec Bernd Neumann w towarzyszeniu szefa doradców pani kanclerz, starego wyjadacza brukselskich salonów – ministra Christopha Heusgena.
Po co im ta wizyta w ogóle? Czy Niemcy za swoje pieniądze i w swoim kraju nie mogą budować pomników, jakie im się żywnie podoba? Mogą, ale w przypadku Niemiec sprawa jest delikatna, bo przecież zewnętrzny image jest decydujący, a w perspektywie chodzi o stałe miejsce w Radzie Bezpieczństwa. Nie można starać się o miejsce w Radzie Bezpieczeństwa i jednocześnie być publicznie posądzanym przez tych warcholskich Polaków, że odwraca się Historię do góry nogami. Poza tym do chóru dołączają się jeszcze od czasu do czasu Czesi. Ale w Niemczech nieomal wszyscy mają na ten temat zgodne zdanie, które – co ciekawe – do niedawna było zarezerwowane wyłącznie dla będących na cenzurowanym działaczy neonazistowskiej NPD – tak, Niemcy zostały podstępem i niecnie wciągnięte w tę wojnę przez Brytyjczyków i Amerykanów, ich miasta zostały zniszczone bombami przez aliantów, ich ludność wycierpiała najwięcej i – co najgorsze - przez pół wieku musiały bez dania racji odpowiadać przed światem za zbrodnie nazistów. Tymczasem nie tak wyglądała Historia i czas najwyższy to zmienić. Tym bardziej, że czas goni. Za niecałe dwa lata kolejne wybory i wyborcy rozliczą rząd nie tylko z wysokości bezrobocia, lecz i z danych obietnic, w tym szczególnie z przywrócenia właściwych proporcji i Prawdy Historycznej. W imię tej prawdy i w imię wyższych celów trzeba się chandryczyć z tymi Polakami.
Berliński dziennik „Tagespiegel” tak opisuje w pon. 4 lutego br. niewdzięczną misję ministra Neumanna:
„To mu odpowiada, to, czego Bernd Neumann tam w jutrzejszy wtorek musi dopełnić: pośredniczenie pomiędzy dwoma nierównymi partnerami, możliwie bezszelestnie.Tylko, że tym razem nie chodzi o CDU i SPD lub o stolicę (Niemiec) i związek federalny, lecz o upartych (jak osioł-uzup.moje) Polaków, którzy wciąż po prostu nie mogą pojąć, jak naprawdę ważna jest sprawa pamięci o niemieckich wypędzonych. Razem z szefem doradców do spraw zagranicznych pani Kanclerz wybiera się on zatem do Warszawy, aby wytłumaczyć, o co tak naprawdę chodzi z tym „widocznym znakiem” w Berlinie upamiętniającym wypędzenia i aby zaanimować rząd Polski do aktywności. Już od lat użerają się Niemcy z Polakami o „Centrum przeciw wypędzeniom”, lecz nigdy okazja do zakończenia sporu nie była lepsza. Z jednej strony polega to na wielkiej koalicji (rządzącej- CDU/SPD-uzup.m.), która wskutek nacisków SPD ustanowiła upamiętnienie Ucieczki i Wypędzenia sprawą rangi państwowej i tym samym odpowiedzialność za koncepcję przekazała w ręce Federacji, a nie w ręce nieznoszonej w Polsce Eryki Steinbach. Z drugiej strony ostatnio zmienił się wiatr w Warszawie – także i z tego powodu: kto dziś tam rozmawia z „politykami od historii” słyszy nagle wiele zrozumienia dla tego projektu. „Każdy naród musi upamiętniać swoje czyny, ale i swoje ofiary” – stwierdził nie kto inny, jak poseł na sejm Paweł Zalewski, promimentny przedstawiciel krytycznej wobec Niemiec partii Kaczyńskich PiS. Luźniejszy ton jest wynikiem trwającego od miesięcy sondowania po obu stronach i tutaj Bernd Neumann mógłby dzięki swojemu doświadczeniu zyskać punkty. Minister kultury urodzony w 1942 roku w zachodniopriuskim Elbing (Elbląg) sam jako dziecko z rodzicami musiał uciekać...”
Minister Neumann (ach, urodzony w Elblągu! ach, Polacy to lubią, bo to prawie swojak! i tak się od nich wyciepiał!) i minister Heusgen – jak zapewnia niemiecka prasa - w żadnym wypadku nie będą chcieli na siłę przekonywać krnąbrnych Polaków. Ale – wiatr się przecież szczęśliwie odmienił, a oni jako wytrawni politycy z pewnością przywieźli w rękawie jakąś marchewkę dla polskiego osła. Marchewka na szczęście dużo nie kosztuje. Wystarczy, żeby jakiś wykastrowany polski osioł zasiadł w radzie konsultantów niemieckiego „widocznego znaku” z pensją wyższą od pensji polskiego ministra. To by całkowicie załatwiało temat. I załatwi. Bezszelestnie.
Joanna Mieszko-Wiórkiewicz
P.S. Na początku marca II program państwowej telewizji Niemiec ZDF wyświetli dwuczęściowy dramat filmowy o zatopieniu statku „Die Gustloff”. Film obejrzała już na początku stycznia kanclerz Merkel z towarzyszeniem dworu. Do udziału w projekcji zaproszona została także pani prezydent Centralnej Rady Zydów w Niemczech Charlotte Knobloch. Od początku marca debata na temat tragedii narodu niemieckiego w II wojnie swiatowej nabierze dodatkowych rumieńców.