Krzysztof Chaczko: Mecz, który dzieli Europę
W sobotę o 22 godzinie, na ponad 90 minut Europa zamrze. Około 100 tys. widzów na Camp Nou, a miliony przed telewizorami, skupią się na Wielkich Derbach Europy. To wyjątkowe spotkanie FC Barcelony z Realem Madryt, znacznie przekracza wymiar sportowy.
"Ranny” i upokorzony Real Madryt w swojej bieli symbolizującej królewską czystość Kastylii, ma zamiar raz jeszcze udowodnić swoją wyższość nad niesforną Katalonią. Przyjeżdża jednak do ,,piekła”. Stadion w Barcelonie, to ostatnie miejsce na świecie, gdzie chcieliby się znaleźć Kastylijczycy. Będąca na fali Barcelona, bazująca – jak przystało na pół-etniczny klub kataloński – na wychowankach, przywita gości ze stolicy w tradycyjny sposób: hymnem Barçy, wyśpiewanym pośród tysięcy kolorowych kartonów, które uniosą kibice tworząc barwy Katalonii i klubu. Nie będzie flag Hiszpanii. Nie będzie Króla Hiszpanii. Nie w tym dniu. Nie w tym miejscu.
Grający kiedyś w Realu Madryt, Anglik Steve McManaman, powiedział swego czasu, iż mecz ,,Królewskich” z ,,Dumną Katalonii”, to jak wyjazd za granice kraju. ,,Policja eskortuje cię przez cały czas, a wszyscy dookoła są wrogo nastawieni. To jak potyczka Katalonii z Hiszpanią. Jesteś niesamowicie podekscytowany, a jednocześnie, jak najszybciej chcesz się stamtąd wydostać”. Sobotni mecz dwóch najlepszych klubów z Półwyspu Iberyjskiego, jest najzacieklejszym, najbardziej emocjonującym i najciekawszym spotkaniem drużyn piłkarskich w Europie. Nie bez kozery.
Patrząc z perspektywy historii Hiszpanii, to spotkanie FC Barcelony z Realem Madryt powinno wyglądać jak starcie Dawida z Goliatem. Z racji swojej wielkości, pozycji w strukturach władzy oraz ulokowania w centrum Hiszpanii, Kastylijczycy przez wieki dominowali nad Katalończykami. Od wczesnych Burbonów aż po kres dyktatury gen F. Franco, Katalończycy walczyli o zachowanie swoich praw i przywilejów, których korzenie sięgają głębokiego średniowiecza. Po latach oporu i walki o niezależność, okazało się, iż miejscem gdzie najpełniej i najswobodniej Katalończycy mogą manifestować swoją tożsamość i jednocześnie dokopać (w każdym tego słowa znaczeniu) Kastylijczykom jest… arena piłkarska i instytucja FC Barcelony.
W oto ten sposób, boisko futbolowe stało się w prostej linii przedłużeniem historii. Miejscem, gdzie dramatyczne losy Hiszpanii łączą się ze współczesnością, budząc tym samym gromadzone latami emocje i sentymenty. To nic, iż część z nich już zupełnie nie przystaje do obecnych warunków, gdyż na przykład pod względem gospodarczym, autonomiczny region Katalonii już dawno wyprzedził Kastylię. Jednak spotkanie FC Barcelony z Realem Madryt to wciąż konfrontacja przeciwieństw – prowincji ze stolicą; maluczkich z wielkimi; niezależności z autorytetem; tendencji odśrodkowych z centralizacją; autonomii z jednością, hiszpańskiego byka z osłem katalońskim a przy okazji najbardziej szanowanej drużyny z najbardziej utytułowanym klubem świata.
W sobotę Europa podzieli się na pół. Oba kluby są instytucjami, które przyciągają masy i pobudzają wyobraźnie. Real Madryt i FC Barcelona należą do najpopularniejszych drużyn na Starym Kontynencie. Oba kluby budzą wszędzie silne emocje, co można dostrzec na forach internetowych czy w miejscach spotkań kibiców. Być może dzieje się tak, gdyż w pewien sposób odzwierciedlają odwieczne dążenia ludzkości – czy to w postaci sukcesów, siły i władzy (Real Madryt) czy nietuzinkowości, niezależności i oporu (FC Barcelona). To w nich spotyka się teza z antytezą. To w nich soczewkują się nasze postawy. I nawet jeśli w rzeczywistości tak nie jest, to nie ma znaczenia. Potrzebujemy egzemplifikacji naszych dążeń i wyobrażeń. Potrzebujemy potwierdzeń słuszności naszych wyborów. Potrzebujemy tego meczu…
W tym roku, na meczu Katalończycy utworzą z kartonów napis: ,,Tots Units Fem Força” czyli ,,W jedności siła”.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.