Łukasz Kobeszko: Białoruski poker z Kaukazem w tle
Ewentualne uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Południowej stało się kartą przetargową w białoruskiej polityce zagranicznej, rozpiętej pomiędzy pragnieniem utrzymania ścisłych więzów z Rosją, otwarciem się na UE oraz zachowaniem autonomicznego kursu geopolitycznego.
Spekulacje na temat możliwości uznania przez Mińsk niepodległości dwóch zbuntowanych wobec władz w Tbilisi kaukaskich republik rozpoczęły się praktycznie od razu po zakończeniu rosyjsko-gruzińskiego konfliktu zbrojnego w sierpniu 2008 roku. Wielu obserwatorów polityki wschodniej sugerowało wówczas, że Mińsk będzie drugą po Moskwie stolicą świata, która oficjalnie poprze proklamowaną jednostronnie przez władze w Suchumi i Cchinwali niepodległość. Przypuszczenia te wzmacniał fakt, że już 20 sierpnia 2008 roku, podczas swojego pobytu w rosyjskim Soczi, prezydent Aleksandr Łukaszenko spotkał się z prezydentami obydwu krajów: Siergiejem Bagapszem i Eduardem Kokojtym, zapewniając ich o swoim poparciu. Tymczasem od 26 sierpnia ub. r., gdy prezydent Rosji Dimitrij Miedwiediew podpisał dekrety umożliwiające uznanie nowych kaukaskich państw, jedynym krajem świata, który zdecydował się pójść w ślady Kreml jest Nikaragua, rządzona przez lidera Sandinistowskiego Frontu Wyzwolenia Narodowego (FSLN) Daniela Ortegę.
Między knutem a piernikami?
Gorące lato 2008 roku na Kaukazie zbiegło się z wyraźnym procesem ocieplenia relacji Białorusi z UE, któremu początek dała amnestia wobec kilku więźniów politycznych, ogłoszona przez administrację prezydenta Aleksandra Łukaszenki na miesiąc przed wyborami do Izby Przedstawicieli (Pałata Priedstawitielej, biał. Pałata Pradstaunikou). Trwający od tamtej pory wyraźny flirt władz w Mińsku z Zachodem został ukoronowany szeregiem znaczących gestów płynących zza Buga. W październiku ub. r. zniesiono sankcje wjazdowena terytorium UE względem szefa białoruskiego państwa i kilkudziesięciu wysokich urzędników jego administracji. W ostatnim dniu 2008 roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznał Mińskowi ponad 2, 5 mld kredytu stabilizacyjnego. W marcu br. Białoruś została zaproszona do udziału w unijnym programie Partnerstwo Wschodnie, a obecnie coraz częściej słychać sygnały o możliwym przyjęciu naszego wschodniego sąsiada do Rady Europy oraz powrotu Białorusi do struktur Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE).
Już w sierpniu 2008 roku, znany analityk wschodni Alexander Rahr z prestiżowego Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej (DGAP), uznawany za jednego z najlepiej poinformowanych zachodnich ekspertów ds. Białorusi w wywiadzie dla mińskiej "Biełgazety" wyraził ciekawość, jak długo administracja prezydenta Łukaszenki w kontekście wydarzeń na Kaukazie pozostawać będzie "w rozkroku" pomiędzy Rosją a Zachodem. Politolog dodał wówczas, że raczkujący proces zbliżenia Białorusi do UE mógłby zostać zakłócony tylko przez dwa wydarzenia: uznanie przez Mińsk niepodległości Abchazji i Osetii Południowej oraz zawarcie przez Białorusinów porozumienia o stworzeniu z Rosją wspólnego systemu obrony przeciwrakietowej. Rahr zauważył też, że tuż po zakończeniu wojny rosyjsko-gruzińskiej Łukaszenko został wzięty "w dwa ognie". Z jednej strony zbliżenie polityczne z Zachodem przez długi czas nie było przez białoruskiego prezydenta brane pod uwagę jako poważna opcja geopolityczna, z drugiej - twarda linia, którą przybrała Rosja w swojej polityce zagranicznej w ostatnich latach (która dotknęła również Białoruś podczas kryzysów gazowych w latach 2004 i 2006) sprawiła, że Mińskowi przestaje się opłacać jednowektorowa polityka zagraniczna. "Kreml coraz częściej wymachuje knutem, a Zachód zaczął oferować słodkie pierniki. Jest więc nad czym się zastanawiać" - konkludował późnym latem ub. r. niemiecki analityk.
Parlament gra na zwłokę
W tym czasie w mediach pojawiało się coraz więcej sugestii pokazujących, że Rosja jest bardzo rozczarowana ostrożną strategią Aleksandra Łukaszenki w sprawie Kaukazu. Tuż przed wyborami parlamentarnymi, przeprowadzonymi pod koniec września 2008 roku, przedstawiciele białoruskiego kierownictwa zapowiadali, że kwestią ewentualnego uznania niepodległości obydwu secesjonistycznych republik zajmie się już nowy skład niższej izby białoruskiej władzy ustawodawczej. Mało kto zwrócił wówczas uwagę, że w kontekście mechanizmów białoruskiej konstytucji, taka deklaracja oznaczać może odłożenie całej sprawy ad calendas graecas. Izba Przedstawicieli odbywa bowiem swoje posiedzenia tylko dwa razy do roku: rozpoczynająca się 2 października sesja jesienna może trwać nie dłużej niż 80 dni, a sesja wiosenna, które zacznie się 2 kwietnia - nie dłużej niż 19 dni. Jak do tej pory, abchasko-osetyjski problem nie trafił nawet do parlamentarnej Komisji ds. Międzynarodowych i Relacji z Krajami WNP, bez rekomendacji której kwestia uznania niepodległości tych krajów nie może w ogóle być rozpatrywana przez Izbę Przedstawicieli.
Wątpliwości w tej sprawie zdawali się podtrzymywać wysocy przedstawiciele białoruskiego parlamentu. 11 marca br. wiceprzewodniczący izby, Walerij Iwanow stwierdził w obecności dziennikarzy, że "nie może dać jednoznacznej odpowiedzi", czy na wiosennej sesji Izby Przedstawicieli deputowani rozpatrzą wspomnianą kwestię. Iwanow podkreślał jednocześnie, że kwestia Abchazji i Osetii Południowej jest dla Białorusinów niezwykle delikatna i wymaga wszechstronnych analiz. Nieco bardziej przyparty do muru przez przedstawicieli mediów wicespiker parlamentu twierdząco odpowiedział na pytanie, czy oznacza to, że kwestia ta nie znajdzie się w ogóle w programie wiosennej sesji. W ocenie tej wtórował szef komisji spraw zagarnicznych Izby, Siergiej Maskiewicz, informujący, że problem niepodległości Abchazji i Osetii Południowej znajduje się w "fazie badań". Goszcząca w tym samym czasie w Minsku delegacja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (PACE) z jej przewodniczącym Joao Soaresem także potwierdziła, że nie otrzymała ze strony białoruskich oficjeli żadnego sygnału, na temat możliwości uznania nowych kaukaskich państw. Uta Zapf, inna członkini europejskiej delegacji wyjawiła tylko, że problem kaukaski był omawiany w białoruskim MSZ, "z pełną świadomością delikatności problemu, który może wpłynąć na stabilność w całej Europie". Do końca marca, kwestia Abchazji i Osetii Południowej nie została włączona do porządku dziennego rozpoczynającej sie 2 kwietnia sesji parlamentu, pomimo faktu że równolegle zgłoszono już 34 punkty dzienne posiedzenia i 20 projektów nowych ustaw, którymi zajmie się wiosenne posiedzenie Izby Przedstawicieli.
Autonomiczny kurs Mińska?
Gry z Moskwą i Brukselą w kaukaskiego pokera nie przerywa sam Aleksandr Łukaszenko. W lutym br. w wywiadzie dla globalnej telewizji satelitarnej Euronews oświadczył: "W tej sprawie mamy własne stanowisko. Nie jesteśmy pod żadną presją ze strony Europy i Rosji. Mamy swój własny parlament, który zajmie się tą kwestią i przygotuje kilka propozycji zgodnie z naszym ustawodawstwem. Jesteśmy dumni z dobrych stosunków z Rosjanami. Ale także budujemy relacje z Europą. Będziemy pełnić naszą rolę jako pomost między Wschodem a Zachodem" - tłumaczył europejskim telewidzom, podkreślając, że sprawa uznania Abchazji i Osetii Południowej nie ma związku z kwestią rosyjskich kredytów finansowych dla Białorusi.
Podczas trwającej w dniach 18-24 marca podróży do Rosji, białoruski prezydent podczas nieoficjalnej części wizyty, przebiegającej w czarnomorskim Soczi nieoczekiwanie znów spotkał się z przebywającym w tym samym czasie na rosyjskiej riwierze prezydentem Abchazji Siergiejem Bagapszem. Obserwatorzy są podzieleni w ocenie, czy podczas rozmowy abchaski lider usłyszał zdecydowane "niet" swojego białoruskiego partnera w sprawie uznania przez Mińsk niepodległości kaukaskich republik, czy też rozmowa jest zapowiedzią, że Mińsk w końcu ugnie się przed oczekiwaniami Kremla. Według relacji białoruskich i rosyjskich mediów, podczas spotkania Łukaszenko opowiedział się za "aktywną rolą Białorusi w rozwiązaniu trudnych problemów Kaukazu". Prezydenci obydwu postradzieckich krajów szczegółowo omawiali również prespektywy współpracy gospodarczej Mińska i Suchumi. W ubiegłym roku, Abchazowie importowali z Białorusi sporą ilość maszyn rolniczych, głównie traktorów z mińskich zakładów MTZ wraz z częściami zamiennymi, a obecnie są zainteresowani sprowadzaniem autobusów i trolejbusów renomowanej białoruskiej marki MAZ. Siergiej Bagapsz miał oświadczyć, że Suchumi jest w stanie zakupić partię tych towarów o wartości przekraczającej miliard rubli. Prezydent naszych wschodnich sąsiadów wyraził z kolei zainteresowanie wymianą naukową, kulturalną i turystyczną, w tym możliwościami wypoczynku rehabilitacyjnego na abchaskim wybrzeżu Morza Czarnego białoruskich dzieci mieszkających na terenach skażonych w wyniku awarii jądrowej w Czarnobylu. Liczący ponad 260 tys. konsumentów rynek Abchazji i Osetii Połduniowej może więc stać się dla Białorusinów kolejnym punktem ekspansji handlowo-gospodarczej.
Kaukaz kluczem do Europy?
W rozmowie z portalem informacyjnym tut.by rosyjski analityk Aleksandr Fadiejew, szef moskiewskiego Instytutu Krajów WNP (ISSNG) wyraził opinię, że kwestia możliwości uznania przez Mińsk niepodległości Abchazji i Osetii Południowej nie została włączona do rozmów obydwu polityków, którzy w złożonej sytuacji geopolitycznej w jakiej znalazła się obecnie Białoruś muszą zadowolić się ogólnymi deklaracjami i pogłębianiem współpracy gospodarczej. "Jednak oficjalne komunikaty nie zawsze odpowiadają rzeczywistości. Czytając między wierszami, mam takie osobiste poczucie, że Bagapszowi nie udało się uzyskać tego, co chciał najbardziej" - dwuznacznie ocenił rosyjski politolog. Nieco odmienne zdanie ma inny moskiewski ekspert, Kirył Koktysz, który zdecydowanie sądzi, że kwestia uznania niepodległości kaukaskich republik znajdzieswoje miejsce w rozpoczynającym się za dwa dni programie wiosennej sesji białoruskiego parlamentu. Samo spotkanie Łukaszenki z Bagapszem w czarnomorskiej rezydencji prezydenta Miedwiediewa świadczy jego zdaniem o intensywności licytacji pomiędzy Mińskiem a Moskwą w sprawie Abchazji i Osetii Południowej. Przedmiotem gry kaukaskimi kartami są według Koktysza kolejne transze rosyjskiego kredytu stabilizacyjnego dla Białorusi, wartego ponad 2 mld dolarów. "UE nie jest teraz gotowa dać te pieniądze Mińskowi, chociaż są one dla niego żywotnie ważne, aby skompensować straty budżetowe poniesione w związku z załamaniem się dochodów z białoruskiego eksportu. Jeżeli pojawia się alternatywa otrzymania dodatkowych pieniędzy, to sprawa Kaukazu powróci. Jeżeli nie będzie alternatyw, to te 2 mld dolarów staną się ceną uznania Abchazji i Osetii Południowej przez Białoruś" - stwierdził politolog w rozmowie z białoruskim portalem tut.by.
Wspomiany już niemiecki ekspert ds. Białorusi Alexander Rahr w niedawnym wywiadzie dla Radia Swaboda również skłania się do hipotezy, że podczas ostatniej wizyty Aleksandra Łukaszenki w Rosji Dymitruj Miedwiediew intensywnie i zdecydowanie namówił białoruskiego lidera do przecięcia ciągnących się miesiącami spekulacji w sprawie uznania podmiotowości zbuntowanych wobec Gruzji republik kaukaskich. Jednocześnie, wraz z zaproszeniem Białorusi do Partnerstwa Wschodniego, w którym przedstawiciele władz w Mińsku będą zmuszeni do współpracy z Gruzinami, UE równiez naciska, by Mińsk odciął się od zamiaru uznania Abchazji i Osetii Południowej, zwłaszcza, że w lutym br. na przekór oczekiwaniom Zachodu podpisał z Moskwą porozumienie o budowie systemu onrony przeciwrakietowej i wspólnej ochronie granic Państwa Związkowego Białorusi i Rosji (ZBiR). "Jeżeli Białoruś uzna kaukaskie republiki, może zapomnieć o łatwym procesie zbliżenia z UE" - zaznaczył Rahr.
Z analizy niemieckiego politologa dokładnie widać, że politycy zachodni widzą białoruskie trudności w jednoczesnym zbliżeniu Mińska do UE i dalszym pielęgnowaniu integracji z Rosją, o czym w dyplomatyczny sposób wspomniał goszczący wczoraj (30.3) na Białorusi szef hiszpańskiej dyplomacji Miguel Angel Moratinos. "Okoliczności mogą złożyć się jednak tak, że mimo wszystko Łukaszenko będzie musiał zwrócić się w tylko jedną stronę. Wyjścia już praktycznie nie ma, choć pomimo interesów Białorusi, istnieją interesy Rosji i UE, które chcą, aby Białoruś je interesowała" - ocenia Alexander Rahr.
Geopolityczna partia
Rosyjscy analitycy są zdania, że obecna białoruska gra wokół uznania Abchazji i Osetii Południowej nie jest zwykłym targiem, lecz problemem trwałego wyboru geopolitycznego. Kreml z pewnością jest zaskoczony, w jaki sposób tak bliski sojusznik Rosji znalazł się w kwestii kaukaskiej na tej samej pozycji co Ukraina czy Gruzja. "Sprawa nie leży w rozmiarach pomocy gospodarczej, to kwestia perspektyw białoruskich władz, ich przyszłości, ich bezpieczeństwa. Mińsk w tej chwili bardziej dogłębnie zastanawia się nad kierunkiem zachodnim. Z punktu widzenia białoruskich elit politycznych, orientacja wschodnia niesie za sobą mało dobrego. Partnerstwo Wschodnie to szansa na ucieczkę od izolacji politycznej, a europejskie inwestycje, które napłyną po kryzysie, który wcześniej czy później się zakończy, są o wiele bardziej bezpieczne niż rosyjskie" - uważa Aleksandr Fadiejew.
Patrząc przez pryzmat doświadczeń Polski z okresu międzywojennego, zdajemy sobie sprawę, jak trudne jest w Europie Środkowej, w jakichkolwiek warunkach geopolitycznych, prowadzenie polityki równowagi pomiędzy Scyllą a Charybdą dwóch silnych sąsiadów. Czas najbliższy pokaże, czy w obliczu silnej presji politycznej Białoruś będzie kontynuować politykę ostrożnego otwarcia zachodniego wektora swojej polityki zagranicznej, czy też uznanie niepodległości Abchazji i Osetii Południowej zawróci ją z tej drogi. Jak na razie, białorusko-rosyjsko-europejski poker z Kaukazem w tle toczy się zaciekle, a karty przetargowe wciąż tkwią w rękach Mińska.
Na zdjęciu: prezydent Aleksandr Łukaszenko podczas spotkania z prezydentem Abchazji Siergiejem Bagapszem, Soczi, 23 marca 2009, za: tut.by
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.